Press "Enter" to skip to content

„Czarny Kogut” na Wrocławskiej (cz. 3)

Spread the love

Większość świdniczan pamięta zapewne piwiarnię „Antałek”, która znajdowała się w dość charakterystycznym budynku przy ulicy Wrocławskiej 14. Dziś już nie ma piwiarni a stan techniczny budynku woła o przysłowiową pomstę do nieba. A szkoda, bo historia tego miejsca – chociaż stosunkowo krótka, jest ciekawa i do tej pory nie była opisana w literaturze dotyczącej historii miasta. Kontynuując nasz cykl opisywania różnego rodzaju budynków na terenie Świdnicy, lukę tą niniejszym wypełniamy (wcześniejsze części czytaj tutaj: „Czarny Kogut” na Wrocławskiej (cz. 1) i „Czarny Kogut” na Wrocławskiej (cz. 2).

***

W 1904 roku właścicielem całej parceli nr 445 na której znajdowała się m.in. gospoda Pod Czarnym Kogutem był już Johann Gotzner. Urodził się w latach 60. XIX wieku. Był między innymi konwojentem i agentem handlowym, jednak ostatecznie wybrał dla siebie zawód gorzelnika. W źródłach o nim znajdujemy informację, że w 1896 roku wykupił za gotówkę istniejącą w Świdnicy gorzelnię Rauschela. Problem polega na tym, że ta lakoniczna informacja nie pozwala na dokładne określenie o którą gorzelnię (być może razem z gospodą chodziło). W 1884 roku wymieniane są bowiem dwie – jedna prowadzona przez Ferdynanda Rauschela pod adresem Kościelna 1, a druga  prowadzona przez Hugo Rauschela przy ulicy Schreibendorf 1 (obecnie plac Ludowy). Niewykluczone, że obaj Rauschelowie byli rodziną.

Piwiarnia Antałek w latach 90. XX wieku (Foto: Borys Urbański)

Gotzner radził sobie na tyle dobrze, że już w 1904 roku stać go było na kupienie od wdowy Caroline Haensch wspomnianego Czarnego Koguta i stojącej w oficynie gorzelni. Gotzner z należnej kwoty 120 tysięcy marek, 40 tysięcy zapłacił gotówką, pozostałą sumę uregulował w kolejnych ratach. Od początku swojej działalności na Wrocławskiej Gotzner skupił się na produkcji gorzelnianej, wydzierżawiając gospodę – niestety, nie znamy nazwisk kolejnych dzierżawców, być może w początkowym okresie był to nadal Eduard Schiller.

Aby rozwinąć produkcję wódek i likierów Gotzner w latach 1904-1908 rozbudował gorzelnię, której budynek uzyskał formę, zachowaną do chwili obecnej i zamontował w niej nowe, wydajne urządzenia. Tym samym była to jedna z największych i najnowocześniejszych gorzelni w mieście. W 1908 roku roczne obroty gorzelni szacowano na 120.000 do 150.000 marek, zaś wartość wyposażenia i składu na 40.000 marek. Firma Johanna Gotznera znajdowała odbiorców na rynku lokalnym i regionalnym, większa jednak część produkcji trafiała do niemieckiego państwowego monopolu spirytusowego. Pomyślny rozwój interesu przerwała I wojna światowa. Wprowadzone systematycznie ograniczenia i zakazy produkcji wódki zmusiły ostatecznie Gotznera do czasowego zamknięcia gorzelni. Mimo wysokich podatków i wstrzymanej produkcji Gotzner zdołał przetrwać trudny okres. Po zakończeniu I wojny światowej została ona uruchomiona ponownie.

Dzięki wysokiej pozycji społecznej i zawodowej jaką zajmował w mieście Gotzner – był przewodniczącym  świdnickiego Banku Oszczędnościowego i Kredytowego i członkiem parlamentu miejskiego, jak wówczas nazywano radę miejską, potrafił zapewnić sobie korzystne kontrakty. Rocznie w swojej gorzelni mógł wyprodukować 20 tysięcy litrów wódki i likierów rocznie.

Galeria (kliknij, aby powiększyć)

1 stycznia 1920 roku Johann Gotzner założył otwartą spółkę handlową razem ze swoim synem Erichem. Ten ostatni ukończył jeszcze przed I wojną światową studia, a podczas wojny służył na froncie jako oficer. Po wojnie podobnie jak ojciec zajął się gorzelnictwem bardziej jednak od strony handlowej, zajmując się dystrybucją i zbytem produkowanego w gorzelni ojca alkoholu (mieszkał w kamienicy Rynek 17).

W 1928 roku Gotznerowie na posesji przy Wrocławskiej wybudowali garaż na samochód (zachował się do dzisiaj). Czy mieli coś wspólnego z powstałą przed budynkiem mieszkalnym oficyny stacją benzynową – zlikwidowaną dopiero w latach 90. XX wieku – trudno stwierdzić coś pewnego, wobec braku źródeł.

W 1929 r. opisywano gorzelnię jako zakład o wyrobionej, dobrej marce, posiadający dochody rzędu 150.000 marek rocznie, a wartość parceli z budynkami wynosiła 200 tysięcy marek. Johann Gotzner uznawany był za jednego z najbogatszych świdnickich przedsiębiorców, cieszył się wielkim zaufaniem społecznym.

