Press "Enter" to skip to content

Prostytucja w dawnej Świdnicy (cz. 1)

Spread the love

Tematyka ludzkiej seksualności, w szczególności w aspekcie historycznym, przeżywa dziś prawdziwy renesans. Powstają liczne prace dotyczące tematów, których jeszcze w XIX wieku, unikano „jak ognia”, czyniąc z nich zakazany owoc i zamykając je za grubą zasłoną milczenia. Ileż wiedzy o ludzkich zachowaniach stracono w ten sposób! A przecież źródła historyczne, te które zachowały się do dziś, pełne są przykładów, które znane być musiały również historykom działającym przed stu laty.

Lokalizacja lupanarów w średniowiecznej Świdnicy

Również w archiwaliach świdnickich napotkać można na informacje o tego rodzaju ludzkich zachowaniach, które dalece wykraczały poza pruderyjne standardy moralności XIX wieku i z tego też powodu zaliczane były do tematów tabu. Pierwsza znana wzmianka na temat istnienia w naszym mieście domów publicznych pochodzi z 1375 r. W najstarszej księdze miejskiej (zwanej quaternus), którą zaczęto spisywać w 1321 r. z nakazu księcia świdnickiego Bernarda Statecznego, spisano kopię dokumentu, który rada miejska wydała celem ograniczenia liczby lupanarów, jak nazywano w owym czasie domy publiczne, a które zapewne w dość dużej liczbie stały przy ówczesnej ulicy Żydowskiej (obecna Budowlana). Interesujące jest przy tym, iż procederem tym zajmowała się głównie ludność żydowska. Radni miejscy wyraźnie zakazywali zakładania nowych lupanarów w domostwach stojących w obrębie tej ulicy – „zarówno u góry, jak i na dole, jak również w pobliżu murów miejskich.” Zapis ten jest szczególnie interesujący, gdyż dość obrazowo opisuje miejsce, gdzie uprawiano seks za pieniądze – odbywał się on wprost na ulicy („na dole”), jak i w budynkach należących do Żydów („u góry”) oraz przy murach miejskich, a zatem w okolicach skrzyżowania dzisiejszej ulicy Budowlanej i ulicy Żeromskiego, gdzie w średniowieczu ciągnęły się umocnienia miejskie.

Nie wiemy, jak bardzo dochodowe było to wówczas zajęcie i kto korzystał z usług cór Koryntu, pracujących na tej świdnickiej uliczce „czerwonych latarni”. Pewne jest jednak, iż zatrudnione tu panienki z całą pewnością musiały być chrześcijankami, gdyż Kościół jeszcze w początkach XIV wieku wprowadził surowe zakazy uprawiania stosunków seksualnych z ludnością żydowską i cygańską (kto łamał ten zakaz musiał się liczyć z karą ekskomuniki!). Zatem właściciele lupanarów najmować musieli do pracy wyłącznie kobiety wyznania chrześcijańskiego. Zakaz rady miejskiej z 1375 r. wskazuje na to, iż proceder prostytucji musiał być nie lada problemem i był zjawiskiem dość szerokim. Prawdopodobnie u jego podstaw leżały obawy o przenoszenie chorób drogą płciową, co przy ówczesnych dość prymitywnych metodach leczenia, mogło negatywnie wpływać na kondycję mieszczan zajmujących się rzemiosłem (problem zarażania własnych żon i kochanek oraz rozprzestrzeniania się tych chorób w społeczeństwie). Być może głębszych motywów wydania zakazu upatrywać się należy w zmianie polityki, do jakiej doszło po śmierci ostatniego Piasta z linii świdnicko-jaworskiej – księcia Bolka II Małego, który zmarł w 1368 r. Jak wiadomo książę, który wielokrotnie zapożyczał się u świdnickich Żydów, roztaczał nad nimi szczególną opiekę, zezwalając im nawet, na co pośrednio wskazuje wspomniany dokument, na prowadzenie domów publicznych w jego stołecznym mieście.

Sex i rozpusta dość często były tematem średniowiecznych miniatur

Z drugiej strony podejście księcia do spraw seksualności może być postrzegane za co najmniej dwuznaczne, skoro sam miał romans z piękną Elzą Haberkorn, zapisując jej dożywotnią rentę. Być może z tego też powodu nie pozostawił on żadnego potomka z prawowitą małżonką, księżną austriacką Agnieszką habsburską, którą najwyraźniej zaniedbywał. Sytuacja ta zmieniła się, gdy po śmierci księcia Bolka II ta ostatnia objęła władzę na terenie księstwa świdnicko-jaworskiego. Jej bogobojny i zgodny z zasadami Kościoła styl życia chwalony był jeszcze w XVII wieku przez niektórych autorów nowożytnych. W dużej mierze różnił się od sposobu bycia jej małżonka, starającego wyrwać się z kanonów małżeństwa, w które wepchnięty został – być może wbrew własnej woli – ze względu na potrzeby polityki dynastycznej i fakt wysokiego urodzenia.

Nawet jeśli księżna nie wpłynęła bezpośrednio na radnych miejskich, ci w lot wyczuli zmieniającą się po śmierci swego dotychczasowego władcy koniunkturę i wprowadzili zakaz dalszego prowadzenia lupanarów w uliczce Żydowskiej. Jeśli był to dochodowy proceder, czego można się domyślać, musiał on wywoływać zazdrość ludności chrześcijańskiej w mieście wobec Żydów – tylko w tym aspekcie może być w jakiejś mierze postrzegany jako akt antysemicki. Wydaje się jednak, iż przyczyn tej zmiany doszukiwać się jednak należy w bardziej prozaicznych przyczynach, związanych z moralnością i nowym trendem polityki książęcej w czasach księżnej Agnieszki.

