Kamienica przy ulicy Długiej 1, efektownie dominująca nad południowo-wschodnim narożnikiem świdnickiego Rynku nie miała do tej pory szczęścia u historyków, a jej dzieje nie zostały opisane. Z uwagi na jej stosunkowo młody wiek – wzniesiono ją pod koniec XIX wieku – nie wzbudzała takiego zainteresowania, jak inne, bardziej „antyczne” domy na starówce. Wydawało się też, że analiza skąpych źródeł nie przyniesie jakichś szczególnych odkryć dla tego miejsca i domów, jakie się nam nim wznosiły. Nic bardziej mylnego! Z kart historii udało się wyłowić fascynujące informacje dotyczące tego miejsca, włącznie z zapomnianą dziś nazwą, który posiadał dom na tej działce niegdyś stojący! Pierwszą część artykułu można przeczytać tutaj: Długa 1 (cz. 1): Więcej pytań niż odpowiedzi.
Pierwsze wybudowane na wschodniej pierzei Rynku zapewne wyglądały podobnie, jak i przy pozostałych pierzejach. Nie zajmowały całej szerokości parceli, pozostawiając wolne przestrzenie po bokach. Materiałem używanym do budowy było drewno oraz kamień i cegła. Większość posiadała głębokie komory piwniczne, które częściowo zachowały się do chwili obecnej. W odniesieniu do parceli mamy w tym względzie pecha, bowiem pod koniec XIX wieku, podczas budowy obecnego domu, nastąpiła rozbiórka starego włącznie ze średniowiecznymi piwnicami. Podobnie sytuacja ma się zresztą w odniesieniu do narożnego domu z drugiej strony pierzei u zbiegu z ulicą Kazimierza Pułaskiego oraz pod kamienicą Rynek 15. Prawdopodobnie wszystkie kamienice posiadały podcienia, chociaż nie uwzględniają ich w swoich rekonstrukcjach wspomniani już wrocławscy badacze – Chorowska i Lasota, którzy nie stwierdzili ich pozostałości w przeprowadzonych badaniach, chociaż to nie wyklucza możliwości ich istnienia. A przecież nie bez powodu podcienia wschodnie posiadały swoją historyczną nazwę – Zielne (niem. Krucmarg, Krutlewben, Krautlauben). Pozostałe, od których wzięły nazwę poszczególne pierzeje nazywały się: po stronie północnej – Wełniane lub Solne (niem. Wollenlewben, Salczmarkt, Saltzlauben), po stronie południowej – Zbożowe (niem. Kornlebin, Kornlewben, Kornlauben) i po stronie zachodniej – Chmielne (niem. Hopphinleben, Hopfinlewben, Hopfenlauben).
Kolejne informacje dla poznania dziejów tego domu, wobec braku XV-wiecznych ksiąg podatkowych, odnajdujemy dla tej parceli, domu na niej stojącego i jego właścicieli oraz użytkowników dla II połowy XVI wieku. I od razu mamy pierwszą sensację!
Od 1580/1581 roku dom przy obecnej Długiej 1, skierowany frontem do Rynku, który musiał być znacznych rozmiarów zamieszkiwali i mieli tu swoje warsztaty oraz miejsca do handlu (tzw. ławy) świdniccy… szewcy! A sam obiekt nazywany był oficjalnie Domem Szewców! To historyczna, udokumentowana dla tego miejsca nazwa, która nie przetrwała w tradycji do czasów nam współczesnych, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby zaczęła być znowu używana. Jak do tego doszło?
W zachowanych, rękopiśmiennych źródłach z połowy XVII wieku zachowała się pewna informacja, która rzuca nam światło na niezwykle ciekawe wydarzenia. 16 maja 1580 roku zmarła Ursula Salomea Starke, wdowa po bardzo bogatym mieszczaninie Salomonie (I) Starke. W swoim testamencie uczyniła niezwykły zapis. Dotyczył on pobożnej fundacji ustanowionej przez zmarłą na rzecz dwóch ubogich czy też niezbyt zasobnych materialnie studentów ze Świdnicy, którzy podjęli naukę na Jednym z uniwersytetów. Za dobre wyniki w nauce mogli oni otrzymać dwukrotnie w ciągu roku dotację w wysokości 50 i 30 talarów. Osiągane wyniki w nauce musiały być jednak potwierdzone przez profesorów i rektora uczelni. Bardzo ciekawie Ursula Salomea Starke rozwiązała kwestię dopływu środków finansowych na potrzeby fundacji. Otóż egzekutorami testamentu i zarządcami majątku uczyniła radnych miejskich. Mieli oni czuwać nad pozyskiwaniem pieniędzy na fundację dla studentów z wynajmu mieszkań w domu przy dzisiejszej Długiej 1 świdnickim szewcom, którzy jak już wspomniano mieli tu także miejsca do sprzedaży swoich wyrobów. Na dodatek szewcy ci zostali zwolnieni z płacenia podatku (tzw. pogłówne) na wojnę z Turcją.
