Press "Enter" to skip to content

Świdnica podczas wojny trzydziestoletniej

Spread the love

W okresie wojny trzydziestoletniej (1618-1648) w wielu krajach Europy, w tym na Śląsku, toczyły się działania zbrojne. Wyjątkowo okrutne żniwo wojna zebrała na terenie księstwa świdnicko-jaworskiego, zaś Świdnica zaliczała się do miast, które jej skutkami dotknięte zostały najbardziej. Po zakończeniu wojny na terenie księstwa znajdowały się obszary, na których ludność zmniejszyła się o 2/3 w stosunku do okresu przed jej wybuchem, a niektóre wsie wręcz zniknęły z  powierzchni ziemi (np. Laurichendorf na górze Wawrzyn w pobliżu Bystrzycy Górnej).

Defenestracja praska

Bezpośrednią przyczyną rozpoczęcia wojny była tzw. defenestracja praska. 23 maja 1618 r. protestanccy parlamentarzyści czescy wyrzucili przez okno zamku królewskiego w Pradze przedstawicieli katolickiego cesarza Macieja Habsburga, który był także władcą Czech. Sytuacja stopniowo się zaostrzała, zwłaszcza po śmierci cesarza Macieja, gdy stany czeskie 26 lipca 1619 r. wybrały na króla Czech protestanta,elektora Palatynatu Reńskiego Fryderyka V. Władca uzyskał również poparcie stanów i książąt śląskich. Po zwycięstwie armii cesarskiej nad wojskami czeskimi 8 listopada 1620 r. w bitwie pod Białą Górą w pobliżu Pragi król Fryderyk opuścił Czechy. Działania zbrojne zaczęły teraz zagrażać Śląskowi.

27 marca 1621 r. do Świdnicy przybył margrabia Johann Georg z Karniowa. Dowodził on wojskami stanów śląskich wspierających Czechów. 5 kwietnia margrabia opuścił miasto i udał się na Węgry. Kilka miesięcy później do Świdnicy wkroczyło 5 chorągwi saskich pod dowództwem pułkownika von Schliebena (w tym okresie protestancka Saksonia była sojusznikiem katolickich Habsburgów). Ich obecność nie była mile widziana w mieście, gdyż żołnierze płacili monetami o niskiej zawartości srebra (tzw. Papphahne) oraz znacznie wzrosły ceny żywności. Wojska saskie przebywały w Świdnicy do 1 grudnia 1621 r.

Do końca 1622 r. wojska cesarskie spacyfikowały Śląsk. Margrabia Johann Georg z Karniowa musiał rozformować wojska stanów śląskich, po czym zbiegł z kraju. W grudniu 1623 r. na terenie księstwa świdnicko-jaworskiego zakwaterowano 1 000 cesarskich dragonów. Cześć z nich rozlokowano w Świdnicy. Żołnierze rekwirowali ludności konie i wozy oraz dopuszczali się innych gwałtów.

Pomnik Albrechta von Wallensteina (fot. W. Rośkowicz)

W 1625 r. Anglia, Holandia i Dania zawarły przymierze. Wzmocniło ono siły protestanckie i doprowadziło do eskalacji wojny. Książęta śląscy, aby podołać wydatkom wojennym, rozpoczęli wybijanie niepełnowartościowych monet. Spowodowało to dewaluację pieniądza i wzrost cen. W tym samym roku na Śląsku, także w Świdnicy, wybuchła epidemia. Innym dramatem było kwaterowanie cesarskich żołnierzy w domach mieszczan. Do tego wszystkiego doszła klęska nieurodzaju.

