Press "Enter" to skip to content

Prostytucja w dawnej Świdnicy (cz. 3)

Spread the love

Prezentujemy ostatnią, trzecią część opracowania o dziejach prostytucji w Świdnicy. Dwie pierwsze części opublikowaliśmy tutaj: Prostytucja w Świdnicy dawniej (cz. 1), Prostytucja w dawnej Świdnicy (cz. 2).

Zjawisko prostytucji na trwałe wpisało się do obrazu Świdnicy w okresie pruskim, zatem po 1741 r., a w szczególności po okresie zwycięskich dla Prus wojen śląskich. Świdnica stała się miastem garnizonowym, co stało się sygnałem przyciągającym dla wszelkiej maści prostytutek i ladacznic. Żołnierze, a zwłaszcza rekruci, stale stacjonujący w mieście nie mieli większych szans na poznanie mieszczanek – w okresie dominacji cechów rzemieślniczych (do 1810/11 r.) córki mieszczańskie podlegały surowym regułom, gdy chodzi o dobór narzeczonych i przyszłych mężów. Wszelkie próby odejścia od ustalonych kanonów kończyły się z reguły nieszczęśliwie. Podobnie zresztą napiętnowana i karalna była zdrada małżeńska, stąd też większość żołnierzy tutejszego garnizonu zdanych było na usługi „dam lekkich obyczajów”.

Pobyt ladacznic w tym okresie na terenie Świdnicy potwierdzają pośrednio nawet księgi zmarłych Kościoła Pokoju – 13 grudnia 1749 r. odnotowano na przykład śmierć dziecka prostytutki o nazwisku Rauren, odsiadującej bliżej nieokreśloną karę w miejskim więzieniu. Dziecko tej ladacznicy przebywało wraz z matką za kratami i zmarło prawdopodobnie wskutek trudnych warunków, osiągnąwszy wiek zaledwie 5 tygodni i 1 dnia. Podobnież 24 sierpnia 1751 r. dokonano na cmentarzu ewangelickim w Świdnicy cichego pochówku Johanny Eleonory Jacobin, dwunastotygodniowego dziecka prostytutki, co podkreślone też zostało w zapisie w księdze zmarłych. Status społeczny kobiet lekkich obyczajów należał do najniższych w ówczesnym społeczeństwie, stąd też ich pochówki i pogrzeby ich dzieci odbywały się bez jakichkolwiek ceremonii. Była to niewątpliwie kwestia drażliwa i starano się ją w miarę możliwości wyciszyć.

Wygnanie ladacznic ze Świdnicy 2 sierpnia 1808 r.
(Źródło: Heinrich Schubert „Bilder aus der Geschichte der Stadt Schweidnitz” )

Również okres wojen napoleońskich, kiedy to przez całą Europę przetaczały się wojska Francuzów i ich sprzymierzeńców, pozostawił po sobie świadectwa obecności prostytutek w naszym mieście. Świdnicki historyk okresu przedwojennego Heinrich Schubert na łamach swych „Szkiców z historii miasta Świdnicy” dość szczegółowo opisał okoliczności pobytu ladacznic w mieście. Pisał on m. in.: „Również na terenie Świdnicy, podobnie jak wszędzie tam, gdzie Francuzi okupowali miasto, przebywała tu spora liczba kapłanek bogini Venus Vulgivagi, które zajmowały się swym rzemiosłem bez jakiegokolwiek wstydu i dzieliły się ze swymi klientami morbum Veneris in optima forma (łac. chorobami wenerycznymi w najlepszej formie). Dlatego też francuski dowódca tutejszego garnizonu Alexander de la Ville postanowił zaaresztować pewną liczbę tych rozpustnych ladacznic i ukarać je dla przykładu. W porozumieniu z policją miejską nakazał on późnym wieczorem 1 sierpnia 1808 r., aby policjanci i żołnierze pochwycili możliwie dużą ich liczbę i aby odprowadzili je do więzienia miejskiego (znajdowało się ono przy obecnej ulicy Budowlanej). Następnego ranka, 2 sierpnia, zjawił się tu kat miejski, który z rozkazu komendanta garnizonu obciął czterem winowajczyniom spośród czternastu zaaresztowanych włosy na głowie i brwi, po czym wysmarował czarną farbą ich twarze, karki i ręce, a na piersiach i na plecach zawiesił im tabliczki spisane w języku niemieckim i francuskim, na których widniały ich imiona i nazwiska oraz ich zawód.”

