Press "Enter" to skip to content

Lager 122 i 220 w Strzegomiu (cz. I)

Spread the love

W styczniu 1943 r. dawny klasztor benedyktynek w Strzegomiu przy ówczesnej Wilhelmstrasse (obecnie ul. I. Paderewskiego), opuścili ostatni przesiedleńcy niemieccy.

Mieścił się tu przejściowy obóz dla ludności z terenów Europy Wschodniej (Ukraina, Rumunia, Mołdawia, Czechy, Słowenia, Chorwacja), którzy zadeklarowali przynależność do narodu niemieckiego. Obóz w Strzegomiu był dla niemieckich emigrantów jednym z licznych postojów tranzytowych w drodze do punktu docelowego.

Lager nr 220 – baraki mieszkalne (foto ze zbiorów autora)

W niektórych momentach obóz liczył nawet do 1.700 osób, co stwarzało nadmierne problemy kwaterunkowe i wyżywieniowe. Dlatego w miarę szybko odstawiano przesiedleńców składających się z całych rodzin, mężczyzn, kobiet, dzieci w różnym wieku, do miejsca przeznaczenia.

Obóz strzegomski podlegał pod Główny Urząd Kolonizacyjny dla Niemców (SS-Hauptamt Volksdeutsche Mittelstelle w ramach SS). Podstawowymi zadaniami Urzędu była opieka nad volksdeutschami zamieszkującymi dotychczas w państwach Europy Wschodniej oraz wdrażanie planów germanizacyjnych wraz z powiększaniem tzw. przestrzeni życiowej dla Niemiec.

Kierownikiem obozu przesiedleńców w Strzegomiu był SS – Sturmbannführer (odpowiednik majora w wojsku) Rinkmann, będący jednocześnie powiatowym kierownikiem administracyjnym oraz powiatowym kierownikiem obozów. Posiadał biuro i mieszkał na terenie obozu przesiedleńców przy Wilhelmstrasse 4.

Zgodnie z niemiecką polityką germanizacyjną, rola obozu w Strzegomiu od stycznia 1943 r. została zmieniona. Podległość organizacyjna pozostała jak dotychczas, tylko nie volksdeutsche a niepokorni Francuzi z Alzacji i Lotaryngii zasiedlili dotychczasowy obóz przejściowy.

Hitler traktował zaanektowane tereny francuskie jako integralną część Trzeciej Rzeszy i postanowił sporą ilość Francuzów przesiedlić na inne tereny. Całe rodziny ale także osoby pojedyncze w różnym wieku, które nie wykazały się gorliwością w popieraniu nowego germańskiego ładu w Alzacji i Lotaryngii, zostały brutalnie odstawione specjalnymi transportami kolejowymi na wschód.

Takim jednym z docelowych obozów dla kilkuset Francuzów był ówczesny Striegau i obóz o numerze 122, mieszczący się w dawnym średniowiecznym klasztorze benedyktynek.

Po sekularyzacji w 1810 r. w budynkach klasztoru mieścił się kolejno sąd miejski, później więzienie, szkoła misyjna Oblatów. W momencie najazdu wojsk hitlerowskich na Polskę, urządzono tu lazaret wojskowy, a zaraz potem obóz „Volksdeutsche Mittelstelle”.

Władze nazistowskie Niemiec przygotowały wiele takich obozów przesiedleńczych. Najwięcej w „Gau Ostmark” (Austria, Bawaria, Czechy), ale także na Dolnym i Górnym Śląsku.

Transporty kolejowe z Francji pojawiły się w styczniu i lutym 1943 r. Łącznie w „Lager 122 Striegau” zostało zamkniętych 865 Francuzów z Lotaryngii i Alzacji, różnej płci i wieku. Opróżnione przez volksdeutschów dawne cele więzienne zostały zajęte przez nowych mieszkańców. W pomieszczeniach umieszczono jak najwięcej łóżek trzy piętrowych, aby zmieścić po kilkadziesiąt osób w jednej sali. Warunki mieszkaniowe, sanitarne i żywieniowe były bardzo surowe. Francuzi zostali przydzieleni do różnych prac porządkowych na terenie obozu jak i miasta. Znaleźli się także w różnych zakładach przemysłowych jako robotnicy najniższej klasy.

