W zasobach jednego z archiwów natrafiliśmy na niezwykle ciekawy raport zachodnich służb wywiadowczych, napisany na podstawie wspomnień i relacji anonimowej świdniczanki, która opisuje sytuację na rynku mięsnym Świdnicy w latach 50. XX wieku. To niezwykle ciekawy i sugestywny opis problemów z wędlinami i z mięsem jakie dotknęły Polskę na początku lat 50., ale także ciekawe studium społecznych zachowań mieszkańców Świdnicy w tych latach.
Raport zatytułowany Dostawy mięsa w Świdnicy spisany został na podstawie zeznań byłej – w raporcie anonimowej – ekspedientki ze sklepu mięsnego przy ulicy Westerplatte 42 w Świdnicy. W raporcie jest ona najczęściej nazywana „Źródłem”, jednak dla zachowania czytelności przekazu, w tłumaczeniu z języka angielskiego w jakim został spisany raport, zastąpiliśmy to określenie słowem „sprzedawczyni”.

Nie wiemy, kim była autorka zeznań. Wiadomo z opisu przedstawionego przy raporcie, że była to 31-letnia Polka, mieszkanka Świdnicy, pracująca od 1950 do grudnia 1951 roku we wspomnianym sklepie mięsnym, należącym do Rzeźniczo-Wędliniarskiej Spółdzielni Pracy i Użytkowników, która posiadała sieć kilkunastu sklepów mięsno-wędliniarskich w Świdnicy. W dniu 7 grudnia 1952 roku świdniczanka przyjechała wraz z mężem do Berlina i tu złożyła relację. Jak czytamy w opisie tego raportu i innych mu podobnych: Pozycja oparta jest na wywiadach przeprowadzonych z uciekinierami i imigrantami w zachodnich obozach dla uchodźców i urzędach imigracyjnych lub zachodnimi podróżnikami powracającymi z pobytów w wschodnioeuropejskich krajach komunistycznych, uzupełniona informacjami zebranymi za pośrednictwem korespondencji Radia Wolna Europa (RFE) z anonimowymi źródłami zza Żelaznej Kurtyny.Pozycja ta została przesłana z berlińskiego biura terenowego. Kim była tajemnicza sprzedawczyni – imigrantką czy uciekinierką – tego nie wiemy.
Dokument pochodzi z Blinken OSA Archivum. Archiwum to zostało założone w 1995 roku, jako wydział Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego z siedzibami w Wiedniu i Budapeszcie. Jego zbiory archiwalne dotyczą powojennej historii Europy, zimnej wojny, historii byłego bloku wschodniego, praw człowieka i zbrodni wojennych. Archiwum to nie tylko gromadzi i przechowuje dokumenty związane z najnowszą historią i prawami człowieka, ale i je udostępnia.

Nie jest do końca pewna lokalizacja sklepu w którym pracowała świdniczanka, chociaż podała jego adres – przy ulicy Westerplatte 42. Problem w tym, że dziś pod tym adresem funkcjonuje sklep Żabka w nowo wzniesionym budynku. Wizja lokalna w tym miejscu i rozmowy z niektórymi z mieszkańców i użytkowników lokali w sąsiednim budynku przy Westerplatte 40, tylko zagmatwały sprawę. Jedna z osób stwierdziła, że chyba pamięta sklep mięsny na parterze budynku nr „40”. Byłoby to możliwe przy założeniu, że numeracja w jakimś momencie uległa zmianie i dzisiejszy budynek nr 40, po wojnie miał numer 42. Niestety, inne poszlaki się tu nie zgadzają. Przede wszystkim sprzedawczyni w swoich wspomnieniach opowiada, że w sklepie nie było wody i musiała pożyczać ją od lokatorów. Jeżeli sklep był rzeczywiście w obecnym budynku nr 40, to z posiadał on instalację wodną, a więc i do lokalu sklepu powinna być ona raczej doprowadzona. Po drugie na zachowanych, starych mapach Świdnicy, budynek mieszkalny z domniemanym sklepem na parterze miał już w 1895 roku nr 40. Na tej samej mapie zaznaczona jest działka z numerami budynków 42-44-46. Co ciekawego w dawnych księgach adresowych nie występuje budynek mieszkalny przy dawnej Reichenbacherstrasse 42. Brak także praktycznie znanej ikonografii dla tego miejsca, z wyjątkiem jednej pocztówki, na której widać dach niewielkiego rozmiaru budyneczku, który przylega do istniejącego do dziś budynku przy Westerplatte 40.
