Press "Enter" to skip to content

Kosmita w XVII-wiecznym Gogołowie…?

Spread the love

Czy w XVII wieku we wsi Gogołów nastąpiło spotkanie trzeciego stopnia z przedstawicielem pozaziemskiej cywilizacji?

Książki szwajcarskiego badacza niewyjaśnionych zagadek przeszłości Ericha von Dänikena, który skupia swą uwagę głównie na problemie wpływu istot pozaziemskich na losy cywilizacji ludzkiej, cieszą się olbrzymią popularnością.

Pod względem wydrukowanych i sprzedanych egzemplarzy przewyższają nawet Biblię i święte pisma innych wyznań (Koran itp.), co świadczy z jednej strony o niesłabnącym zainteresowaniu ludzi wszystkim tym, co tajemnicze i niewyjaśnione, z drugiej zaś strony ukazują słabość ludzkiej natury, wyrażającą się w niedowierzaniu kanonom oficjalnie przyjętej nauki. Zagadki przeszłości dają wielokrotnie powód do poszukiwania alternatywnych rozwiązań. Przykładem może być chociażby tajemnicza postać „astronauty” wykuta na gotyckim portalu katedry w Salamance, która dla miłośników teorii o kontaktach z obcymi cywilizacjami lub też dla wszystkich przekonanych, iż w przyszłości ludzkość otrzyma możliwości podróży w czasie jest dowodem na to, iż budowniczowie tego kościoła  mieli kontakt z przedstawicielami obcych cywilizacji.

Historycy muszą niekiedy jednak sami rozkładać ręce, gdyż nierzadko materiały źródłowe przynoszą nam informacje, które stanowią trudny orzech do zgryzienia. Również w bogatych świdnickich źródłach narracyjnych z okresu nowożytnego napotykamy na tego rodzaju przykłady.

„Obcy”, „Powrót do przeszłości” czy… okowita była za mocna?

Najbardziej bodaj znamienny zachował się w zapomnianym rękopisie, pochodzącym z XVII wieku, noszącym tytuł: „Nadzwyczajne opisanie przeróżnych spraw i historii, szczególnie w kwestiach religijnych, wojennych i śmiertelnych, które w dawnych czasach wydarzyły się i miały miejsce w cesarskim i królewskim mieście Świdnicy na Dolnym Śląsku oraz w jego okolicy, jak również w wielu innych miejscowościach”. Rękopis ten przechowywany jest obecnie w Dziale Rękopisów Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu (sygn. R 2940). Anonimowy autor, którego raczej trudno byłoby oskarżyć o brak solidności i niewiarygodność, opisał niezwykłą historię, która wydarzyć się miała w 1626 r., a zatem już w okresie wojny trzydziestoletniej w Gogołowie (gmina Świdnica, powiat świdnicki).

Pewnemu „pobożnemu i czcigodnemu człowiekowi” ukazać się miało „jasno ubrane, połyskujące dziecko” [w kombinezonie?], nakazując mu, „aby zaczął nawoływać ludzi do pokuty, gdyż nadejdzie czas, kiedy cała ta okolica zostanie spustoszona, miasto Świdnica w jednej trzeciej strawiona zostanie przez ogień, większą część jej mieszkańców pochłonie zaraza, wszystko będzie przepełnione trupami i trumnami, zaś on sam [a zatem ów pobożny i czcigodny człowiek] wykorzystany zostanie w tym czasie jako grabarz”.

Co ciekawe owa tajemnicza postać objawić miała owemu człowiekowi całą przyszłość w postaci przeróżnych wizji „ukazując różnorakie twarze i sceny”. Zobaczył on zatem „wszystkie sąsiadujące wioski, wśród nich Gogołów, a w szczególności własny dom, jak stoi opustoszały, opuszczony i zniszczony”, dalej „miasto Świdnicę, stojącą w morzu płomieni, otoczoną potężnym kordonem wojska, jej ulice wewnątrz i na zewnątrz murów miejskich, zapełnione po brzegi ciałami zmarłych i trupami, wśród nich wielu jego przyjaciół i znajomych, tak iż mógł ich dokładnie widzieć i rozpoznać, potwierdzić i dowieść.” Współcześni, w tym autor wspomnianej notatki uznali w tym niezwykłym wydarzeniu dowód wyjątkowej łaski Bożej, który poprzez swego ducha udzielił owemu „pobożnemu i czcigodnemu człowiekowi” szczególnej łaski, poznania swego losu, losu swych bliskich, jak i całego regionu, w którym żył i mieszkał.

Miejsce „kontaktu”…?

Kronikarz stawiał wydarzenie w Gogołowie na równi z innymi znakami, które miały świadczyć o nadciągających apokaliptycznych zniszczeniach, między innymi z pojawieniem się „krwawej komety, czy też krwawej gwiazdy”, która pojawiła się nad Niemcami w 1620 r., zwiastując wojnę i pożogę, jak również ze zjawiskiem „płonącego nieba”, które obserwowano nad krajami należącymi do Habsburgów w dniach od 4 do 5 lutego 1630 r. Notatka anonimowego autora wspomnianego świdnickiego rękopisu pod wieloma względami godna jest uwagi. Po pierwsze wskazuje na to, iż ludzie w XVII wieku nie odbiegali pod względem mentalnym dalece od nas i w wielu wypadkach doszukiwali się działania sił nadprzyrodzonych. Po drugie potwierdza, iż ludzie w przeszłości z równą nam pasją wierzyli, że istnieje bądź będzie istniała możliwość obejrzenia rzeczy w innej czasoprzestrzeni. Po trzecie wreszcie nie wykluczali istnienia istot – niezależnie od tego, jak ich nazwiemy (duchy, aniołowie, posłańcy Boży itd.) – które dysponowały bądź dysponują możliwościami przemieszczania się w czasie; owo „jasno ubrane połyskujące dziecko” pokazało przecież mieszkańcowi Gogołowa sceny, które dopiero miały się wydarzyć.

Niestety dziś nie można odpowiedzieć na pytanie, czy w tym wypadku mielibyśmy do czynienia z kontaktem z przedstawicielem obcej, pozaziemskiej cywilizacji czyli bliskim spotkaniem trzeciego stopnia czy też ziemianinem z przyszłości, pragnącym ostrzec i uratować Świdnicę i jej mieszkańców przed zagładą. Co gorsza, nie wiemy również, czy notatka ta nie sporządzona została post factum – po zniszczeniach miasta, do których rzeczywiście doszło w kilka lat później, mianowicie w 1633 r. Nawet, gdyby tak było, to przyznać trzeba, że ludziom żyjącym w XVII wieku też na fantazji nie zbywało.

Sobiesław Nowotny

12 LIKES

Skomentuj jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Mission News Theme by Compete Themes.