Press "Enter" to skip to content

Jeszcze o zamku Laurichenburg

Spread the love

O tajemniczym zamku Laurichenburg już pisaliśmy na naszym portalu (czytaj tutaj: „Laurichendorf – zaginiona wieś i zamek”. Ciekawym uzupełnieniem do historii tych obiektów jest legenda, jaką w wydanej w 1840 r. książce „Schlesischer Sagen-, Historien- und Legendschatz” odnalazł nasz współpracownik Wiesław Rośkowicz.

***

Na górze Przygrodna znajdował się zamek Laurichenburg (fot. W. Rośkowicz)

Jest to upiorna historia, historia o obrzydliwym świętokradztwie i wszechmocnej zemście nieba. Śląska Dolina – miejsce, w którym się to zdarzenie rozegrało, jest obecnie piękne, pokryte zielenią i kwitnące. Rozległe pastwiska i zielone góry są ucztą dla oczu. Ludzie żyją tu pod ochroną prawa, kościelne dzwony uroczyście dzwonią i tysiące turystów wędruje tu co roku, bezpiecznie i szczęśliwie, aby cieszyć się pięknem tego miejsca. Niegdyś jednak tak nie było, gdyż niecna ludzka skłonność do zła je zbezcześciła. Wówczas to, niedaleko od huty srebra, na okazałym wzgórzu, wznosił się zamek, zwany Laurichenburg. U jego stóp znajdowała się wieś Laurichendorf, była ona zamieszkała przez służbę i żołnierzy. Panem na zamku, odziedziczonym po rodzicach, był młody, przystojny i piękny junkier Hans. Miał niestety prostackie maniery i był bardzo złym człowiekiem. W całej okolicy matki, usypiając dzieci, straszyły je jego imieniem. Gdy popełniano jakiś haniebny czyn, to z pewnością podżegaczem do niego był Hans. Z czasem wszelaka hałastra znalazła schronienie na zamku i była na nim mile widziana. Rycerze rabusie i inni obrzydliwi kompani byli jego towarzyszami. Razem z młodym szlachcicem uwodzili piękne dziewczęta, ucztowali i głośno się zachowywali. Często też rabowali i mordowali. Niesława o junkrze i jego strasznej zgrai rozniosła się daleko.

Zabudowanie w nieistniejącej wsi Śląska Dolina (niem. Schlesiertal)

Pewnego razu Hans zobaczył w pobliskim klasztorze zakonnicę, tak piękną i słodką, że zaczęła go dręczyć wielka żądza. Postanowił posiąść dziewczynę, bez względu na cenę. Ale panna ta nie usłuchała jego próśb, więc zebrał swoich towarzyszy i nocą napadł na klasztor. Nie zważając na nic porwał zakonnicę spod ołtarza i przywiódł do zamku. Tam siłą zmusił ją do swojej woli. Dziewica, oddając w grzechu i rozpaczy ostatnie tchnienie, rzuciła przekleństwo na swojego oprawcę.

Kara za popełniony czyn szybko nadeszła. Już następnego ranka pewien mnich zapukał do bramy zamku i zażądał rozmowy z młodym szlachcicem. Mnich ów został wysłany na zamek przez wielebną przeoryszę klasztoru, w którym przebywała porwana zakonnica. Dostarczył Hansowi dowód, że porwana była jego siostrą, zrodzoną przez jego ojca w tajemnej miłości, i zażądał jej uwolnienia. Po tych słowach junker cały zapłonął, poczuł się jakby stał przed sądem bożym, a wyrzuty sumienia i rozpacz zawładnęły jego duszą. Mnich, gdy się dowiedział, co się stało, przeklął to miejsce, wraz ze wszystkimi żyjącymi w nim istotami, za popełnione w nim kazirodztwo i pośpiesznie opuścił miejsce grzechu.

Fragment mapy z poł. XVIII w. z zaznaczonym zamkiem Laurichenburg (Laurichenschloss). Zbiory Muzeum Dawnego Kupiectwa w Świdnicy

Odtąd poczucie winy nie pozostawiało junkra w spokoju. Jak w lustrzanym odbiciu widział swoje występne życie i mimo gorzkiego żalu i wyrzutów sumienia, nie mógł nigdzie znaleźć pocieszenia i spokoju. Pewnego dnia, gdy siedział w tępym rozmyślaniu w komnacie swojego zamku, wszedł do niej kucharz i pokazał mu dużego, dziwnie migoczącego węgorza. Został on właśnie przez służbę złapany w fosie zamkowej. Ryba była tak osobliwa i dziwna, że ​​nikt jeszcze takiej nie widział, lecz junker prawie nie zwrócił na nią uwagi i tylko nakazał przygotować z niej posiłek. Po przyrządzeniu ryby podano ją do stołu i Hans, po zjedzeniu pierwszego kęsa, poczuł tak wielki apetyt, że zjadł ją prawie całą, z wyjątkiem jednego kawałka, który pozostał w misce. Nagle junker usłyszał w szeleście drzew i powiewach wiatru dziwne głosy. Ptaki świergotały w powietrzu a on rozumiał ich mowę, jakby jego umysł i zmysły otrzymały nadprzyrodzone moce. Wieczorne słońce zaczerwieniło już blanki zamku, gdy Hans wyszedł na jego dziedziniec. Kury, gołębie i kaczki skakały i chowały głowy, krzyczały i chichotały zrozumiałymi dla niego słowami. Na schodach siedział wielki kogut, ulubieniec Hansa. Podniósł głowę, zjeżył pióra, zapiał i powiedział:

Ach! Biada! Kiedy słońce zajdzie, Laurichenburg przepadnie z powodu grzechów jego Pana, ze wszystkimi, co na nim żyje!

