Press "Enter" to skip to content

Fort Gaj – medialne wymysły

Spread the love

Trwająca renowacja tzw. Fortu Gaj w Strzegomiu to dobra okazja na przypomnienie czytelnikom Świdnickiego Portalu Historycznego dziejów tego miejsca i wyjaśnieniu nieporozumień, które doprowadziły do powstania błędnego przekonania o istnieniu w tym miejscu pruskich umocnień obronnych z II połowy XVIII wieku. Niestety, ta wyssana z palca informacja powielana jest bezkrytycznie w wielu publikatorach i mediach. Tymczasem Fort Gaj z fortem wojskowym nie miał nic wspólnego…

Panorama Strzegomia z Fortu Gaj. Fragment pocztówki z 1902 r. (Źródło: polska-org.pl)

Wzgórze to nosiło pierwotnie nazwę Góry Szubienicznej (Galgen Berg), ponieważ aż do  roku 1819 mieściła się tam szubienica i właśnie w tym roku jak to zanotował kronikarz Richter została zburzona „na chwałę ludzkości”, a kamienie z jej rozbiórki zostały wykorzystane do brukowanie ulic w mieście. Ten sam kronikarz wspomina o remoncie szubienicy w roku 1737, ponieważ zamierzano wykonać wyrok na chłopie Georgu Scholzu z Tomkowic, który został skazany na powieszenie.

W tym miejscu warto przytoczyć opis wydarzeń związanych z remontem szubienicy zamieszczony w kronice Richtera.

Drewno niezbędne do remontu szubienicy zostało zwiezione przed ratusz, gdzie 14 maja 1737 roku w eskorcie wachmistrza miejskiego, uzbrojonych czterech mieszczan, wójta miejskiego i dwóch ławników, przewieziono je do miejscowych warsztatów. Zgodnie z dawnym zwyczajem w tym miejscu musiało nastąpić tzw. pierwsze uderzenie w drewno, czyli mistrz musiał symbolicznie zacząć swoją pracę. Następnie miejscy cieśle, czeladnicy i uczniowie rozpoczęli obrabianie grubych pni. Podczas tej pracy 2 najmłodszych czeladników, pilnowało na zmianę, aby wióry i kawałki drewna nie mogły zostać zabrane w celu ewentualnych czarów.

Panorama Strzegomia z zaznaczonym położeniem miejskiej szubienicy, dziś Fort Gaj

15 maja wcześnie rano przy pomocy podwód dostarczonych przez chłopów z Międzyrzecza i Grabiny, obrobione drewno oraz inne materiały budowlane zostały zawiezione na miejsce straceń i ponownie przy straży wyładowane. Następnie  mieszczanie w pełnym uzbrojeniu zebrali się przed ratuszem, skąd pod wodzą kapitana miejskiego Petera Emmanuela Mäntlera z powiewającymi sztandarami i wśród dźwięków muzyki wcześnie rano o godzinie 8 wyruszyli w następującym porządku na miejsce straceń.

Połowa mieszczaństwa na początku, w środku szli niezbędni do wykonania szafotu rzemieślnicy ze swoimi narzędziami w następującej kolejności: murarze wraz z czeladnikami i uczniami, cieśle, kowale, powroźnik, stolarz, ślusarz.

Po nich szła druga połowa mieszczaństwa. Na końcu tego pochodu jechał, na wozie zaprzężonym w czwórkę koni, wójt miejski wraz z dwoma ławnikami. Gdy po przybyciu na miejsce kaźni wójt i ławnicy zsiedli z wozu, wszyscy uzbrojeni mieszczanie zaprezentowali broń Wówczas wójt  podszedł do bramy szubienicy, gdzie stał kat, który  powitał go pytaniem:

– Czego żądacie?

Wówczas wójt miejski wymienił wszystkie prace, które należało dokonać. W odpowiedzi kat przekazał mu klucze do bramy. Przed wejściem na miejsce kaźni wójt wykonał trzy uderzenia narzędziem każdego z rzemieślników, który miał brać udział w remoncie, w imię Trójcy Przenajświętszej i dopiero wówczas każdemu z nich przydzielił prace do wykonania. Cześć rzemieślników (kowal, powroźnik, stolarz, ślusarz) musiała wykonać swoją pracę w warsztatach i dlatego wrócili w pochodzie do miasta. Tam wójt udał się do każdego warsztatu i dokonał pierwszego uderzenia narzędziem rzemieślniczym i dopiero wówczas mistrz i jego czeladnicy mogli przystąpić do pracy.

Fragment mapy Rudolfa Mitschke z 1910 roku z zaznaczonym położeniem wiatraka i magazynu prochowego

Gdy wszystkie prace były ukończone, mieszczanie wraz z rzemieślnikami zebrali się ponownie przed ratuszem i w takiej samej kolejności udali się na miejsce straceń. Gdy przybyli na miejsce rzemieślnicy pracujący przy naprawie szubienicy wraz z wójtem podeszli do szafotu. Wówczas kapral miejski przyprowadził kata i w jego obecności chorąży miejski podniósł do góry chorągiew pod którą przechodził każdy z rzemieślników. W ten sposób odzyskiwali swój honor. Następnie notariusz wygłosił krótką mowę, dziękując rzemieślnikom za ich trud i przekazał katu szafot i klucze do bramy. Kat wbił w belki klamrę z łańcuchem, wszedł na drabinę i podniósł miecz a następnie potwierdził przekazanie szafotu. Dopiero wówczas wszyscy mieszczanie udali się z powrotem do miasta.

