Press "Enter" to skip to content

Przy Siodle: Równa 2 (cz. 2)

Spread the love

Jest takie miejsce w Świdnicy, które dziś nie wyróżnia się niczym szczególnym. W miejscu wyburzonych kamieniczek znajduje się parking, a obok biegnie stara ulica – dziś ślepo zakończona, pod którą – w kanale – toczy wody (czasami) jedna ze starych, najważniejszych świdnickich młynówek. O miejscu tym zwanym niegdyś Przy Siodle pisaliśmy tutaj: Przy Siodle: Pod znakiem rzemiosła (cz. 1).

Pocztówka z ok. 1928 r. Z lewej strony widoczny fragment domu przy dawnej Równej 2 (Kolekcja: Anna Szwec)

Znajdowały się tu cztery niewielkie domy, tworzące swoisty klimat tego miejsca. Dziś już nieistniejące, zachowały się jedynie na kilku zdjęciach i na kartach archiwalnych źródeł…

Nieistniejący dom przy dawnej Grabenstrasse 2 to pierwszy z czterech niewielkich budynków, jakie znajdowały się u zbiegu obecnej ulicy Równej i Westerplatte. Od trzech pozostałych domów oddzielała go Młynówka, płynąca od strony młyna Szpitalnego i potem wzdłuż ulicy Równej. Zdjęcia na pocztówkach z I połowy XX wieku ukazują niewielki obiekt, o ewidentnie barokowym stylu. Jak wspomniano wcześniej ustalenie najstarszych właścicieli parceli (wg. XIX-wiecznej numeracji – 463) i stojących na niej do początku XVII wieku zabudowań wobec szczupłości i niejednoznaczności zapisów w źródłach, jest obarczone zbyt dużym marginesem błędu. O tym, że funkcjonowała w tym miejscu już w średniowieczu zabudowa świadczy fakt, że według XVII-wiecznych źródeł płacono z tytułu własności do tej parceli i domu stary podatek szosu w wysokości 5 srebrnych groszy i 6 halerzy.

Rekonstrukcja elewacji domu przy Równej 2 od strony ulicy Westerplatte
(Rysował Paweł Mazur)

Pierwszych pewnych właścicieli tej parceli i budynku na niej stojącego można ustalić dla początku XVII wieku. W 1611 roku był nim bliżej nieznany Caspar Laßell – zapewne jakiś rzemieślnik. Jego dom konstrukcji murowano-drewnianej został zniszczony podczas wojny trzydziestoletniej (1618-1648). Przez następnych kilkanaście (kilkadziesiąt) lat brak wymienionych właścicieli parceli w źródłach, co może świadczyć o tym, że pozostawała ona niezabudowana. Dopiero z 1670 roku posiadamy informację, że właścicielem domu był Nikel Hancke, z zawodu białoskórnik a więc rzemieślnik – garbarz specjalizujący się w wytwarzaniu cienkich, delikatnych skór na rękawiczki i odzież.

W procesie natłuszczania surowca białoskórnicy używali ałunu glinowego i żółtek jaj kurzych. Skóry przed garbowaniem były moczone w roztworze wapna i bardzo starannie obrobiona mechanicznie, między innymi poprzez ich ugniatanie w tzw. foluszach. W procesie tym potrzebne były duże ilości wody, której w tym wypadku dostarczała płynąca tuż za ścianą budynku młynówka. Będący białoskórnikiem Hancke, jako surowca używał przede wszystkim skór kozich, cielęcych i baranich oraz z pochodzące z  łosi, jeleni i saren.

Właścicielem domu z warsztatem garbarskim i foluszem Hancke – nota bene starszy cechu świdnickich białoskórników był aż do swojej śmierci w dniu 9 czerwca 1703 roku (zmarł w wieku 67 lat).

Widok budynku od strony ulicy Równej. Dobrze widoczne, opisywane w źródłach schodki przy budynku prowadzące na poziom płynącej poniżej młynówki

Po nim, kolejnym właścicielem domu był w latach 1703-1723 Samuel Schelling, który był kurdybankiem. To kolejna specjalność w rzemiośle związanym z garbarstwem skór. Nazwa zawodu pochodzi od określenia kurdyban – oznaczającego delikatną, barwioną skórę, intensywnie zdobioną we wzory tłoczeniami, malunkami a nawet srebrzeniem czy złoceniem. Kurdyban był niezwykle popularny od XVII do XVIII wieku. Skóry tego typu wykorzystywano do produkcji obuwia – jednobarwne, najczęściej czarne (tzw. czarny kurdyban) oraz do obić mebli i jako tapety – bogato zdobione (tzw. Ledertapeten). Do produkcji kurdybanów używane były zazwyczaj skóry kozie (najcieńsze) lub owcze. Proces produkcji trwał około trzech miesięcy. Najpierw przez ok. 8 tygodni skóry suszono, zmiękczano w roztworze wapna, następnie płukano w różnego rodzaju roztworach, które były tajemnicą każdego kurdybanika. Z niektórych źródeł wiadomo, że używano w tym celu na przykład otrębów i… psich odchodów. Po dwóch miesiącach takich zabiegów skóry były przez kilka dni barwione poprzez wbijanie barwnika w skórę drewnianymi klockami. Dopiero po ostatecznym wypłukaniu skór, a następnie ich rozciągnięciu i wyprostowaniu, przystępowano do tłoczenia lub malowania wzorów. Utrwalane były one ubitym białkiem z jajek co zapobiegało ciemnieniu skóry, a następnie malowano żółtym lakierem. Niestety nie wiemy dokładnie jakiego typu kurdybany produkował Samuel Schelling – czy te jednobarwne czy też bogato zdobione. Wiemy o nim jedynie to, że miał przynajmniej dwie córki i jednego syna, którzy zmarli w młodym wieku. On sam zmarł w wieku 69 lat w dniu 28 lipca 1745 r.

