Kontynuujemy nasz cykl artykułów o górze Ślęża, mitach z nią związanych i tajemnicach. Poprzednie części można przeczytać tutaj: Tajemnice góry Ślęży (cz. 1), Tajemnice góry Ślęży (cz. 2), Tajemnice góry Ślęży (cz. 3), Tajemnice góry Ślęży (cz. 4) i Tajemnice góry Ślęży (cz. 5).
***
Stan zamku na Ślęży rozjaśnia treść dokumentu z 1438 r., który wydany został przez cesarza Zygmunta Luksemburczyka dla Albrechta von Kolditza.
Zgodnie z jego treścią cesarz oddał mu tę warownię górską w dziedziczny zastaw za sumę 2300 kop praskich groszy. Władca nie otrzymał jednak realnie tej kwoty, już bowiem jego poprzednik na tronie król Czech Wacław IV był zadłużony względem Albrechta i Johanna von Kolditza oraz jego synów, a pieniądze te spoczywały na dwóch czeskich klasztorach. Warto w tym miejscu dodać, iż Albrecht von Kolditz był swego czasu starostą księstwa świdnicko-jaworskiego i należał do najbardziej gorliwych przeciwników stronnictwa husyckiego. Cesarz Zygmunt przekazując zamek na Ślęży w jego ręce postawił jednak warunek, iż nie będzie on trzymał tej warowni w zamknięciu przed królem Czech [cesarz był zarazem królem czeskim – dop. S. Nowotny] i jego drużyną, lecz będzie on ją trzymał otwartą. Albrecht von Kolditz, zgodnie z umową, miał również respektować prawa klasztoru augustianów do części góry Ślęży i szanować własność klasztorną w postaci licznych wiosek leżących u podnóża góry.
Szybko jednak okazało się, iż przynależność von Kolditza do stronnictwa katolickiego nie przeszkadzała mu w stosowaniu podobnych metod do husytów; jego oddziały regularnie zajmowały i łupiły poszczególne majątki klasztorne. Doszło nawet do tego, iż granice na Ślęży zostały przesunięte, a von Kolditz zaczął traktować całą górę jako swoją własność. Być może za posunięciami tego typu stały bardziej logiczne posunięcia. Pamiętać bowiem należy, iż von Kolditz musiał trzymać na zamku własną załogę, a ta musiała być stale aprowizowana. Wiadomo, iż w czasach książąt świdnicko-jaworskich istniały jednoznaczne i jasne zasady, które wioski zmuszone są do oddawania powinności względem załogi na Ślęży – tak było w przypadku Białej i Chwałkowa, być może również w przypadku innych wsi leżących u podnóża góry. W czasach zawirowań husyckich o powinnościach tych zapewne zapomniano, albo nie chciano o nich pamiętać. Opat klasztoru augustianów „na Piasku” we Wrocławiu, do którego należała większość wsi w okolicach Ślęży, wolał przyjąć pozę poszkodowanego i kierował skargi do cesarza.
Nie znamy odpowiedzi Albrechta von Kolditza, lecz przyjąć trzeba, iż miały one zapewne większą siłę przebicia, skoro utrzymał się ze swą załogą na Ślęży aż do swej śmierci, która nastąpiła w 1451 r. Jego następcą został Johann von Kolditz. Ten jednak nie posiadał talentu organizacyjnego swego poprzednika. Być może brakowało mu też odwagi, aby ciągle żyć na koszt zakonu. Zamek na Ślęży powoli zaczął podupadać, aż ostatecznie von Kolditz musiał usunąć swą załogę z jego murów. Następstwa tego czynu szybko miały się zgubne dla całej okolicy. W latach sześćdziesiątych XV wieku na zamku usadowiła się kolejna partia rabusiów – prawdopodobnie stronników czeskiego króla husyty Jerzego z Podiebradu. Historia zatoczyła wielkie koło i wróciła do swego początku. Ślęża znów stała się gniazdem rozbójniczym, z którego nękano okolicznych mieszkańców, palono wioski, rabowano kupieckie karawany, a nawet próbowano zdobywać mniejsze miejscowości, takie chociażby jak Sobótka.
Mieszczanie świdniccy i wrocławscy, którzy jako ludzie zajmujący się handlem, najbardziej na tych rejzach tracili, znów zostali zobligowani do oblegania zamku na Ślęży. Najbardziej tracił jednak skąpy opat augustiański, który wcześniej kierował się jedynie własnym interesem i nie chciał zadbać o wspieranie obronności kraju. Gdyby zawczasu pomyślał, iż wspieranie załogi na Ślęży, nawet jeżeli zamek ten oddany został w prywatne ręce, będzie owocowało w przyszłości również w stosunku do jego majątków, wówczas może mógłby uniknąć większego nieszczęścia. Tak się jednak nie stało, a obecnie większość jego wiosek była spustoszona i przez długie lata nie mogły one przynosić żadnych zysków. Obecnie jednak najważniejszym problemem, przed jakim stanęli mieszkańcy tej części Śląska było pytanie, jak „wykurzyć” z warownego gniazda na Ślęży ową naprzykrzającą się bandę? Kilkakrotnie próbowano zdobywać zamku na własną rękę. Rezultaty były równie nikłe, jak należało z góry zakładać. Ostatecznie w 1471 r. mieszczanie świdniccy i wrocławscy we wspólnej akcji zdołali zdobyć zamek na szczycie Ślęży. Tym razem jednak, nauczeni doświadczeniem, nie mieli zamiaru zostawiać tu żadnych umocnień. Zamek zburzono niemal doszczętnie. Pozostawiono jedynie wieżę zamku, która była zapewne zbyt mocna, aby ją zburzyć. Ta, wypalona we wnętrzu, nie stanowiła jednak żadnego oparcia dla ewentualnej obrony. Zawaliła się ona dopiero w XVI w.
Sobiesław Nowotny
16 LIKES
Skomentuj jako pierwszy!