II wojna światowa okrutnie obeszła się z wieloma miastami. Warszawa była jedynym europejskim miastem niemal całkowicie zrównanym z ziemią. Całe ulice, osiedla, zespoły kamienic zniknęły z powierzchni. I gdy zastanawiano się nad przeniesieniem stolicy do Krakowa, Łodzi lub Poznania, stał się cud…Warszawę odbudowano.
24 maja 1945 roku przyjęto Dekret o odbudowie miasta stołecznego Warszawy, powołujący Naczelną Radę Odbudowy pod przewodnictwem prezydenta Bolesława Bieruta. Miasto „dźwignięto” na nogi siłami politycznymi i społecznymi całego narodu. Co więcej, zostało ono odbudowane jako ogromna, licząca się metropolia.
Ale skąd w zniszczonym, biednym i wciąż cierpiącym kraju wzięły się ogromne ilości materiału budowlanego? Mało kto zdaje sobie sprawę, że jednocześnie z odbudową stolicy, zachodnie miasta Polski, a więc tzw. Ziemie Odzyskane, po roku 1945 były stopniowo… rozbierane. Nasuwa się pytanie: dlaczego Polacy niszczyli swoje własne miasta? Większości obywateli niewątpliwie zależało na odbudowie Warszawy, jednak przecież nie takim kosztem. Okazuje się, że winne całej historii są nie tylko władze komunistyczne.
W latach powojennych nierzadko panowało przeświadczenie, że nastąpi nowy konflikt zbrojny, który doprowadzi do otwartych walk i zmian granic w Europie. Niepewność co do dalszych losów Ziem Odzyskanych sprawiała, że urzędnicy ministerialni w majestacie prawa demontowali i wywozili wszystko, co się dało, do centralnej Polski. To, co dla mieszkańców Ziem Odzyskanych było urzędowym szabrem, reszta kraju traktowała zwykle jako odszkodowanie za zniszczenia wojenne i „zabezpieczenie mienia poniemieckiego”. W pierwszych powojennych miesiącach tym „zabezpieczaniem” zajęli się Sowieci. Po nich przyszli przedstawiciele „władzy ludowej”. Zniszczoną Warszawę można było stosunkowo szybko zrekonstruować czy odbudować właśnie dzięki tego typu polityce.
Najskrajniejszą formą szabru urzędowego był „odzysk cegieł”, na największą skalę prowadzony we Wrocławiu w latach 1949-53. W szczytowym okresie odbudowy, w samym 1950 roku do stolicy powędrowały stąd 163 miliony zabytkowych cegieł zebranych przez brygady wyburzeniowe. Ponieważ w kraju brakowało materiałów budowlanych, za to ruin był nadmiar, „odzysk cegieł” miał załatwić dwa problemy: obniżyć koszty odbudowy i przyspieszyć usuwanie gruzów z ulic. Rozbiórce podlegały nawet nieznacznie uszkodzone budynki, na dodatek robiono to po amatorsku, wyciągając cegły z niższych partii budynków i powodując osuwanie się całych ścian..
Oczywiście Wrocław nie jest jedynym przykładem miasta oszpeconego przez polskich burzycieli. Wspaniałe budowle szybko przestawały być wspaniałe. Całe ich fragmenty miały stać się budulcem dla stolicy. Odbudowa Warszawy w dobrej formie wymagała dobrego materiału: gotyckiej cegły, odpowiedniej dachówki, płyt posadzkowych, progów z piaskowca. Wschodnia część kraju nie miała możliwości dostarczenia tego typu „rarytasów”. Jak można przeczytać na portalu Nauka Historii: dlatego to w Świdnicy rozebrano 300 domów, w Nowogrodźcu – 250, w Legnicy – 50, w Brzegu – 88. Poza Dolnym Śląskiem ucierpiało też Pomorze Zachodnie. W Szczecinie na przykład rozebrano budynek szczecińskiego teatru (z unikalną w Europie obrotową sceną), budynek opery, a także ponad trzystuletnią Bramę Portową! Wiele stołecznych budynków odbudowano dosłownie kosztem innych miast, z materiałów im odbieranych.
Po wojnie w Świdnicy wiele kamienic znajdowało się w złym stanie technicznym. Domy te – miast remontować – najczęściej po prostu rozbierano. I to zapewne odzyskaną w ten sposób cegłę wysyłano do Warszawy.