Świdnica w 1626 r. musiała wystawić oddział w sile 80 żołnierzy, został on przydzielony do kompani kapitana von Dönhofa. W ciągu trzynastu miesięcy wydano na jego utrzymanie 10 826 florenów. W 1626 r. naczelny dowódca wojsk cesarskich książę Albrecht von Wallenstein przybył na czele 30 000 żołnierzy na Śląsk. 23 sierpnia dotarł do Świdnicy. Rajcy miejscy postanowili przywitać księcia i wręczyć mu klucze do miasta. Nie przyjął ich, a przy okazji napomniał mieszczan, aby dochowali wierności cesarzowi. Wallenstein zamieszkał w kamienicy „Pod Złotym Chłopkiem” (Rynek 8). Należała ona do doktora medycyny Henryka Kunica.[1] W mieście zakwaterowano wyższych rangą dowódców, zaś pozostałych żołnierzy rozlokowano po okolicznych wsiach. Niestety, dokonywali w nich wielu szkód, m.in. podpalali domy oraz wypędzali konie i bydło. Z pobytem  Wallensteina był związany ciekawy epizod. Podczas dwóch nocy, które spędził w Świdnicy, na Rynku musiała być zachowana bezwzględna cisza, zakazano nawet gwizdania stróżowi nocnemu. Rankiem 25 sierpnia książę wraz z niewielkim oddziałem huzarów opuścił miasto i udał się do Ołomuńca na Morawach. Jego dwudniowy pobyt kosztował miasto 7 241 florenów.

W ostatnim dniu 1626 r. do Świdnicy przybył pułkownik wojsk cesarskich książę Franz Albrecht von Sachsen-Lauenburg. 7 stycznia 1627 r. zażądał kwater dla żołnierzy. Rada miejska odmówiła, powołując się na pisemne rozporządzenie cesarza Ferdynanda II, w którym miała zapewnienie zwolnienia księstwa świdnicko-jaworskiego od kwaterunku żołnierzy. Gdy książę zagroził przemocą, odwołała się do starosty księstwa Kaspara von Warnsdorfa, ten zaś poparł mieszczan. Ostatecznie stany księstwa świdnicko-jaworskiego musiały się zgodzić na utrzymanie wojsk i uzupełnienie jego wyposażenia. Książę, wraz ze sztabem i kilkoma kompaniami żołnierzy, kwaterował w Świdnicy. Miasto musiało przekazać mu klucze do bram miejskich, wydać dużą ilość broni z arsenału oraz dostarczyć dla wojska mięsa, chleba i innej żywności.

Podczas bardzo ostrej zimy w 1627 r. wielu mieszczan i żołnierzy zmarło. Ponadto ci ostatni przywlekli ze sobą zarazę, zwaną „chorobą węgierską”. Stopniowo odbierano ewangelikom możliwość odprawiania nabożeństw w świdnickich kościołach. Z nadejściem wiosny z utęsknieniem czekano na wymarsz wojsk cesarskich. Dwudziestotygodniowy ich pobyt na terenie księstwa świdnicko-jaworskiego kosztował 240 000 florenów. Jakby tego było nie dość, książę zażądał na zjeździe stanów w Świdnicy następnych sum pieniędzy na utrzymanie wojska i jego uzbrojenie. Przekonywanie, że zdobycie takiej kwoty jest niemożliwe, na nic się zdało. 7 czerwca 1627 r. książę Franz Albrecht von Sachsen-Lauenburg udał się do wojsk Wallensteina w Głubczycach. Pozostawił jednak w Świdnicy część swoich żołnierzy. Wymarsz wojsk cesarskich wywołał niebywałą radość. Była ona przedwczesna, gdyż książę przygotował „niespodziankę”. Po ośmiu dniach z jego kwatery w pobliżu Nysy przyszedł list, w którym zażądał zapłacenia należnych pieniędzy oraz nowej kontrybucji w wysokości 160 000 florenów. Książę von Sachsen-Lauenburg po odniesieniu ciężkiej rany w bitwie pod Karniowem przybył 29 czerwca 1627 r. do Świdnicy. Wkrótce zawiadomił radę miejską, że swoje ostatnie żądania finansowe skierowane do miasta zmniejszył do 150 000 florenów, lecz suma ta musi być zapłacona w trzech ratach do świąt Bożego Narodzenia 1627 r. Aby podołać tym obciążeniom mieszczanie oddawali klejnoty oraz przedmioty ze złota i srebra.

Epitafium Wilhelma von Oberga – kanclerza księstwa świdnicko-jaworskiego w okresie wojny 30-letniej
(fot. W. Rośkowicz)

Z rozkazu cesarza Albrecht von Wallenstein przystąpił do usunięcia ze Śląska wojsk protestanckich. Przegnanie ich nie poprawiło położenia ludności, gdyż ich miejsce zajęły oddziały cesarskie, które wymuszały kontrybucję. W dniach od 9 do 12 sierpnia 1627 r. w Świdnicy i jej okolicach przebywało ok. 15 000 żołnierzy pod dowództwem Wallensteina. Z ich stacjonowaniem wiązały się kolejne dotkliwe obciążenia.

