Press "Enter" to skip to content

Kawa na szubienicy

Spread the love

Zbrodnia i kara szły ze sobą w parze od wieków. Dziś machina wymiaru sprawiedliwości czy też raczej w wymierzaniu kary nie jest już tak brutalna i bezlitosna, ale już w takim średniowieczu w aspekcie stosowanych kar, wyobraźni nie brakowało. Pragmatyzm owych czasów nie przebierał w sposobach karania, które jednocześnie miały być środkami prewencji, mających wzbudzać strach. Dzisiejszy system skazywania na więzienie (i to w jakich warunkach!) to pikuś w porównaniu z tym, z czym mieliśmy do czynienia w minionych wiekach.

Do najpopularniejszych form wymierzania sprawiedliwości zaliczano ścięcie mieczem, chłostę przy pręgierzu, przykucie delikwenta kuną (metalowa obręcz mocowana np. do ścian kościoła) w miejscu publicznym i wystawienie go na potępienie, zakopanie żywcem, spalenie, utopienie, obcięcie niektórych części ciała, publiczne ogolenie głowy – te ostatnie szczególnie zarezerwowane były dla kobiet. „Mile” widziane były również tortury które skutkowały powolną śmiercią w „piekielnych” męczarniach. Madejowe łoża, nabijanie na pal, hiszpańskie buciki – które pasowały na każdą stopę gdy już rozgrzane żelazo nabrało skrajnej temperatury, kąpiele we wrzącym oleju, lanie gorącego wosku na gałki oczne czy wpychanie w odbyt rozżarzonych prętów, to tylko nie które z używanych metod w „ciemnym” średniowieczu. 

Dzisiejszy system skazywania na więzienie (i to w jakich warunkach!) to pikuś w porównaniu z tym, z czym mieliśmy do czynienia w minionych wiekach.

I choć wszelkie te metody cechowała brutalność, to niektóre były już przywilejem… Ścięcie mieczem było zarezerwowane tylko dla wybrańców – jedno szybkie zamachnięcie i po bólu bez utraty honoru czy dobrego imienia. Przeciwieństwem ścinania było wieszanie, najbardziej haniebna z metod uśmiercania. Powieszenie odbierało nie tylko życie, ale wszelkie honory i skazywało na ogólne potępienie wśród społeczeństwa. Ale co po dobrym imieniu, gdy już kat zrobił swoje? Honor był odebrany nie tylko wisielcowi, ale również tym którzy byli z nim blisko spowinowaceni. Sama szubienica oprócz środka prewencji, pełniła również formę rozrywki, gdyż publiczne egzekucje cieszyły się sporą popularnością. Potrafiły gromadzić setki gapiów, pragnących zaspokoić swoją ciekawość, a sam zawód kata cieszył się dużym prestiżem. Same szubienice ewoluowały względem używalności, od najprostszych drewnianych konstrukcji do masywnych murowanych budowli. 

Pierwotnie wykonane były tylko z jednej drewnianej belki poprzecznej, wspartej na słupie lub dwóch. Funkcjonowały również szubienice trójbelkowe i czterobelkowe ustawione na drewnianych wspornikach. W późniejszych czasach odstąpiono od drewnianych konstrukcji i zaczęto tworzyć trwalsze, solidniejsze budowle. Murowane szubienice najczęściej przybierały kształt koła – cylindrycznej studni z trzema lub czterema słupami, między słupami były umieszczone drewniane belki na których kat dokonywał egzekucji. Cały proces budowy lub renowacji szubienicy nie do końca cieszył się uznaniem wśród cechów rzemieślniczych. Ustanowione prawo Constitutio Criminalis Carolina nakazywało wszystkim cechom miejskim oddelegowanie jednego z jego członków do budowy, czy też renowacji obiektu. Spełniano ten obowiązek niechętnie, bo uważano, że ten kto bierze czynny udział przy pracach w miejscu straceń był już na wieki pohańbiony.