Wrocławska 14 w latach 70. XX wieku – widoczna kamienica z piwiarnią Antałek i zlokalizowana przy oficynie stacja benzynowa
(Źródło: www.polska-org.pl)

W latach 30. XX wieku Gotznerowie znikają ze Świdnicy w tajemniczy sposób, w każdym razie nie udało się w źródłach w pełni wyjaśnić ich losów. Niewykluczone, że mający wówczas około 70 lat Johann Gotzner zmarł, a syn Erich postanowił sprzedać cały interes.

Pewne jest, że w 1938 roku właścicielem gospody i parceli był już Paul Liebich, który jednak musiał krótko potem umrzeć lub zginąć na wojnie, bo księga adresowa z 1942 roku jako właścicielkę wymienia wdowę po nim Martę Liebich.  Czy wówczas gorzelnia jeszcze działała? Wydaje się, że w ostatnich latach wojny produkcja mogła zostać wstrzymana. Nie do końca jest jasne, czy do 1945 roku działała także gospoda.

W spisie ostatnich, niemieckich właścicieli posesji w 1945 roku, jaki został sporządzony dla starostwa powiatowego krótko po wojnie, pod adresem Stalingradzka 14 (ówczesna nazwa ulicy Wrocławskiej) figuruje nie nazwisko Liebich lecz adnotacja informująca, że mieścił się pod tym adresem… Bank Kredytowy. Wydaje się to ewidentną pomyłką, bank mieścił się raczej w sąsiednim budynku (obecnie nr 12). Na dodatek – przyjmując, że w latach 40. XX wieku zmieniła się na Wrocławskiej numeracja, właściciel parceli na której znajdowała się gospoda i gorzelnia Pod Czarnym Kogutem, powinna być zapisana pod numerem 16. Takiego numeru natomiast w spisie nie ma.

Galeria (kliknij, aby powiększyć)

Spis lokali użytkowych z lat 1945-1946 przyznanych przybywającym do miasta polskim osadnikom zdaje się potwierdzać tą pomyłkę. Jako ostatnia właścicielka zapisana jest w nim Marta Liebich, a gospoda została przyznana 23 lipca 1945 roku Józefowi Gizie. Na pewno prowadził w niej piwiarnię i gospodę pod nazwą Restauracja Wrocławska przynajmniej do do 1959 roku.

Budynek dawnej gorzelni został zaadaptowany na warsztat elektroinstalatorski, którego właścicielem w 1949 roku był Marian Komorowski. W latach 50. XX wieku wymieniany był tu jego zakład wulkanizacyjny. Funkcje związane z wulkanizacją i usługami naprawczymi samochodów obiekt pełni zresztą do chwili obecnej.

Wracając do gospody, w latach 60. XX wieku zmieniono jej nazwę z Restauracja Wrocławska na Bar Tempo. Na początku lat 70. XX wieku dokonano jego remontu a projektantem nowego wystroju wnętrz był Włodzimierz Piotrowski. Piwiarnia kat. III o nowej nazwie Antałek została uroczyście otwarta 22 grudnia 1973 roku. Funkcjonowała do końca lat 90. XX wieku. W pomieszczeniach po zlikwidowanym lokalu, w nowej rzeczywistości społeczno-gospodarczej podejmowano wiele prób wykorzystania pomieszczeń dawnej gospody w zakresie usług. Mieściły się tu w różnych okresach czasu między innymi: sklep z płytkami ceramicznymi, Salon Urody i Masażu Gabriel, Vita Clinic, przez pewien okres czasu zagospodarować obiekt próbował także bez większych sukcesów związek głuchoniemych. Różnego rodzaju formy produkcji i usług były uruchamiane także w jednej z dwóch zachowanych oficyn, m.in. produkcja okien PCV i agencja reklamowa.

Salon fryzjerski Gabrielki w głównej sali dawnej gospody Pod czarnym Kogutem. Można usiąść w fotelu, zamknąć oczy i…

Wszystkie te próby gospodarczego ożywienia obiektu, nie wpłynęły w jakiś pozytywny sposób na jego stan techniczny, który jest fatalny. Coraz rzadziej w mieście można spotkać budynki, które są tak zaniedbane i zniszczone. Dekapitalizacja obiektu i jego otoczenia postępuje w dużym tempie. A szkoda, po jego remont oraz uporządkowanie otoczenia na pewno przyczyniłoby się do uratowania neorenesansowego klasyka.

Obecnie w nieco przebudowanych pomieszczeniach dawnej gospody zainstalował się zakład fryzjerski Gabrielki. Gdy siedzi się na fotelu u jego właścicielek – pań Zosi i Kai i gdy przymknie się oczy, można usłyszeć dźwięk kufli, poczuć zapach piwa oraz dawnych potraw, dymu z papierosów i cygar… Można się przenieść w wyobraźni 150 lat wstecz do gospody Pod Czarnym Kogutem.

Andrzej Dobkiewicz & Sobiesław Nowotny (Fundacja IDEA)

15 LIKES

Skomentuj jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mission News Theme by Compete Themes.