Bardzo popularną formą pozyskiwania funduszy na odbudowę stolicy były zbiórki uliczne. Wykorzystywano w tym celu głównie młodzież szkolną. Przeglądając Kronikę Świdnicy Franciszka Jarzyny, napotykamy na następujące wpisy:
* Rozpoczęta 1 września 1946 roku akcja zbierania funduszy na odbudowę Warszawy, po miesiącu trwania, dała w sumie kwotę 234.896 zł. Zorganizowano trzy zbiórki uliczne w dniach: 29 września (20.000 zł), 6 października (9.651 zł) i 3 listopada (10.000 zł). Kwestowała młodzież szkolna. Na odbudowę stolicy ofiarowali również: PRN 20.000 zł, Stowarzyszenie Kupców i Restauratorów 80.000, Stowarzyszenie Rzemieślników 20.290, Związek Zaw. Prac. Ubezp. Społ. 1.120, Teatr Miejski 5.051 (dochód z jednego przedstawienia), KS „Polonia” 10.060 (dochód z meczu), Koło Dramatyczne Państw. Fabryki Liczników 1.280, Państw. Fabryka Mebli 3.065, Fabryka Okuć Budowlanych 927, Zarząd Miejski 19.843, Gazownia Miejska 6.300, Związek Harcerstwa Polskiego 1.240, Powiatowy Komitet Żydowski 18.000, Dolnośląski Teatr Żydowski z Wrocławia 500 (dochód z przedstawienia w Świdnicy), bezimienny robotnik 2.000.
* 24 X. 1947 roku odbyła się zbiórka uliczna na odbudowę Warszawy. Kwestowała młodzież szkolna.
* 8 IX.1964 roku członkowie organizacji społecznych kwestowali na ulicach miasta na odbudowę Warszawy. Zebrano ogółem kwotę 6.000 zł.
Prowadzono też zbiórkę złomu. I tak, czytamy w Kronice Świdnicy, że: 25 XI 1946 roku zakończyła się trwająca od 25 października społeczna akcja zbiórki złomu i metali kolorowych. Rozplakatowane afisze ostrzegały przed zbieraniem pocisków i amunicji po polach.
Tuż przed rozdaniem świadectw szkolnych, nauczyciele zobowiązywali dzieci i młodzież do przyniesienia do szkoły 2 lub 5 zł na znaczki na SFOS (Stołeczny Fundusz Odbudowy Stolicy). Naklejano je w lewym górnym rogu świadectwa. Notabene, 2 zł było już kwotą, za którą można było kupić znaczną ilość cukierków.
Stanisław Bielawski
21 LIKES
Ostatnie, symboliczne zdjęcie wymaga opisu. Zdjęcie było już publikowane kilka lat temu, w jednym z artykułów ENCYKLOPEDII ŚWIDNICY i było opisane jako „wyburzenia zabytkowych kamienic przy ul.Spółdzielczej”. W rzeczywistości jest to widok od strony tej ulicy w kierunku północnym i przedstawia wyburzenia zabytkowych kamienic przy ul.Długiej !
Szczegółowo: na pierwszym planie jest gruzowisko oraz „szkielet” ścian frontowych kamienic nr 40, 42, 44 i 46 , na drugim planie jest cała kamienica nr 29 oraz gruzowisko po kamienicy nr 31 i wolny plac po wyburzonym wcześniej budynku narożnym Daleka nr 3 oraz na trzecim planie tylne fasady kamienic przy ul.Pułaskiego nr 22(kilka lat później też wyburzonej), 24, 26, 28 i 30.
Dziękujemy za cenne uzupełnienia 🙂
Szanowny Państwo,
z pewną dozą konsternacji przeczytałem powielane z dziada pradziada mity na temat „cegieł dla Warszawy”, zwłaszcza że publikowane zostały na portalu ze słowem „historia” w nazwie. Oczywistym jest, że ziemie zachodnie były na przełomie lat 40. i 50. XX w. poddane masowemu szabrowi i służyły za bogaty rezerwuar budulca oraz zabytków ruchomych. Te ostatnie niejednokrotnie trafiały do Warszawy (sztandarowy przykład – dzieła malarskie mistrza Willmanna) i absolutnie nikt tego nie neguje. Natomiast powyższy artykuł został niestety oparty na niczym nieudokumentowanej tezie (w zasadzie dwóch mitach), do której podjęto próbę dopasowania wybranych faktów. Jakie to mity? Otóż:
1. „Warszawa była najbardziej zniszczonym miastem w II wojnie światowej. Zniszczono ją całkowicie”.