Z dużym prawdopodobieństwem można więc przyjąć, że to w tym właśnie małym budyneczku mieścił się sklep mięsny, a sprzedawczyni o wodę mogła prosić lokatorów sąsiedniego budynku nr 40. Jak już wspomniano, ten mały budyneczek został rozebrany w czasach PRL, jednak dokładnej daty nie zdołano ustalić.

Aby zrozumieć znaczenie i sens wspomnień świdniczanki, które przedstawimy w kolejnych odicnkach tego opracowania, musimy nieco przybliżyć czas i płaszczyznę w jakich się poruszamy.
Jest 1950 rok. Sytuacja na Ziemiach Zachodnich nieco różni się od tej, która ma miejsce w pozostałej części kraju. Ziemie przyłączone do Polski po maju 1945 roku są poddawane bardzo ostrej polityce unifikacji z resztą kraju, polegającej między innymi na centralizacji ośrodka władzy, co przejawiało się przede wszystkim w narzucaniu odgórnych rozwiązań. Ich nie respektowanie, czy co gorsza – poddawanie w wątpliwość ich słuszności, nawet jeżeli były pozbawione sensu i logiki chociażby w sferze gospodarczej, były surowo karane. Pamiętać należy, że jesteśmy w szczytowym okresie stalinizacji kraju. Komuniści po uporaniu się praktycznie z opozycją polityczną, we wszystkich dziedzinach życia zaczęli wprowadzać wzorce sowieckie. O ile realizacja planu 3-letniego (1947-1949) przebiegła dość udanie, przede wszystkim w zakresie odbudowy kraju i wzrostu produkcji przemysłowej, o tyle w sferze rolnictwa nie do końca udało się uzyskać pożądane efekty, chociażby ze względu na bardzo słabe zbiory w 1947 roku. Praktycznie od zakończenia wojny utrzymywała się reglamentacja na różnego rodzaju towary – od zapałek, warzyw, soli, nafty, przez cukier, kaszę, chleb, słodycze, tłuszcze, mięso i mąkę, po wyroby dziewiarskie i buty. System reglamentacji w Polsce przestał obowiązywać ostatecznie dopiero 1 stycznia 1949 r.
Kolejny plan gospodarczy tzw. 6-letni, zogniskowany przede wszystkim na rozwoju infrastruktury przemysłowej z minimalizacją nakładów na konsumpcję, przy jednoczesnym bardzo dużym odpływie ludności ze wsi do miast. Miało to duży wpływ na produkcję rolną, która przeżywała kryzys związany z przymusową kolektywizacją rolnictwa. Ponieważ gospodarka kraju nie miała jeszcze dostatecznej stabilizacji, bardzo szybko okazało się, że zniesienie systemu kartkowego doprowadziło do kryzysu w produkcji m.in. mięsa i jego przetworów. Doszło do tego, że uprzywilejowane grupy (zawodowe i społeczne) otrzymywały tzw. bony tłuszczowe. Ta metoda reglamentacji funkcjonowała do połowy 1950 r. Decyzja o likwidacji reglamentacji w 1949 roku została przez komunistów podjęta po ogłoszeniu zwycięstwa w tzw. bitwie o handel, efektem której była praktyczna likwidacja niemal całego wolnego handlu i przejęciem kontroli nad rynkiem wewnętrznym. Lansowano przy tym model socjalistycznej konsumpcji, która zakładała zmniejszanie spożycia „niezdrowego” mięsa, kosztem zwiększania spożycia „zdrowych” warzyw. Duże nasilenie takiej propagandy występowało w latach, kiedy braki w zaopatrzeniu były szczególnie dotkliwe.
Istotną rolę w kryzysie mięsnym na początku lat 50. odegrała konsumpcja. Jak pokazują badania, w latach 1946-1950 ogólne spożycie mięsa i jego przetworów wzrosło w Polsce średnio o 5,2 kg, w tym dla samego mięsa wartość ta wynosiła 67 procent w stosunku do 1939 roku, a w odniesieniu do tłuszczy o 43 procent. W pewnym sensie był to także raczej nie chciany i nie przewidziany efekt komunistycznej propagandy, która udowadniała, że w państwie socjalistycznym każdy otrzyma tyle, ile mu potrzeba.