Fragment malowidła przedstawiającego Sąd Ostateczny w kościele pw. Wszystkich Świętych w Strzelcach Świdnickich (fot. W. Rośkowicz)

Młody szlachcic przeraził się i pomyślał, że usłyszał trąby Sądu Ostatecznego. Kogut nadal pijał, chichotał i wrzeszczał, a on rozumiał wszystko i słyszał, jak ptaki narzekają i przeklinają jego grzech. Nawet jaskółki z niepokojem fruwały w powietrzu, próbując ratować swoje potomstwo.Słońce zachodziło coraz niżej na wieczornym niebie i zaczerwieniło wieżę zamku. Hans stał się niespokojny, opuściła go odwaga i sparaliżowany czekał na spełnienie przepowiedni. Nagle kogut zatrzepotał o ścianę, zapiał w stronę muru i powiedział:

Wkrótce słońce zajdzie, a Laurichenburg zapadnie się! Ale jeśli chcesz się uratować, weź najszybszego rumaka i uciekaj z tego przeklętego zamku.

I znów zachichotał, i zatoczył kółko. Hansa ogarnął wielki strach przed śmiercią, pobiegł więc do stajni, wskoczył na najszybszego rumaka i w popłochu udał się w stronę bramy zamku. Za nim piał kogut a kury nawoływały do pośpiechu. Kiedy przybył do mostu, zatrzymał go przerażony kucharz. Złapał konia za wodze i błagał szlachcica, żeby zabrał go ze sobą. Kucharz także rozumiał głosy ptaków i zwierząt, gdyż zjadł ostatni kawałek dziwnego węgorza, który pozostał w misce. Hans odwrócił się i podniósł wzrok, w ostatnich promieniach słońca zobaczył szczyt zamkowej wieży. W wielkiej trwodze próbował uwolnić się od stojącego przy rumaku kucharza. Jednak ów,  przerażony, również chciał się uratować i mocno trzymał konia za wodze.

Fragment mapy z początku XIX w. z zaznaczoną lokalizacja zamku Laurichenburg

Gdy szlachcic poczuł, że ziemia już drży, a każda chwila zwłoki grozi zagładą, postanowił się uwolnić od sługi, podniósł miecz i odciął jego rękę. Teraz pędzący koń wydawał się lecieć w powietrzu, a Hans słyszał za sobą jakby ogromne fale oceanu i grzmot nieba. Kiedy w końcu zdyszany rumak zatrzymał się na pobliskim wzgórzu, szlachcic odwrócił się i spojrzał na swoje dziedzictwo; nie było już wzgórza, zamku, ani wsi i wszyscy zostali pochłonięci przez czeluść i tylko ciemna, podmokła ziemia wskazywała miejsce przeklętego miejsca. Hans uznał sąd boży, uklęknął na ziemi i ślubował skruchę, następnie wstał i udał się do najbliższego klasztoru, gdzie wyznał swoje grzechy. Został w nim mnichem i przez resztę życia pokutował.

***

Fragment mapy z 1957 r. z zaznaczona górą Przygrodną

Na dawnych mapach księstwa świdnickiego jest zaznaczony zamek zwany Laurichenschloss. Znajdował się on na górze Przygrodna, położonej na wschód od zapory w Lubachowie na rzece Bystrzycy. Wspomniana góra do zakończenia II wojny światowej nosiła nazwę Schloss Berg (Zamkowa Góra). Niestety, nie pozostały na niej żadne widoczne ślady po zamku. Podobno kamieni z niego użyto przy wznoszeniu budynków w Bystrzycy Górnej. Prawdopodobnie zamek, wraz ze znajdującą się w jego pobliżu wsią, zwaną Laurichendorf bądź też Lauersdorf, został zniszczony w czasie wojny trzydziestoletniej.

Opracował Wiesław Rośkowicz

7 LIKES

3 komentarze

  1. m m 7 lipca 2020

    Nie było żądnych badań archeologicznych nigdy tam ?

    • Andrzej Dobkiewicz Andrzej Dobkiewicz Post author | 7 lipca 2020

      O ile nam wiadomo nie. Kilkanaście lat temu Sobiesław Nowotny natrafił w lesie na coś, co mogłoby być jakąś ewentualną pozostałością po tym zameczku i wskazywałoby na jego możliwe usytuowanie.

      • m m 11 lipca 2020

        Może by warto to gdzieś zgłosić? wydział archeologi UW np ? studenci archeo zawsze maja wakacyjne praktyki na tego typu obiektach

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Mission News Theme by Compete Themes.