Byłoby jednak wielkim błędem, jeśli uznalibyśmy, że procederem stręczycielstwa i prostytucji zajmowali się jedynie przedstawiciele ludności żydowskiej, która jak wiadomo wypędzona została ze Świdnicy w 1454 r. i gdy nasze miasto uznane zostało za wolne od Żydów. Nie posiadamy zbyt wielu źródeł dotyczących tematu obyczajowości i seksualności w okresie dojrzałego średniowiecza dla Świdnicy lub są one nadal zbyt słabo zbadane, aby na ich podstawie wyciągać jakieś daleko idące wnioski. Na zasadzie porównawczej z innymi ośrodkami miejskimi stwierdzić można, iż proceder ten odbywał się w owym czasie zapewne w kilku łaźniach istniejących w tym czasie w mieście. Były to tzw. prywatne izby łaziebnicze, których właściciele, oprócz usług z zakresu pielęgnacji ciała i higieny, dostarczali też uciech cielesnych, zatrudniając tam mniej lub bardziej obeznane w swym fachu panienki do towarzystwa. Sama atmosfera tych miejsc, gdzie nagość ciał rozpalała zmysły, skłaniała ku chęci skosztowania zakazanego owocu. Z usług tych korzystali najczęściej rzemieślnicy i młodzi czeladnicy różnych zawodów – statuty niektórych cechów świdnickich, nakazywały swym członkom, a zatem mistrzom cechowym i uczniom, czyli czeladnikom, odwiedziny łaźni przynajmniej raz w tygodniu. Na ile mistrzowie mogli być w mniejszym stopniu zainteresowani korzystaniem z wdzięków nadobnych panienek, ze względu na to, iż wszyscy byli żonaci – aby w ogóle mogli zostać mistrzami musieli spełnić wymóg rezygnacji z bezżennego stanu, tak młodzi czeladnicy z pewnością chętnie oddawali się urokom łatwej miłości. Było to z pewnością ciekawe oderwanie się od monotonnego rytmu życia wyznaczanego przez niemal całodzienną pracę w warsztacie i stosunkowo rzadką możliwość wyjścia na miasto – o prowadzeniu własnego życia towarzyskiego czeladnicy w gruncie rzeczy mogli niemal zapomnieć.

Scena w domu publicznym – obraz z ok. 1537 r.

Liczną obecność prostytutek w Świdnicy dość dobrze z kolei potwierdzają źródła kronikarskie z okresu nowożytnego (XVI-XVIII wiek). I tak dla przykładu w rękopiśmiennej Kronice Uslera i Seilera pod datą roczną 1560 r. autorzy tego narracyjnego źródła zanotowali następującą informację: „We wtorek po niedzieli Laetare czcigodna rada miejska Świdnicy nakazała usunąć z miasta 12 prostytutek. Niechaj Pan Bóg dopuści, aby cały ten kurewski lud opuścił miasto wraz nimi.” Notatka ta interesująca jest pod wieloma względami; po pierwsze wskazuje na fakt, że zjawisko prostytucji w owym czasie, a zatem w okresie przemian związanych z reformacją i stosunkowo dużego rozluźnienia obyczajów, było stosunkowo powszechnym zjawiskiem. Sama liczba 12 prostytutek, które wypędzono i życzenie kronikarzy, aby „cały ten kurewski lud” wygnany został z miasta, wyrażone w błagalnej formie, mającej charakter niemal nabożnej modlitwy, świadczące o tym, iż tylko część kobiet zajmujących się najstarszą profesją na świecie, musiała opuścić miasto – było ich zatem więcej, wskazuje na uciążliwy charakter tego zjawiska w Świdnicy. Stąd też nie dziwi nas reakcja rady miejskiej, której członkowie, wywodzący się w większości ze stanu patrycjuszowskiego, żywo interesującego się w owym czasie sprawami duchowymi, związanymi m. in. z teologią luterańską, zmuszeni zostali do wyraźnej reakcji. Jawna prostytucja kłóciła się przecież z moralnością ewangelicką i chrześcijańską postawą, którą przynajmniej na pozór, jeśli nie z potrzeby serca i rozumu, musieli oni reprezentować przed resztą chrześcijańskiego społeczeństwa.

Interesujące jest, że o wydarzeniach tych wspomina też anonimowy kronikarz największej kroniki nowożytnej miasta Świdnicy, przechowywanej obecnie w Warszawie, lecz umiejscawia je pod datą 2 marca 1559 r. Pod tytułem „Ukaranie prostytutek” opisuje on, jak to radni miejscy nakazali sprowadzić tego dnia 21 „prostytutek i zwykłych bab”, spośród których 12 zostało napiętnowanych i zmuszonych do opuszczenia miasta, zaś na inne nałożono kary pieniężne i pozwolono pozostać im w mieście. Warto zwrócić uwagę, iż kronikarz dokonał przy okazji wyraźnego rozróżnienia między prostytutkami, i „zwykłymi babami”. Być może te pierwsze stale zajmowały się prostytucją i pochodzić mogły z innych miejscowości, dlatego też nakazano im, opuszczenie naszego miasta, natomiast pozostałe należały do marginesu społecznego, czy też najuboższych warstw społecznych Świdnicy, a zatem zaliczano je „do swoich” i z tego też powodu zezwolono im na pozostanie w murach miejskich – oczywiście po zapłaceniu odpowiedniej kary. Niezależnie od tego nasuwa się tu jednoznaczny wniosek, iż zarówno te pierwsze, jak i drugie, żywo zajmowały się uprawianiem „lewej miłości”.

Cdn.

Sobiesław Nowotny               

10 LIKES

Skomentuj jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Mission News Theme by Compete Themes.