Znacznie wcześniej, bo 1 września 1723 roku właścicielem parceli przy późniejszej Grabenstrasse 2 został Johann Gottfried Ortha. Co ciekawego, parcela była wówczas pusta, pozbawiona zabudowań, a Orth zakupił ją nie od Schellinga a od gminy miejskiej, za symboliczną kwotę 8 talarów. Co się więc stało pomiędzy 1703 a 1723 rokiem, że Orth nabył pusty plac?

Być może wytłumaczeniem jest zdarzenie z 12 września 1716 roku, kiedy dużą część miasta strawił wielki pożar. Świdnicki historyk Heinrich Schubert tak pisał o tej tragedii:

Wielki pożar miasta w 1716 roku

Straszliwy pożar, który powstał 12 września 1716 r. około 1 ½ po południu w Czarnym Kruku [od red. – gospoda w okolicach obecnej ulicy Muzealnej i Komunardów] przed bramą Strzegomską, spopielił w następstwie potężnej burzy ogniowej, w przeciągu czterech godzin, aż 165 domów. Południowa część ulicy Grodzkiej, wschodnia strona Placu Zamkowego [obecnie ul. Zamkowa], północna część ulicy Kotlarskiej z arsenałem i magazynem prowiantu, zachodnia i południowa strona Rynku, ratusz wraz z wieżą, apteką, domem Kupieckim i szmatruzem, południowa strona ulicy Wysokiej [obecnie ul. Pułaskiego], jatki mięsne, cała ulica Długa, Szeroka i Klasztorna, ulica Rzeźnicza z seminarium jezuickim, ul. Kraszowicka [obecnie ul. Trybunalska] i część ulicy Różanej padły pastwą płomieni. Liczne okazałe domostwa patrycjuszy i szlachty, jak na przykład kamienice hrabiów von Hochberg i von Oppersdorf, całkowicie spłonęły; słynne zbiory biblioteczne, jak na przykład Schobera, Ebersbacha i Milicha, zostały zniszczone, a archiwum miejskie można było uratować jedynie z wielkim trudem. Obronną ręką wyszły jednak z pożaru kościoły i klasztory.

Zdjęcie z 1936 roku. Dobrze widoczny układ komunikacyjny w budynku przy Równej 2. Wejście do sklepu znajdowało się od strony ulicy Westerplatte, natomiast wejście do budynku od strony ulicy Równej
(Kolekcja: Muzeum Dawnego Kupiectwa)

Na zachowanym w katedrze świdnickiej obrazie z epoki oraz kolorowanym rysunku widać, że ogień objął całą południową część miasta w granicach murów miejskich. Czy przeniósł się poza mury, na Nowe Miasto i spalił domy u zbiegu Równej i Westerplatte? Niewykluczone, że tak. Na to mógłby wskazywać kierunek rozprzestrzeniania się ognia – zapewne wzmagany wiejącym wiatrem z kierunku zachodniego (gdzie wybuchł pożar) w kierunku wschodnim, w stronę katedry i znajdującej się tuż za murami miejskimi drewnianej zabudowy Nowego Miasta.

Wracając do Johanna Gottfrieda Ortha wiadomo, że był farbiarzem delikatnych materiałów. Określany był w źródłach jako barwiarz marzanną. Do barwienia tkanin używał barwnika pozyskiwanego z kłącz rośliny zwanej Marzanną barwierską (Rubia tinctorum). Barwnik z tej rośliny znany był już w starożytnym Egipcie, a różne proporcje i mieszanki użyte wraz z nim pozwalały barwić tkaniny na kolor czerwony, fioletowy i brązowy.