Zapewne od jesieni 1627 r. do końca 1628 r. Świdnica była wolna od kwaterunków żołnierzy. 20 stycznia 1629 r. w mieście zjawili się osławieni dragoni Lichtensteina. Władze cesarskie wykorzystywały ich do „zachęcania” ewangelików do powrotu na katolicyzm. Przeprowadzano to kwaterując dragonów w domach protestantów, gdzie mogli zabawiać się do woli. Dopiero gdy właściciel domu przyniósł kartkę potwierdzającą spowiedź, był uwalniany od kwaterunku. W Świdnicy zaświadczenie o odbytej spowiedzi wydawali dominikanie. Nawet burmistrz miasta Erasmus Junge nie uchronił się przed kwaterunkiem. Dragoni opuścili Świdnicę w styczniu 1630 r. Jeszcze przed ich odejściem do miasta przybyli jezuici w celu kontynuowania dzieła rekatolizacji.

20 lipca 1629 r. starosta księstwa świdnicko-jaworskiego Henryk von Bibran wyznaczył nową, złożoną z katolików radę miejską. Nakazała ona ewangelickim duchownym opuszczenie miasta. Także tylko nieliczni protestanci pozostali na stanowiskach we władzach miasta i wynikało to jedynie ze zbyt małej ilości katolików mogących podołać temu zadaniu. Rada miejska zabroniła mieszczanom uczęszczania na nabożeństwa ewangelickie odprawiane w okolicznych wsiach oraz zarządziła, aby dzieci z rodzin protestanckich oddano do nauki jezuitom.   

W następstwie powtarzających się petycji cesarz Ferdynand II zgodził się 3 sierpnia 1630 r. zwolnić księstwo świdnicko-jaworskie od wszelkich kwaterunków. Nastąpiło to w okresie, gdy doszło do dalszej eskalacji wojny spowodowanej włączeniem się do niej Szwedów. Pod wpływem zwycięstw króla szwedzkiego Gustawa Adolfa elektor saski i brandenburski przeszli na stronę szwedzką. Wojska saskie oraz brandenburskie otrzymały polecenie opanowania Śląska.


Próba zdobycia Świdnicy przez pułkownika Klinkowskiego

10 września 1632 r. do Świdnicy wkroczyły oddziały sasko-brandenburskie. Utrzymanie ich kosztowało miasto bardzo dużo, jednak mieszczanie godzili się na to chętnie, ponieważ w kościele parafialnym znowu mogły odbywać się nabożeństwa protestanckie. Otwarto również ewangelicką szkołę łacińską. Po przybyciu wojsk protestanckich wygnano jezuitów oraz katolickiego proboszcza, powrócili natomiast ewangelicki pastor oraz nauczyciele. W mieście wybuchła w 1632 r. zaraza. 7 października karczmarze zwrócili się do rady miejskiej z prośbą o wydanie zakazu opuszczania domów przez ludzi chorych oraz ich przychodzenia na targ. Próbowano w ten sposób ograniczyć rozszerzanie się epidemii.