Murowane szubienice pojawiły się na Dolnym Śląsku początkiem XVI wieku, choć doszukać można się starszych Na przykład w Lubaniu Śląskim gdzie już w 1437 r. drewnianą konstrukcję zastąpiono murowaną (obecnie zachowały się tylko fragmenty fundamentów).  Lokacja murowanych szubienic czy ich poprzedniczek  była różna. Często stawiano je w centralnej części miasta  jak na przykład we Wrocławiu – Rynek 19 (kamienica Pod Starą Szubienicą), Kłodzku – gdzie sprowadzony ze Świdnicy kat stracił 40 zwolenników Jana Husa oraz Bolesławcu, gdzie według zachowanej kroniki 16 czerwca 1545 roku niejaki Mathias Ruprech został najpierw ścięty później spalony przy szubienicy. Jakby tego było mało obcięto mu przy pręgierzu jego… męskość, za uczynienie dwóch dziewcząt brzemiennymi. Szubienice stawiano również poza miejskimi murami, na niewielkich wzniesieniach lub przy ruchliwych  gościńcach. Cel był jeden – zwrócić jak największą uwagę!

I wyobraźmy sobie teraz jakie stwarza wrażenie „dyndające” na belce, w połowie już rozłożone ciało skazanego… makabra? Tak! I był to zabieg celowy! Ciała skazanych były pozostawione na stryczku ku przestrodze, a gdy już całkowicie uległy rozkładowi, kat za stosowną opłatą czasem dokonał pochówku na tak zwanym fałszywych cmentarzu, ale najczęściej kości lądowały wokół szubienicy na pastwę drapieżników, które rozprawiały się z nimi na swój sposób… Do chwili obecnej na Dolnym Śląsku zachowało się niewiele reliktów po średniowiecznych szubienicach. Przyjrzyjmy się niektórym z nich.

Z „pogańskimi korzeniami”

Na niewielkim zalesionym dziś wzniesieniu, nieopodal drogi prowadzącej z Lipy do Jastrowca w powiecie jaworskim, tuż przy ruinach lokalnego zamku znajduje się obiekt onegdaj spełniający funkcję szubienicy. Posiadał on studnie o średnicy 350 cm wysoki był na około 300 cm i posiadał trzy kamienne filary, dziś w kompletnej rozsypce. Kolejny zabytek znajduje się w Mościsku (powiat dierżoniowski) po prawej stronie drogi wiodącej w stronę Grodziszcza. Na niewielkim wzniesieniu noszącym nazwę Lelek (277 m. n.p.m.) dziś trudno się doszukać dowodów na istnienie szubienicy i nawet badacze nie są do końca zgodni, co do funkcji tego miejsca. Hipotetycznie można założyć, że mury cylindrycznej studni o średnicy 460 cm i grubości ścian 80-85 cm z nieociosanego granitu oraz niemiecka nazwa Ruhberg – Wzgórze Ciszy mogą sugerować mroczną historię tego miejsca. Jedyną szansą na ustalenie czym faktycznie jest obiekt na Lelku, są ewentualne nadania archeologiczne. Ciekawostką wiążącą szubienicę z Lipy i Mościska jest to, że prawdopodobnie zostały wybudowane w miejscu pogańskich świątyń… Tak przynajmniej uważano jeszcze do końca IX wieku.

Na ziemi i pod nią

W 2015 roku Złotoryja pozyskała kolejny zabytek. Podczas prac archeologicznych przeprowadzonych przez Uniwersytet Wrocławski, badacze natrafili na relikty średniowiecznej szubienicy. Cylindryczny kształt obiektu jak i pozostałości ludzkich szczątków znajdujących się wokół tego miejsca nie pozostawiły wątpliwości. Odnaleziono miejsce straceń, którego lokalizacja do tamtej pory była bliżej nie znana. Według badaczy murowana szubienica mogła powstać w XVI wieku. Wokół niej odnaleziono liczne guziki, fragmenty glinianych fajek, metalowe skoble. Jednak najciekawszym znaleziskiem okazał się kompletny łańcuch egzekucyjny, który dawniej zastępował linę w przypadku, gdy chciano by ciało skazańca powisiało nieco dłużej. W ostatnich dniach dokonano podobnego znaleziska przy szubienicy w Żaganiu (lubuskie). Średnicę złotoryjskiej szubienicy wyliczono na 7,5 metra, domniemana wysokość to około 6-7 metrów, co w rankingu „solidności i wielkości” dolnośląskich szubienic, stawia Złotoryję na pierwszym miejscu! Szubienicę zlikwidowano w 1810 roku. Zachowane fundamenty szubienic można również obejrzeć w Jeleniej Górze na wzgórzu Kościuszki, w Kątach Wrocławskich oraz już wcześniej wspomnianym Lubaniu Śląskim.