Schubert opisał następnie tzw. procesję ladacznic, które posadzono okrakiem na nędznych szkapach, tyłem do głowy zwierzęcia, tak iż musiały trzymać w swych rękach końskie ogony, po czym prowadzono je najważniejszymi ulicami Świdnicy, celem ich ośmieszenia i poniżenia. Oczywiście wydarzenia te wywoływać musiały wielkie poruszenie i ciekawość mieszczan chłonnych darmowej zabawy i rozrywki. Procesja ta przechodziła też w pobliżu obecnej świdnickiej katedry, gdzie akurat odprawiano nabożeństwo odpustowe z okazji katolickiego święta Matki Bożej Anielskiej Porcjunkuli, na które tłumnie zjechali ludzie z okolicy, a nawet z terenów Czech. Po zakończeniu pochodu rozpuszczono prostytutki, odsyłając je w ich rodzinne strony – większość z nich, podobnie jak za czasów wojny trzydziestoletniej, podążała wcześniej za maszerującymi oddziałami Napoleona i w ten sposób dostała się w nasze okolice. Interesujące jest, iż z okazji procesji ladacznic, która miała miejsce w Świdnicy dnia 2 sierpnia 1808 r. wydano nawet miedzioryt, który uwiecznił to wydarzenie w formie ikonograficznej – musiał poruszać on wyobraźnię prostaczków, goniących za sensacją. Czy sama procesja odniosła swój skutek i wpłynęła w jakikolwiek sposób na ograniczenie procederu prostytucji, można powątpiewać.

Próby walki z prostytucją zazwyczaj przynosiły mierne efekty. Mimo aresztowań – jak na obrazie – kobiety wracały do zawodu lub w ich miejsce pojawiały się nowe
(Źródło: Wikipedia)

Próby zlikwidowania procederu prostytucji drogą odgórnych urzędowych zakazów i nakazów, widowiskowych, lecz mało skutecznych procesji ladacznic, i poczynania zmierzające do napiętnowania i wypędzania z miasta pracujących tu cór Koryntu, musiały spalić na panewce – były one równie nieskuteczne, jak próby zmiany ludzkiej natury. Dotyczyły przecież zjawiska, które swymi korzeniami sięga czasów, w których pierwszeństwo brały najbardziej prymitywne ludzkie potrzeby, związane z chęcią zaspokojenia najważniejszych potrzeb fizjonomicznych, tj. jedzenia, picia i spełnienia seksualnego. Dopiero w późniejszym czasie starano się je przecież poddać rygorom i nakazom społecznym i religijnym (dotyczy to wszystkich trzech wymienionych kategorii – posty u chrześcijan, koszerne potrawy u Żydów itd.). Władze miejskie Świdnicy już w latach 20. XIX wieku dostrzec musiały konieczność zaakceptowania i tolerowania tego zjawiska w obrazie miejskim Świdnicy. Oczywiście na zasadzie ściśle kontrolowanej, z udzieleniem koncesji na prowadzenie domu publicznego. Z jednej strony chodziło w tym wypadku o ochronę sanitarną mieszkańców miasta – prostytutki przenosiły groźne choroby weneryczne (kiłę, rzeżączkę), z drugiej zaś strony władze miejskie kierowały się względami czysto pragmatycznymi – miasto Świdnica było w tym czasie ciągle twierdzą, a żołnierzom tutejszego garnizonu, należało dać możliwość spełniania potrzeb  seksualnych. Kierowano się tu prostą zasadą – lepiej, aby prości żołnierze zabawiali się z ladacznicami, niżby mieli deprawować dziewczęta z dobrych mieszczańskich rodzin. Pamiętać należy, iż dziewczyna z niechcianym dzieckiem, spłodzonym przypadkowo z jakimś żołnierzem, nie posiadającym w dodatku środków na utrzymanie rodziny, skazana była na degradację społeczną i ostracyzm.