Mimo wynajmu mieszkań szewcom dokonywanych przez Radę Miejską, dom pozostał w rękach rodziny Starke przynajmniej przez następne 120 lat! W 1611 roku jako jego właściciel wymieniany jest Salomon (II) Starke, najprawdopodobniej syn Salomona (I) i Ursuli. Musiał umrzeć najpóźniej w 1630 roku, wtedy bowiem jako właścicielka wymieniana jest wdowa po nim. Kolejne dwa zachowane zapisy – z 1639 i 1700 roku mówią o tym, że dom oraz sąsiednie domy należą do rodziny Starke. Jeżeli tak było, to niewykluczone, że to w okresie, kiedy dom i sąsiadujące parcele należały do tej właśnie rodziny dokonano nowego podziału dwóch parceli i nastąpiło wzniesienie nowego budynku, który zajął 1,5 szerokości pierwotnych parcel (obecna szerokość domu od strony Rynku), a na pozostałej połowie parceli wzniesiono w kolejnych wiekach domy, pod dzisiejszym adresem Rynek 18.
Z lat ok. 40./60. XVII wieku posiadamy ciekawą rękopiśmienną informację na temat domu rodziny Starke. Do parceli na której się znajdował przypisany był od czasów średniowiecza przywilej warzenia 10 warów piwa rocznie. Prawdopodobnie na miejscu prowadzony był też wyszynk, bowiem zapisano w rękopisie informację, że odwiedzało go – tzn. ten dom, wiele tysięcy konsumentów rocznie.
Warzono piwo z 24 korców pszenicy [1 korzec wrocławski = 74,9 litra, piwo warzono więc z blisko 1800 litrów pszenicy]. W ten sposób prowadzono wyszynk piwa właściwie uwarzonego. Z tego tytułu przychodziło najwięcej dochodów. Obecnie [II poł. XVII wieku] wielu konsumentów za sprawą pustoszącej kraj wojny i czasów zarazy, odwiedza w mniejszej ilości to miejsce i obecnie waży się tylko 1 war piwa rocznie. Z tego powodu dochody są bardzo małe.
Po odkrytej na nowo dawnej nazwie domu, kolejne sensacje przyniosła informacja rękopiśmienna z 1688 roku, będąca w zasadzie listą osób wynajmujących mieszkania w Domu Szewców. To niezwykła rzadkość, że takich spis się zachował, co związane było ze wspomnianą już fundacją Urszuli Salomei Starke i wykazem należności czynszowych za wynajem mieszkania. Zazwyczaj dla tak odległych czasów ustalić się da jedynie właścicieli parceli i domów, a nie jego mieszkańców i to w komplecie! Owymi sublokatorami w domu rodziny Starke, w większości skierowanymi tu przez Radę Miejską, która zawiadywała fundacją Urszuli Salomei Starke byli:
1. David Nessel – szewc, katolik, za mieszkanie i sklep płacił 10 talarów
2. George Schneider – szewc, jego wyznanie zapisano jako haereticus czyli heretyk – jak określano wówczas ewangelików, za mieszkanie i sklep płacił 10 talarów
3. Conrad Pleß – szewc, haereticus (ewangelik) za mieszkanie i sklep płacił 8 talarów
4. Baltzer Böhmert – szewc, haereticus (ewangelik) za mieszkanie i sklep płacił 8 talarów
5. Christof Böhm – szewc, haereticus (ewangelik) za mieszkanie i sklep płacił 8 talarów
6. Thomas Mayer – szewc, katolik za mieszkanie i sklep płacił 8 talarów
7. Heinrich Meisnerß – wdowa (zapewne po szewcu), haereticus (ewangeliczka) za mieszkanie i sklep płaciła 8 talarów
8. Christian Goltlich – szewc, haereticus (ewangelik) za mieszkanie i sklep płacił 10 talarów
9. Christian Hancke – szewc, haereticus (ewangelik) za mieszkanie i sklep płacił 10 talarów
10. Matheß Soipt – gorzelnik i destylator, za samo mieszkanie płacił 11 talarów, być może destylarnię i wyszynk prowadził w innym miejscu lub w tym domu, ale podatki z jego działalności gospodarczej nie zasilały kasy fundacji Urszuli Salomei Starke i dlatego nie zostały tu wymienione
Kolejni dwaj mieszkańcy domu przy Długiej 1 to najstarsi znani nam z nazwiska przedstawiciele dwóch zawodów. Zapewne przedstawiciele tych zawodów już wcześniej mogli mieszkać w Świdnicy, ale póki co w źródłach nie odnaleźliśmy ich imiona i nazwisk.