Cieszą i straszą

Do najlepiej zachowanych szubienic należą te z Miłkowa oraz Wojcieszowa. Zabytek z Miłkowa powstał prawdopodobnie w 1677 roku, gdy zaniepokojony właściciel wsi baron Carl Heinrich von Zierotin dostrzegając coraz większe zagrożenie ze strony ruchów społecznych, odkupił od miasta Jelenia Góra prawo do sądownictwa kryminalnego i nakazał budowę pręgierza oraz szubienicy. Po raz pierwszy została użyta w siedem lat po budowie. Baron jako osoba stanowiąca o prawie, wydał wyrok śmierci na swojego szwagra barona von Fitsch (Fätste), który dopuścił się morderstwa na swojej żonie Julianie von Zierotin. Motywem zabójstwa była… niewierność. Baron upodobał sobie pewną pokojówkę z którą spędził ostatnie błogie chwile. Kara zasłużona, ale dość zaskakująca, bo szlachcicowi „przysługiwało” ścięcie mieczem, co stało się zresztą udziałem kochanki barona. Pamiątką tego wydarzenia był miecz, który do 1945 r. znajdował się w pałacu w Miłkowie. Na mieczu wygrawerowano  wizerunek mężczyzny wiszącego na szubienicy wraz z datą 1684 i napisem: Ten, kto podżegał do morderstwa, będzie stracony za pomocą miecza, a kto mordu dokonał, będzie powieszony. Inną ciekawą sprawą była egzekucja niemal całej rodziny Exnerów: ojca, matki, syna i córki. Za związki kazirodcze i za zamordowanie dziecka, dnia 14 października 1701 roku sąd w Pradze wydał wyrok na podstawie którego rodzeństwo zostało ścięte mieczem, a oboje rodziców oprócz ścięcia dodatkowo przebito kołkiem. Relikty  szubienicy w Miłkowie usytuowane są na wzniesieniu o nazwie Straconka (478 m n.p.m). W całkiem niezłym stanie zachowały się trzy kamienne filary oraz cylindryczna studnia. Jej średnica wynosi 330 cm, wysokość całkowita to 250 cm.  Zbudowana została z nieociosanych bloczków granitu i piaskowca. Również szubienica w Wojcieszowie wykonana została w kolistej formie o średnicy 600 cm i wysokości 300 cm. W latach 30. XX wieku doceniono wartość historyczną tego miejsca i podjęto prace naprawcze, co pozwoliło przetrwać mu do naszych czasów. Szubienica powstała prawdopodobnie na przełomie XVI/XVII w., na co wskazuje zachowane wzmianki  w jednej z jeleniogórskich kronik, mówiące między innymi o tym, że na  szubienicy spalono pewnego mężczyznę, który miał dopuścić się aktu sodomii ze zwierzęciem oraz ścięto morderczynię dziecka. Obecnie teren wokół szubienicy został uprzątnięty, ustawiono tablice informacyjną i przeprowadzono ścieżkę dydaktyczną.

Na kawce u kata

Jednym ze sposobów na ratowanie zabytków może być ich przekształcenie i wtórne wykorzystanie. Taki los spotkał szubienicę ze Złotnik Lubańskich, wzniesioną ok. 1707 r.  Jeszcze podczas jej  budowy wykonano wyrok na kobiecie która dopuściła się mordu na swoim dziecku. Mury tej szubienicy zostały częściowo rozebrane w latach 1971-1975, a pozostałość zaadoptowane na… kawiarnię. Kawa z dreszczykiem serwowana przez kata w stylizowanym średniowiecznym zameczku stojącym na fundamentach szubienicy, musi mieć… niezapomniany smak.

Anna Czarna

24 LIKES

4 komentarze

  1. Mariusz Molenda Mariusz Molenda 30 czerwca 2019

    Brak info o szubienicy na „Lelku”, która nieodzownie była związana ze Świdnicą.

  2. Czarna Czarna 19 lipca 2019

    Widziałam, bardzo ciekawe 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Mission News Theme by Compete Themes.