Ulica Spółdzielcza w Świdnicy w latach 20. wieku. Tu mieścił się dom publiczny „Kartoflany Młyn”
(Kolekcja: Muzeum Dawnego Kupiectwa)

Z tego też powodu w latach 20. XIX wieku zdecydowano się na udzielenie w Świdnicy koncesji na prowadzenie domu uciech niejakiej pani Engemann. O właścicielce tutejszego burdelu, który znajdował się przy obecnej ulicy Spółdzielczej, a który nazywany był „Kartoflanym Młynem”, niewiele wiadomo. Na podstawie akt zachowanych w Archiwum Państwowym we Wrocławiu wiadomo jedynie, iż była ona wdową. Utrzymywała ona panienki, tzw. najmowane dziwki (niem. Lohnhure), które rekrutowały się z terenów niemal całego Śląska. Interesujące jest, iż większość z nich należała do grupy wiekowej między 25 a 35 rokiem życia. Były to zatem kobiety dojrzałe. Podlegały one ścisłej kontroli lekarskiej, o czym świadczą certyfikaty wystawiane za niewielką opłatą przez lekarza miejskiego i powiatowego Dudersacka. Kontrole obejmowały nie tylko moment przybycia prostytutki do Świdnicy, lecz także odbywały się cotygodniowo podczas pobytu w mieście. Zainteresowane pracą u wdowy Engemann otrzymywały specjalny paszport, na podstawie którego mogły podróżować bez przeszkód po Śląsku. Przypuszczać należy, iż paszportem tym okazywały się przy rogatkach miasta Świdnicy. Dzięki niezmiernie szczegółowym informacjom zawartym w paszporcie, opisującym drobiazgowo wszelkie cechy fizyczne prostytutek przybywających do Świdnicy, można wyrobić sobie obrazowe wyobrażenie o ich wyglądzie. Tak na przykład o Mariannie Christian, pochodzącej z Raciborza, która otrzymała prawo przejazdu do Świdnicy przez Kędzierzyn-Koźle, Oławę, Wrocław dowiadujemy się, iż była wyznania katolickiego, miała 27 lat, była średniego wzrostu, posiadała włosy w kolorze jasnobrązowym, wysokie czoło, oczy w kolorze ciemno-brązowym, nos długi i szpiczasty, szpiczastą dolną szczękę, twarz pociągłą, zdrowy kolor twarzy. Ujęto tu również informację, iż była w ciąży. Szczególnie ta ostatnia adnotacja jest ciekawa, gdyż może sugerować, że również kobiety ciężarne zajmowały się profesją prostytucji, przynajmniej w pierwszym okresie ciąży. Z kolei adnotacja dotycząca innej prostytutki, która urodziła w „Kartoflanym Młynie” dziecko i została odesłana do miejscowości, z której przybyła, świadczy o niechęci właścicielki świdnickiego burdelu wobec utrzymywania najemnych ladacznic obarczonych dziećmi.

Niewiele wiadomo na temat klienteli tutejszego domu uciech – rekrutowali się oni zapewne w większości z żołnierzy garnizonu (kilku można ustalić na podstawie zachowanych akt) i męskiej części społeczeństwa Świdnicy oraz okolic. Zachowane akta dotyczące domu uciech wdowy Engemann obejmują okres 1822-1828, lecz ich forma wskazuje na to, iż istniał on znacznie dłużej, a jego ramy czasowe wychodzą znacznie wstecz i do przodu. Na zakończenie cyklu poświęconemu dziejom świdnickiej prostytucji warto również wspomnieć, iż zarówno na terenie miasta, jak i w okolicy istniały nazwy topograficzne nawiązujące do tego procederu: w Bojanicach istniał Kurwi Rów, który corocznie musiał być oczyszczany z nieczystości przez córy Koryntu, zaś w Świdnicy na przedmieściach istniał w okresie średniowiecza Plac Cyckowy, gdzie prawdopodobnie ladacznice również udzielały swych usług.

Sobiesław Nowotny

10 LIKES

One Comment

  1. Paweł Mazur Paweł Mazur 5 czerwca 2020

    Warto dodać, że rycina przedstawiająca wydarzenia z 1808r. pokazuje ulicę Pułaskiego i wlot ulicy Bohaterów Getta. Widać kamienice Pułaskiego 5, Pułaskiego 7 (jedyna zachowana do dzisiaj) i Pułaskiego 9, tłumy obserwujące stoją zaś na podwyższonym w tym miejscu chodniku. Barokowy portal na środku kamienicy Pułaskiego 9 zachował się do lat 60., obecnie w tym miejscu jest witryna sklepowa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Mission News Theme by Compete Themes.