2. „Setki milionów, jeśli nie miliardy sztuk cegły zabytkowej z tysięcy rozbieranych obiektów wywieziono do Warszawy w celu odbudowy miasta”.
Teza o tym, że Warszawa została całkowicie zrównana z ziemią nie znajduje potwierdzenia w faktach, a w artykule została użyta wyłącznie do poparcia twierdzenia, że materiał budowlany wożono do stolicy, co jest niezgodne z prawdą. Wiele innych miast było zniszczonych w podobnym stopniu, jak Warszawa – wystarczy spojrzeć w dokumenty i na fotografie z Drezna czy Gdańska. Mit, jakoby Warszawa całkowicie zniknęła z powierzchni ziemi, to komunistyczna propaganda uzasadniająca powojenne rozbiórki całych kwartałów warszawskiej zabudowy nadającej się do remontu. Ta przedwojenna zabudowa przeszkadzała komunistom w zaplanowaniu nowego, przestronnego, socrealistycznego miasta z szerokimi ulicami i nowoczesną zabudową. Tak – nie przesłyszeliście się Państwo – w Warszawie po wojnie rozebrano setki, jeśli nie tysiące domów, kamienic i innych obiektów w niezłym/dobrym stanie. Mówi się nawet, że czego w Warszawie nie zniszczyli Niemcy w czasie wojny, to zniszczyli sobie Polacy (władze komunistyczne) zaraz po wojnie. Co więcej, w stolicy było tyle gruzu (przykładem może być Muranów, który jako teren po byłym getcie faktycznie został starty z powierzchni ziemi), że usypano z niego kilka gigantycznych kopców (m.in. Górka Szczęśliwicka czy Kopiec Powstania Warszawskiego), a z części gruzu wzniesiono w nowatorskiej technologii z cegieł gruzobetonowych (przemielony gruz zmieszany z betonem) całe wielkie osiedla mieszkaniowe. Materiału budowlanego w Warszawie było aż nadto. Nadto do tego stopnia, że to właśnie z Warszawy na przełomie lat 40. i 50. ubiegłego wieku wywożono nielegalnie cegłę w milionach sztuk. Szaber wyglądał podobnie jak ten we Wrocławiu. Są na to dokumenty.
Owszem – relacje o wywózce materiałów budowlanych z „Ziem odzyskanych na odbudowę Warszawy” znajdują potwierdzenie w dokumentach. To sprawa bezsporna. Pomińmy sposób pozyskiwania tych materiałów i fakt, kto i za ile go pozyskiwał oraz jak była w tym rola „pionierów”, jaka spekulantów przybyłych na zachód wyłącznie w celu szybkiego wzbogacenia się na szabrze, a jaka komunistów. Sęk w tym, że dla komunistycznej władzy, podobnie jak wygodne było rozpowszechnianie nieprawdy o tym, że Warszawa została całkowicie starta z powierzchni ziemi, wygodne było uzasadnianie szabru w miastach zachodnich faktem odbudowy Warszawy. W dokumentach archiwalnych nie sposób znaleźć wzmianki o odbiorze cegieł w stolicy i kierowaniu ich na stołeczne place budów (a przecież gdyby ten proceder obejmował miliardy cegieł, to cokolwiek powinno się zachować). Zachowało się natomiast wiele wzmianek o zamówieniach i dostawach nowych cegieł (w tym imitacji historycznych-gotyckich) z cegielni (np. grudziądzkich) oraz o zastosowaniu cegły rozbiórkowej miejscowej. Przypadek? Wg mnie mało prawdopodobne.
Pozostawiając na boku fakty i dokumenty, a opierając się wyłącznie na logice – gdyby cegła ze wszystkich miast i miasteczek, w których mówi się, że budynki rozebrano na odbudowę Warszawy, faktycznie do Warszawy trafiła, można by odbudować nie jedną a trzy lub cztery stolice. To się da bez większego problemu policzyć. Tymczasem, przypominam, w Warszawie było tyle gruzu, materiału rozbiórkowego i cegły, że z gruzu budowano całe dzielnice, a cegłę po części wykorzystywano do odbudowy historycznych budynków, zaś w dużej mierze wywożono z miasta nielegalnie w formie szabru.
