Ktoś chce kupić sobie „pałac”? Może to zrobić za zaledwie… półtora miliona złotych.
Chodzi o budynek stylizowanego na pałac i tak popularnie zwanym – budynkiem dawnego szpitala Zakonu Kawalerów Maltańskich w Mokrzeszowie (powiat świdnicki). Obiekt wzniesiony w XIX wieku do 1926 r. pełnił funkcje szpitalno-sanatoryjne, a w latach II wojny światowej znajdował się tu oddział owianego złą sławą Lebensborn, czyli Domu Matek, w którym kobiety miały rodzić idealne rasowo dzieci nazistów (czytaj tutaj: Sanatorium miłości… Himmlera).
Po zakończeniu wojny w na dwa lata „pałac” zajęły wojska sowieckie, potem przez wiele lat znajdowała się tu siedziba szkół rolniczych i Wojewódzkiego Ośrodku Postępu Rolniczego.
Problemy stylowego obiekty zaczęły się w latach 90. XX wieku, kiedy po przejęciu go przez gminę Świdnica, został sprzedany za zaledwie 400 tysięcy złotych dwóm Niemcom (synowi i ojcowi) Herbertowi i Alexandrowi D. Z tej kwoty obaj nowi właściciele zapłacili tylko 200 tysięcy złotych, bo druga połowa należności została umorzona przez konserwatora zabytków. Samą umową, która okazała się niekorzystna dla gminy zajęła się prokuratura, ale sprawa została umorzona. Jak informował portal internetowy Świdnica24.pl nowi właściciele „zapowiadali, że urządzą luksusowy hotel, angażowali nawet do bezpłatnych prac lokalnych mieszkańców w zamian za obietnicę pracy przy obsłudze gości. Z hucznych zapowiedzi nic nie wyszło. Właściciele zniknęli, a okoliczni mieszkańcy – coraz bardziej zaniepokojeni stanem budynku i 2-hektarowego parku – wystąpili do samorządu z prośbą o doprowadzenie do jego wywłaszczenia”.
Przez wiele lat w „pałacu” niewiele jednak się działo, a obiekt systematycznie niszczał. W grudniu 2004 r. ówczesny wójt gminy Świdnica wystąpił do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków o podjęcie działań zmierzających do wywłaszczenia zabytkowej nieruchomości na rzecz Skarbu Państwa, mając na uwadze, że właściciel zabytkowego zespołu dawnego szpitala Zakonu Kawalerów Maltańskich w Mokrzeszowie praktycznie porzucił obiekt, całkowicie zaprzestając wykonywania obowiązków spoczywających na właścicielu nieruchomości zabytkowej, a sam obiekt zagrożony był utratą walorów zabytkowych, a nawet trwałym unicestwieniem. W styczniu 2005 r. Wojewódzki Konserwator Zabytków wystąpił do starosty świdnickiego o wszczęcie postępowania wywłaszczeniowego. 27 czerwca 2006 r. starosta odmówił wszczęcia takiego postępowania, bo jego zdaniem nie wykorzystano wszystkich możliwości, jakie prawnie przysługiwały urzędowi konserwatorskiemu, m.in. o wykonaniu tzw. remontu zastępczego, finansowanego z budżetu państwa!
I takie przepychanki trwały przez następne lata, a niektóre wręcz wzbudzały śmiech i bezsilność polskiego prawa. We wrześniu 2009 r. w asyście policji na teren parku okalającego „pałac” wszedł przedstawiciel Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Niestety, nie została wpuszczona przez jednego z właścicieli do samego budynku dla stwierdzenia stanu w jakim się znajduje. Usłyszała wytłumaczenie, że właściciel zgubił… klucz do budynku!
Inspektor dokonała więc oględzin budynku z zewnątrz, łącznie z dachem, który był dziurawy. Gołym okiem widać było postępującą destrukcję obiektu. Rozebrany został częściowo bez żadnej zgody budynek gospodarczy. Powybijane okna zasłonięto folią. Tej wizycie towarzyszyli dziennikarze „Tygodnika Świdnickiego”, którzy usłyszeli od właściciela, że za udzielenie wywiadu chce 1.000 złotych.
Nie zważając na obecność policjanta i urzędników samorządowych rozjuszony prawdopodobnie tym, że dziennikarze mu nie zapłacili żądanej kwoty, jeden z właścicieli wyprosił ich, a zamykając bramę wejściową – wykrzyczał: – Tu jest niemiecka ziemia!
Jak informował wspomniany już portal Świdnica 24.pl – „W 2010 roku, konserwator zawiadomił prokuraturę. – Zaniechanie jakichkolwiek prac doprowadziło do znacznych zniszczeń w tym obiekcie. Herbertowi i Aleksandrowi D. postawiono zarzuty umyślnego doprowadzenia do zniszczeń zabytku, za co grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności – mówił wtedy Marek Rusin, prokurator rejonowy w Świdnicy i dodawał, że choć zarzuty są, nie udało ich się przedstawić panom D. Młodszy z nich raz nawet stawił się w prokuraturze, ale nie było tłumacza i do przesłuchania nie doszło. Późniejsze próby kontaktu spełzły na niczym. W czerwcu 2010 roku postępowanie zostało zawieszone. Wciąż jednak obowiązywało ogólnopolskie wezwanie do ustalenia miejsca pobytu Herberta i Alexandra D., które zostało przekazane wszystkim jednostkom policji w kraju. Tymczasem młodszy Alexander D. – jak pisał portal Świdnica24.pl „nieprzerwanie od kilku lat prowadził w całej Polsce różne interesy, będąc współwłaścicielem co najmniej dwóch firm (…) i aktywnie handlując na jednym z portali rolniczych. W 2008 roku na techagra.com Alexander D. wystawił pałac w Mokrzeszowie na sprzedaż, żądając 4 milionów złotych”.
Od tamtego czasu minęło ponad 10 lat. Co się zmieniło? Na pewno cena za niszczejący obiekt. Na początku października na kilku portalach oferujących sprzedaż nieruchomości pojawiło się ogłoszenie dotyczące sprzedaży, wpisanego do rejestru zabytków gmachu oraz działki o powierzchni 2,46 ha za jedyne 1.500.000 złotych. Jeżeli nie znajdzie się chętny na kupno i historia obiektu potoczy się podobnie przez następne dwadzieścia lat, będziemy mogli sobie zapewne zadać już tylko pytanie – ile warta będzie kupa gruzów?
Andrzej Dobkiewicz
13 LIKES
Czy w końcu przestaniecie tworzyć mit o Lebensborn w Mokrzeszowie ! Nie ma i nie było ŻADNYCH dowodów ani nawet przesłanek, że taki ośrodek tam istniał !
A masz na to dowód, że tak nie było? Czy to jest tylko- „nie, bo nie”?
Nie było i nie ma co dochodzić