Z brakami w zaopatrzeniu w mięso i tłuszcze komuniści nie potrafili sobie poradzić ani w latach 50., a ni w kolejnych dziesięcioleciach. Socjalistyczne eksperymenty związane z gospodarką wiejską i rolnictwem, wyraźny spadek produkcji m.in. mięsa (spowodowany na przykład zaniżaniem cen skupu) przy wzroście konsumpcji spowodowanej także boomem demograficznym, doprowadził do napięć społecznych. W tej sytuacji władza starała się jak najlepiej zaopatrzyć duże ośrodki klasy robotniczej, w zdecydowanie gorszej sytuacji stawiając prowincję. A każdy przejaw niezadowolenia był traktowany w sposób surowy, najczęściej karami finansowymi lub pobytami w obozach pracy.

Już pod koniec lat 40. komuniści znaleźli propagandowy wytrych, mający tłumaczyć społeczeństwu, dlaczego musi się zmagać z niedoborami towarów, w tym wypadku mięsa i jego przetworów. Oczywiście byli to rolnicy, prowadzący nielegalny ubój, nieuczciwi sprzedawcy i spekulanci. Metody walki z tą „plagą” były różnorakie. Pod stałą obserwacją były targowiska, przeprowadzano ustawiczne kontrole w sklepach – o czym wspomina sprzedawczyni z naszego raportu, podobnie jak i o wyniesionej na wyżyny absurdu biurokracji w zakresie kontrolowania sprzedaży mięsa. Obserwowano i kontrolowano podróżnych w pociągach i autobusach, którzy wzbudzali podejrzenie, że na przykład, jak za okupacji, szmuglują mięso w bańkach na mleko. Kwitło donosicielstwo bazujące na rozbudowanej sieci konfidentów i informatorów. Na przełomie 1949/1950 roku za nielegalny handel mięsem, jego nielegalny ubój i „udowodnione” oszustwa przy jego sprzedaży, można było nawet na pół roku trafić do obozu pracy. Not bene sposób ten był przez komunistów „rozwinięty” jeszcze w latach 60. podczas procesu tzw. afery mięsnej, kiedy zapadły wyroki śmierci i dożywotniego więzienia dla kilku, spośród ponad 400 aresztowanych osób.
Klęska na rynku mięsnym na początku lat 50. sprawiła, że już 29 sierpnia 1951 roku rząd podjął decyzję o przywróceniu kartek na mięso, tłuszcze zwierzęce i przetwory mięsne. W grudniu 1951 roku na kartki były już także masło i tłuszcze roślinne, a w kolejnych miesiącach dołączono do nich mydło, środki piorące i cukier i cukierki. Kartki zostały zniesione dopiero w 1953 roku, jednak przy jednoczesnej, drastycznej podwyżce cen.
Wracając do wspomnianego raportu z zeznań świdnickiej ekspedientki ze sklepu mięsnego pamiętać należy o jeszcze jednym ich aspekcie. Zeznania składane były w okresie „zimnej wojny” pomiędzy wschodem i zachodem. Nie wiemy czy i w jakim stopniu relacja świdniczanki została ewentualnie zmanipulowana na potrzeby antykomunistycznej propagandy. Niektóre fakty z zeznań sprzedawczyni nie do końca wzbudzały zaufanie spisujących zeznania, co uwidocznione zostało w komentarzach tych osób na końcu raportu, chociażby w wypadku tzw. „tanich jatek”.
Nieznany dotychczas raport stanowi niezwykle cenny dokument z czasów kryzysu mięsnego w Świdnicy na początku lat 50., niosący także duży ładunek informacji z życia społecznego miasta w tym czasie i stosunków w nim panujących.
Cdn.
Andrzej Dobkiewicz (Fundacja Idea)
Opracowanie powstało w ramach projektu w otwartym konkursie Starostwa Powiatowego w Świdnicy na realizację zadań publicznych w zakresie kultury, sztuki, ochrony dóbr kultury i dziedzictwa narodowego oraz krajoznawstwa.
10 LIKES
Skomentuj jako pierwszy!