Gdzie zatem należałoby poszukiwać materiału rozbiórkowego z Wrocławia, Szczecina, Nysy i dziesiątków innych miejscowości? Przede wszystkim w okolicznych, bliższych i dalszych wioskach (podobnie jak cegły warszawskiej we wsiach Mazowsza), a także najpewniej w tysiącach obiektów wznoszonych w ramach inwestycji planu sześcioletniego, takich jak Nowa Huta czy Nowe Tychy. Temat jest niezwykle ciekawy i szkoda, że wciąż nie doczekał się opracowania naukowo-badawczego. Jedno jest pewne – cegły z Wrocławia i Szczecina nie należy szukać na warszawskiej Starówce. Ani w żadnych innych miejscach stolicy. To fałszywy trop, który podrzucili nam komuniści, a który, co przyjmuję ze zdziwieniem, wciąż ma się dobrze.
Z pozdrowieniami z Warszawy dla pięknego Świdnika 🙂
MK.
Dziękujemy za ciekawe spostrzeżenia niejako – jakby drugiej strony. Niestety, Dolny Śląsk został ograbiony potrójnie. Przez Niemców, którzy wywozili co się da, Sowietów, którzy czyni podobnie i komunistyczne władze powojennej Polski, dla których ściąganie z ziem zachodnich czego się da do centralnej Polski, było niczym innym jak rabunkiem w majestacie „prawa”, co niestety ma smutne konsekwencje do dziś. Z jednej strony mówiono o powrocie polskich ziem do macierzy, z drugiej strony jeszcze kilka lat temu pewien naukowiec twierdził publicznie, że nie ma potrzeby dawać pieniędzy na ratowanie zabytków Dolnemu Śląskowi, bo to nie polskie ziemie… Dzisiejsi Dolnoślązacy mają jednak chyba inne odczucia niż Pan, a przykładów na rabunkową gospodarkę władz z Warszawy w stosunku do Dolnego Śląska jest aż nadto. Niemniej dziękujemy za głos w dyskusji. I pozdrawiamy równie serdecznie nie z pięknego Świdnika na lubelszczyźnie a z… pięknej Świdnicy na Dolnym Śląsku 🙂
Bardzo dziękuję za odpowiedź do mojego komentarza 🙂
Naturalnie, miałem na myśli Świdnicę, ale autokorekta wiedziała lepiej…
Bezdyskusyjnie, ziemie zachodnie padły ofiarą niebywałego barbarzyństwa zarówno ze strony Rosjan, jak później Polaków. I bezdyskusyjnie materiały budowlane wyjeżdżały do „starej Polski”. Przy czym, tak jak już wspomniałem, hasło „rozbieramy, by odbudować Warszawę”, było li tylko chwytliwym sloganem, które pozwalało uprawomocnić rabunek i wandalizm. A tymczasem materiały jechały wszędzie indziej, ale najmniej do Warszawy. Oczywiście, być może niektóre transporty trafiły do stolicy, choćby w celach propagandowych, ale jestem przekonany, iż to promil z tego, co wywieziono z Ziem Zachodnich.
Jeszcze jedna bardzo istotna kwestia. „Władze z Warszawy” nie były władzami Warszawy, ale władzami całej Polski, jedynie urzędującymi w Warszawie, o czym często zapomina się w dyskusji. Przez to często zakłada się też, że jeśli władze z Warszawy podejmowały jakieś decyzje, to dotyczyły one wyłącznie Warszawy, tymczasem często dotyczyły zupełnie innych regionów, lub Warszawy i innych regionów. Jednoznacznie negatywne odczucia Dolnoślązaków w stosunku do szabru, są jak najbardziej na miejscu. Kłopot w tym, że kierowane one są do Warszawy, jako miasta, a nie władz Z Warszawy, które w ramach planu sześcioletniego z cegły, nazwijmy ją, wrocławskiej, odbudowywały cały kraj, a najmniej stolicę.
Proszę pozwolić, że słów wspomnianego naukowca, z litości dla tegoż, nie skomentuję 😉
Raz jeszcze pozdrawiam piękną Świdnicę.
Marcin Kudłacik