Jak już wspomniano na początku szubienica została rozebrana w roku 1819. Następne informacje o tym miejscu pochodzą od kronikarza Richtera, który napisał, że w roku 1823 fabrykant skór Friedrich Samuel Bartsch wybudował na wzgórzu młyn garbarski (Lohwindmühle).  Służył do rozdrabniania koniecznych w garbarstwie roślinnych środków garbarskich. Rozdrabniano głównie korę sosny i dębu na garbnik, który był wykorzystywany do garbowania skór. W następnym roku młynarz Freund wybudował tam wiatrak holenderski. W latach  1821-1825 wspomniany Friedrich Samuel Bartsch wybudował jeszcze jeden, duży, murowany wiatrak garbarski, który jednak spłonął w wyniku samozapłonu w dniu 2 stycznia 1827 roku. Został jednak bardzo szybko odbudowany. Informacje  te  potwierdza również kronika rodziny Bartsch, podając nawet dokładną godzinę kiedy zapalił się ten  wiatrak – godz. 21.

Fortu Gaj w latach 60. XX wieku (Źródło: polska-org.pl)

W latach 1826-1827 wybudowano na tym wzgórzu jeszcze murowany dom mieszkalny dla młynarzy, stodołę i inne zabudowania gospodarcze. Według kronikarza Richtera Friedrich Samuel Bartsch stał się właścicielem tego wzgórza, na którym założył winnicę z domem letnim. Według informacji z kroniki rodzinnej na Górze Młyńskiej, bo tak było ona nazywana od czasów wybudowania na niej wiatraków,  istniały jeszcze w roku 1859 następujące budynki: dom mieszkalny dla trzech młynarzy, jedna duża stodoła, duży budynek stajenny, altana ogrodowa oraz ogród. Po śmierci Friedricha Samuela majątek przeszedł na jego trzecią żonę Johannę a w roku 1850 odziedziczyli go bracia Hermann i Rudolf Bartsch. W roku 1882 Hermann sprzedał wszystkie zabudowania wraz z wiatrakami młodszemu bratu Paulowi.

Dlaczego Fort Gaj nie był budowlą obronną a ruiny wiatraka garbarskiego nie są pozostałościami po młynie prochowym? Po pierwsze mury obronne otaczające miasto rozebrano częściowo już po wojnie trzydziestoletniej, bo nie spełniały już swojej roli w nowożytnym systemie obronnym. Nie było również potrzeby budowania fortu z dala od miasta, tym bardziej, że miasto po wojnie trzydziestoletniej było zniszczone i nie miało środków na odbudowę po zniszczeniach wojennych nie mówiąc już o tak kosztownym przedsięwzięciu jak budowa fortu. Również w czasach pruskich nikt nie zamierzał budować umocnień wokół Strzegomia, skoro w pobliżu była twierdza świdnicka. Skoro na Górze Szubienicznej aż do roku 1819 znajdowała się szubienica, to tym bardziej nikt nie widział sensu aby tam budować fort, tym bardziej, że szubienica była odnawiana jeszcze w roku 1737.

Skąd więc  wzięła się informacja o forcie i młynie prochowym? Zapewne to wynik błędnego odczytania informacji zawartych na starych mapach Strzegomia. Na jednej z nich, wydanej w roku 1910 przez Rudolfa Mitschke, z dala od miasta przy ulicy Pilgramshain Straße (Niepodległości) widnieje zarys jakiegoś budynku  i napis Pulwerhaus (prochownia).  Skoro istniała prochownia to musiał gdzieś znajdować się młyn prochowy, a ponieważ nie wszystkie źródła  historyczne były wówczas dostępne, tak powoli, często postarzana informacja, utrwaliła się w świadomości mieszkańców miasta. Ruiny wiatraka oraz zabudowań gospodarczych rodziny Bartsch, zbudowane z kamieni granitowych idealnie pasowały do legendy o dawnym forcie obronnym.

Galeria (kliknij aby powiększyć; foto: UM Strzegom)

Dzisiaj dzięki staraniom władz miejskich, to miejsce powoli pięknieje i wkrótce stanie się ponownie ogrodem, tak jak w XIX wieku i jak to napisał kronikarz Richter stanie się piękną ozdobą miasta na pożytek jego wszystkich mieszkańców.

Aktualnie naprawiane są mury, powstają nowe ścieżki, pojawiły się ławki i fontanna. Dopełnieniem będzie stolik kamienny, kosze na śmieci, stojaki na rowery i tablice informacyjne.

Koszt rewitalizacji I etapu wynosi blisko 4,5 mln zł. Ok. 2 mln zł pochodzi z „Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych”. Wykonawcą przedsięwzięcia jest konsorcjum firm: Budraf Sp. z o.o. z Wałbrzycha (lider) oraz PPUH „Drog-Ziem” ze Stanowic (partner).

Marek Żubryd

14 LIKES

Skomentuj jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Mission News Theme by Compete Themes.