17 lutego i 18 maja 1633 r. w Świdnicy doszło do pożarów. Spowodowały one napływ za mury miasta dużej ilości uciekinierów ze spalonego południowego przedmieścia oraz okolicznych wsi. W 1633 r. prawie cały Śląsk został zajęty przez wojska katolickie, natomiast Świdnica nadal była w rękach protestantów. 14 czerwca protestancka załoga w mieście została wzmocniona przez regiment Szwedów. W tym okresie z powodu braku wystarczającej ilości kwater wykorzystano do zamieszkania nawet najbardziej nieodpowiednie miejsca. 4 lipca 1633 r. cesarska armia pod dowództwem Wallensteina otoczyła Świdnicę. Stanęła obozem we wsiach: Niegoszów, Wilków, Pszenno, Jagodnik i Boleścin. Wielu mieszkańców podświdnickich miejscowości uciekło przed żołnierzami do miasta. Obroną Świdnicy kierował podpułkownik Schönfeld. Aby utrudnić oblężenie podpalono kilkaset budynków na przedmieściach. W czasie pożarów uszkodzeniu uległy m.in. kościół pw. św. Mikołaja oraz pw. św. Michała. Szczęśliwie uniknięto wielkiego nieszczęścia, jakim mogła być eksplozja 10 000 kg prochu zmagazynowanego na Rynku. 6 lipca 1633 r. pod Świdnicę podeszła, dla wsparcia jej obrońców, szwedzko-sasko-brandenburska armia. Rozłożyła się obozem w pobliżu Starego Jaworowa, Bolesławic, Zawiszowa i Sulisławic oraz oszańcowała wzgórze w pobliżu Wierzbnej. Do bitwy jednak nie doszło, wręcz przeciwnie, zawarto zawieszenie broni na cztery tygodnie. 20 sierpnia, podczas jego ratyfikacji, na tzw. „zielonym polu” pomiędzy Pszennem i Świdnicą, śmiertelnie ranny został następca tronu duńskiego książę Ulrich (był dowódcą jednego z regimentów wojsk protestanckich). Księcia przewieziono do Świdnicy, gdzie najbliższej nocy zmarł. Podczas oblężenia z wielu budynków zdjęto z dachu gonty, miało to utrudnić rozprzestrzenianie się pożarów. Nieszczęśliwie jednak w tym okresie wystąpiły ciągłe ulewy, które niszczyły mieszkania. Dodatkowo wkrótce zaczęło brakować żywności i zapanował głód. W następstwie tego wybuchła straszna zaraza. Do 1 stycznia 1634 r. umarło na nią, nie licząc żołnierzy 16.000-17.000 osób. Niejednokrotnie dziennie umierało 200-300 ludzi. Zaczęło brakować grabarzy i nie można było nadążyć z usuwaniem zwłok, które leżały na ulicach nie pogrzebane. Bogaci mieszczanie oferowali ogromne sumy, aby zapewnić sobie godny pochówek. Niejednokrotnie zajmowali się nim żołnierze. Z surowych desek zbijali  trumny i sprzedawali je po 30-50 dukatów. Często zwłoki wyrzucano do fos, a trumny sprzedawano ponownie. W mieście pojawiły się sfory bezpańskich  psów pożerających niepogrzebane szczątki ludzkie. Niektóre z ulic były zupełnie wymarłe. W związku z epidemią żołnierze zeszli z murów obronnych i obozowali w namiotach na łąkach pod Świdnicą. 26 września 1633 r. wojska protestanckie odeszły spod miasta, następnego dnia rozkazał to uczynić  również Wallenstein.

Bitwa pod Marcinowicami i Szczepanowem w 1642 r. (Zbiory: Muzeum Dawnego Kupiectwa)

Świdniczanie, aby chronić się przed bandami plądrujących żołnierzy, uzbroili się i strzegli miasta. Przezorność ta przydała się rankiem 6 stycznia 1635 r., kiedy to pułkownik Klinkowski próbował zdobyć Świdnicę. W nocy ukrył żołnierzy w piwnicach spalonych domów i planował wtargnąć do miasta w  momencie przejazdu furmanki z sianem przez bramę Dolną. Na szczęście świdniczanie czuwali, otworzyli ogień do napastników i szybko podnieśli zwodzony most.

Cesarz Ferdynand II Habsburg zawarł w 1635 r. w Pradze pokój z Brandenburgią i Saksonią. Ewangelicy liczyli, że otrzymają wolność religijną, tak się jednak nie stało. Powstała nadzieja na szybkie zakończenie wojny nie spełniła się. W Świdnicy przekazano jezuitom kościół parafialny (obecna katedra). Ewangelickich duchownych wygnano z miasta. Przez pewien czas mieszczanie uczęszczali na nabożeństwa do ewangelickich kościołów w Witoszowie i Pszennie, ale i to zostało im zakazane.

W latach 1635-1637 świdniczanie ponosili świadczenia na rzecz wojsk przechodzących przez miasto. Jednak szczęśliwie przez następnych kilka lat wydarzenia wojenne omijały je.