Orth w historii nie zapisał się jednak jako barwiarz tkanin, a jako fundator jednej z zachowanych do chwili obecnej lóż w Kościele Pokoju! Zgodę na budowę loży otrzymał od rady parafialnej w 1736 roku. Miała zostać zlokalizowana między lożami papierników i introligatorów, na emporze na I piętrze. Ciekawostką jest, że Orth miał ją wznieść całkowicie na własny koszt, włącznie z ozdobieniem malowidłami i utrzymywać ją w należytym stanie bez pomocy parafii ewangelickiej. Świadczy to o dobrej kondycji finansowej Ortha, który musiał być osobą możną, jeżeli stać go było na wybudowanie własnej loży. A to z kolej skłaniać nas może do przypuszczenia, że być może zajmował się wytwarzaniem cenniejszych kurdybanów, które przynosiły mu zapewne większe zyski. Jest wielce prawdopodobne, że to właśnie Orth był budowniczym domu znanego ze zdjęć, który przetrwał aż do ok. poł. XX wieku.

Loże w Kościele Pokoju na pierwszej emporze. Pierwsza z prawej to loża ufundowana przez Johanna Gottfrieda Ortha

Johann Gottfried Orth zmarł 19 sierpnia 1757 r. w sędziwym wieku. 19 lat wcześniej – 9 września 1738 roku w wieku 57 lat zmarła jego żona. Orth w chwili śmierci musiał więc mieć około 80 lat. Nie wiadomo ilu dzieci dochowała się para faktem jest jednak, że to oni odziedziczyli zarówno parcelę z domem, jak również lożę w Kościele Pokoju. Tą ostatnią sprzedali za 30 talarów kotlarzowi Carlowi Christophowi Henkelowi. Do dziś na jednej ze ścian loży zachowała się inskrypcja Die Leib-Farbe der Gerechten (tłum. Barwa ciała sprawiedliwego), którą wydaje się, że można powiązać z barwiarzem marzanną Johannem Gottfriedem Orthem, fundatorem loży.

Nie znamy właścicieli domu przy dawnej Grabenstrasse 2 dla II połowy XVIII wieku. Wiadomo, że parcela wraz z zabudowaniami zyskiwała na wartości, była więc na pewno użytkowana. W 1810 roku została sprzedana za 2000 talarów (łącznie z parcelą przy ulicy Równej, gdzie znajdował się m.in. duży ogród – obecnie wznosi się tu budynek pod adresem Równa 5), a w 1817 roku – już bez ogrodu – za kwotę 1200 talarów.

Niewykluczone, że w II połowie XVIII wieku właścicielem parceli i domu byli nadal garbarze, o ciągłości funkcjonowania tego rzemiosła w tym miejscu świadczyć bowiem mogą kolejni właściciele.

Zdjęcie z pierwszych lat powojennych ukazuje wylot ulicy Westerplatte w kierunku placu Wolności. Z lewej strony widoczne są nieistniejące już kamieniczki. Zdjęcie wykonane w 1947 roku (Kolekcja: Narodowe Archiwum Cyfrowe)

Na początku XIX wieku dom i parcela były własnością starszego cechu garbarzy Johanna Gottfrieda Springera. Zmarł przed 25 sierpnia 1825 roku w tym dniu bowiem w oparciu o otwarty testament, majątek odziedziczył jego syn Friedrich Springer. W rodzinie wywodzącej się od Springerów parcela i dom pozostawała przez przynajmniej 60 lat. 22 maja 1845 roku odziedziczyła je Caroline Siegert z domu Springer – siostra lub córka Friedricha Springera. 2 czerwca 1866 roku na podstawie układu notarialnego kolejnym właścicielem został Carl Siegert (mąż lub syn Caroline?).

Czerwona linia oznacza miejsce przebiegu młynówki (obecnie w podziemnym kanale). Znakiem X oznaczono miejsce, gdzie niegdyś stał dom przy Grabenstrasse 2

Wraz z parcelą i domem przy Grabenstrasse 2 odziedziczył także dwie parcele i dwa domy, dziś przy ulicy Równej 7 oraz nieistniejący już dom pomiędzy obecnymi domami przy Równej 8 i 10. Wartość całego majątku wynosiła 2.800 talarów. Pomiędzy 1853, a 1877 rokiem kolejnym właścicielem był Robert Siegert.

Z 1865 roku posiadamy opis domu znajdującego się przy Grabenstrasse 2. Był to dom mieszkalny z ogrodem (o pow. 8 mórg), murowany z częściowo zachowanym starym fachwerkiem, w średnim stanie technicznym. Mieścił 2 izby, 1 izbę na poddaszu na farbiarnię, był częściowo podpiwniczony. W piwnicy znajdowało się pomieszczenie z foluszem napędzanym wodą młynówki. Budynek ubezpieczony był Powiatowym Ojczyźnianym Towarzystwie Przeciwogniowym na kwotę 864 talarów.

Wydaje się, że skoro w powyższym opisie nadal jest wymieniony folusz i pomieszczenie do farbowania skór, można wysnuć wniosek, że Siegertowie także mogli zajmować się garbarstwem jeszcze w I połowie XIX wieku. Kres temu rzemiosłu w tym miejscu przyniosły wydarzenia z 1877 roku. O tym jednak w następnej części opracowania.

Cdn.

Andrzej Dobkiewicz & Sobiesław Nowotny (Fundacja IDEA)

15 LIKES

Skomentuj jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mission News Theme by Compete Themes.