11. Severinus Ullrich – był szklarzem, za sklep i sprzedarz szkieł (łac. Glaser dat Vom Laden pro vitris vendendis) płacił 5 talarów. Z informacji wynika, że nie mieszkał w domu, prowadząc tu tylko sklep i że oprócz tego, że był tradycyjnym szklarzem, sprzedawał także szkła do okularów!!! Jest więc pierwszym znanym świdnickim optykiem!!!
12. Gottfriedt Fuchß – był introligatorem. Nie mieszkał w domu, a za sprzedaż książek w swoim sklepie (łac. pro libris vendendis) płacił 5 talarów. Fuchß – póki nie znajdziemy innych osób parających się tym zawodem – jest więc pierwszym znanym z nazwiska świdnickim księgarzem!!! Dlaczego zajmował się tym introligator? Z bardzo prostej przyczyny. W tych czasach kupowano bloki wydrukowanych książek we Wrocławiu czy też Lipsku, ale ich oprawę wykonywano już w warsztatach introligatorskich pod indywidualne zamówienie konkretnego czytelnika, którymi były zazwyczaj – z racji ceny książek – osoby majętne. Można tylko wspomnieć, jak wspaniale fakt odnalezienia najstarszego znanego z imienia i nazwiska świdnickiego sprzedawcy książek koresponduje z faktem, że po 1945 roku w domu, jaki stanął pod koniec XIX wieku na tym miejscu, działały przez wiele dziesiątek lat księgarnie, m.in. „Eureka” Krzysztofa i Barbary Drapich. To taki symboliczny puszczenie oka przez historię w naszym kierunku…
13. Hanß Fischer – to ostatni sublokator na liście na którego chcemy zwrócić uwagę. Ale nie dlatego, że był szewcem i mieszkał ze swoją teściową, wdową po szewcu Crispini Münchu. Dla nas istotna jest w tym wypadku informacja, że za zajmowane mieszkanie płacił aż 15 talarów. Dlaczego? Otóż jego mieszkanie wyposażone było w… XVII-wieczne centralne ogrzewanie podłogowe, czyli hypocaustum! Jak zapisano w księdze: jest pierwszym [w sensie najważniejszym] w domu i posiada hypokaust, czyli daje najwięcej w stosunku do innych (łac. est velut hospes in domo primarium habens hypocaustum, respectu aliorum dat plurimum nempe).
To jeden z kilku zaledwie potwierdzonych przypadków zastosowania tego typu ogrzewania w Świdnicy. Ogrzewanie typu hypocaustum została wynaleziona około I wieku p.n.e. w starożytnym Rzymie. Najkrócej mówiąc było to urządzenie ogrzewające od pomieszczenie od dołu. Zastosowano w nim naturalne zjawisko cyrkulacji zimnego i ciepłego powietrza. Ciepłe powietrze wypełniało pustą przestrzeń pod podłogą do którego napływało kanałem z umieszczonego w innym pomieszczeniu (piwnicy) pieca, który powietrze to ogrzewał do wysokiej temperatury. Była to luksusowa metoda grzewcza, którą od średniowiecza stosowano z różną częstotliwością (uzależnioną od stopnia rozpowszechnienia i krainy geograficznej) w klasztorach, zamkach i niektórych tylko kamienicach bardzo bogatych mieszczan. W pobliżu Świdnicy odkryto relikty ogrzewania typu hypocaust na przykład w Wierzbnem (pałacowe) oraz na zamku Grodno w Zagórzu Śląskim. Na obecnych ziemiach polskich na pojedyncze zastosowania ogrzewania typu hypocaustum natrafiono jedynie w bogatych domach mieszczańskich we Wrocławiu, Głogowie, Legnicy, Krakowie, Gdańsku, Toruniu i właśnie Świdnicy! System ten funkcjonował powszechnie do poł. XVI wieku systematycznie zastępowany przez tańsze w budowie i eksploatacji kominki i piece kaflowe. Na przykładzie domu na parceli przy obecnej Długiej 1 w Świdnicy można wyciągnąć wniosek, że pod koniec XVII wieku ogrzewanie typu hypocaustum może nie było już nowinką techniczną, ale nadal z powodzeniem spełniało ono swoją funkcję.
Wracając do rękopisu z naszą listą ciekawostką jest, że na jej końcu dokonano podsumowania kwot z tytułu opłat czynszowych, która miała wynosić 118 talarów. W rzeczywistości, po podsumowaniu wszystkich zapisanych czynszów, wynosiła ona 116 talarów. Mamy więc do czynienia z ewidentną pomyłką pisarza (kopisty), na którą nikt nie zwrócił chyba uwagi przez ponad 300 lat.
Cdn.
Andrzej Dobkiewicz & Sobiesław Nowotny
Opracowanie powstało w ramach projektu w otwartym konkursie Starostwa Powiatowego w Świdnicy na realizację zadań publicznych w zakresie kultury, sztuki, ochrony dóbr kultury i dziedzictwa narodowego oraz krajoznawstwa.
11 LIKES
Skomentuj jako pierwszy!