31 maja 1642 r. pod Świdnicę podeszła armia szwedzka pod dowództwem generała Lennarta Torstensona. W mieście stacjonowały wówczas dwie kompanie żołnierzy cesarskich pod dowództwem pułkownika Bourré, dwie dalsze wystawili mieszczanie. Na wieść o wojskach szwedzkich oddziały cesarskie pod dowództwem księcia Franza Albrechta von Lauenburga udały się z obozu pod Wrocławiem w kierunku Świdnicy. Wódz szwedzki wyszedł im naprzeciw i pomiędzy Marcinowicami i Szczepanowem doszło jeszcze tego samego dnia do bitwy. Zwyciężyli Szwedzi. Ciężko ranny książę von Lauenburg trafił do niewoli i został przewieziony do Świdnicy, gdzie zmarł. 1 czerwca Torstenson ponowił oblężenie. Rozpoczęto ostrzał z wielu kierunków i wkrótce uszkodzono mur przy bramie Dolnej. Przy powstałym wyłomie stanęli uzbrojeni mieszczanie i oczekiwali na szturm. 3 czerwca biciem w werble zawiadomiono Szwedów, że pułkownik Bourré jest gotowy do rokowań. Gdy w obozie szwedzkim omawiano warunki poddania, mieszczanie na krótko odeszli spod wyłomu. Wykorzystali to żołnierze szwedzcy, którzy przez niego przedostali się do Świdnicy i otworzyli bramy miejskie. Rozpoczęto plądrowanie mieszkań. Dalszy opór stał się daremny i miasto zostało zdobyte. W Świdnicy stacjonowała teraz załoga szwedzka. Jeden z komendantów miasta zażądał, aby mieszczanie zobowiązali się pod przysięgą do udzielania pomocy wojskom szwedzkim. Rada miejska nie zgodziła się, co spowodowało pogorszenie traktowania świdniczan przez żołnierzy. Aby podnieść obronność miasta pułkownik Seestädt, kolejny jego komendant, nakazał odbudowanie uszkodzonych odcinków murów oraz wzniesienie szańca przed bramą Kapturową.

Herb Albrechta Vejkarta Kapouna von Svojkowa
(Zbiory: Muzeum Dawnego Kupiectwa)

W listopadzie 1643 r. wojska cesarskie pod dowództwem pułkowników Kapouna[2] i Tappa rozpoczęły oblężenie Świdnicy, które trwało pół roku. Niestety, mieszkańcy na czas nie zdążyli się zaopatrzyć w żywność i drewno. Około Świąt Bożego Narodzenia zjedzono prawie całą żywność i oddawano za nią najcenniejsze mienie. Szwedzki komendant nie godził się na uszczuplenie zapasów wojskowych. Niewielką ilość zboża znajdującą się w ratuszu mielono i sprzedawano po wysokiej cenie. Mąkę na chleb mieszano z otrębami, plewami oraz krwią bydlęcą lub końską. Z braku innego mięsa, również psy, koty i konie stały się specjałami, a około Zielonych Świąt 1644 r. zabrakło i tych zwierząt. Szwedzki dowódca miał nadzieję, że ograniczając liczbę mieszkańców przedłuży czas obrony. Otworzył bramy miejskie i kilkaset osób opuściło Świdnicę. Żołnierze wykorzystali to natychmiast, włamali się do opuszczonych domów, rozbierali je i sprzedawali pozyskane drewno. Niedługo miasto stało się rumowiskiem. Generał Torstenson polecił jak najdłużej bronić Świdnicy i ostatecznie kapitulować na honorowych warunkach. W końcu nadszedł ten dzień. Podczas pertraktacji o poddaniu zezwolono jedynie na wolne odejście dowódcom i niższym rangą oficerom, pozostali żołnierze mieli zostać wcieleni do armii cesarskiej. Wkroczyła ona do miasta 17 maja 1644  r. Według jednego z kronikarzy w Świdnicy po zakończeniu wojny znajdowało się jedynie 118 nędznych domów, w których mieszkało 200 zubożałych  mieszczan. Odbudowa miasta postępowała bardzo powoli i Świdnica już nigdy nie odzyskała dawnego znaczenia na Śląsku.

Wiesław Rośkowicz


[1] Ojciec astronomki Marii Kunic.

[2] Pułkownik Albrecht Vejkart Kapoun von Svojkow za okazane męstwo podczas wojny 30-letniej, w tym podczas oblężenia Świdnicy, otrzymał tytuł barona.

12 LIKES

Skomentuj jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Mission News Theme by Compete Themes.