Będąc w obozie zamkniętym traktowani byli przez Niemców jako więźniowie i tania siła robocza. Francuzi pracujący przy różnych pracach otrzymywali symboliczną zapłatę, za którą mogli ewentualnie coś zakupić w strzegomskich sklepach. Jednak żywność i inne art. pierwszej potrzeby były tylko na kartki. W roku 1943 pozwalano jeszcze Francuzom utrzymywać korespondencję pocztową ze swoimi rodzinami i znajomymi we Francji. Kartki pocztowe czy widokówki ze Strzegomia miały adres zwrotny: „Lager 122 Striegau”.

Zachowała się do dziś nieliczna korespondencja między więźniami francuskimi a ich rodzinami. Przytoczmy tutaj treść jednej z pierwszych widokówek ze stycznia 1943 r. Ferdynanda Wallericha pochodzącego z Kutange (niemiecka nazwa: Kneuttingen) w Lotaryngii:

Strzegom. 26 stycznia 1943.

Drodzy rodzice,

u nas wszystko jest jeszcze w porządku. Jak do tej pory, nie możemy na nic narzekać. W poniedziałek rozpoczynamy pracę. Obecnie ciągle jesteśmy jeszcze w obozie, jeszcze do tej pory nie udało się nam wyjść nigdzie na zewnątrz. Może uda nam się w ciągu 2-3 [następnych] dni. Ciotka Schaefer zatrudniona jest w kuchni. W Strzegomiu są 2 drukarnie, być może będę miał szczęście, aby pracować w moim zawodzie. Byłoby pięknie. Nasze bagaże jeszcze nie nadeszły.

Serdecznie pozdrawiam i całuję

Ferdinand Philomen, ciocia Alice.

Następna karta pocztowa datowana 14 lutego 1943 r. informuje:

Bardzo drodzy Rodzice,

wysyłam Wam kilka słów, żebyście wiedzieli, że otrzymaliśmy dwie paczki: jedną z Kuntange drugą z Hayange. Myślę, że tutaj to my jesteśmy tymi najbardziej rozpieszczanymi. Prosimy jedynie, by nie przysyłać nam więcej kiełbasy, bo jej droga do nas trwa zbyt długo.

W tym momencie mamy już kartki, tylko nie zawsze udaje nam się coś na nie kupić w mieście. Aż do teraz nie mamy powodów, by się skarżyć. Słodkie całusy.

Ferdynand

Cenzura niemiecka nie przepuściła by korespondencji, gdyby nie zawierała radosnej i wręcz sielskiej treści opisującej nowe życie Francuzów w Strzegomiu.

Francuskie rodziny w Strzegomiu w latach wojny. Zdjęcie wykonane aparatem fotograficznym siostry Huberta Francea
(foto ze zbiorów autora)

Hubert France z Uckange w Lotaryngii opisując swoje młodzieńcze przeżycia w latach 1941-42, podkreśla stosunek swego ojca do nazistów i okupacji niemieckiej. Ówczesna Alzacja i Lotaryngia były krainami zamieszkałymi w zdecydowanej większości przez Francuzów i Niemców i każda strona uważała, że należą one do ich narodów. Ojciec będąc nauczycielem odmówił rozpoczęcia każdej lekcji od powitania „Heil Hitler”. Także będąc zatwardziałym Francuzem nie zgolił tzw. „koziej bródki” (bardzo modny i charakterystyczny zarost męski na przełomie XIX i XX w. we Francji). Hubert mający 15 lat nosił bardzo typowy francuski beret i wolał bić się na podwórzu z dziećmi z rodzin nazistowskich niż go zdjąć. Taka postawa była wyzwaniem dla Niemców i dlatego jego rodzina została aresztowana i przeznaczona na wywózkę celem reedukacji oraz pracy na rzecz Trzeciej Rzeszy.

On i jego rodzina trafiła na 28 miesięcy do obozu w Strzegomiu. Zostali zakwaterowani w dawnych salach lekcyjnych szkoły oblatów zamienionych na noclegownię. Warunki higieniczne były bardzo niskie. Wspomina jak plaga wesz, pluskiew i pcheł była dla nich wielkim nieszczęściem. W jego pomieszczeniu znajdowało się 72 osoby.

Jego siostra przemyciła w swoich bagażach aparat fotograficzny, który przez cały czas pobytu w obozie był bardzo skrupulatnie ukrywany. Gdyby został odkryty przez Niemców, to by go zarekwirowali z możliwymi dalszymi groźnymi konsekwencjami. To dzięki temu aparatowi fotograficznemu zostały zrobione zdjęcia z pobytu w celach mieszkalnych dawnego klasztoru.  

Co jakiś czas administracja SS obozu 122 namawiała poszczególnych członków jego rodziny a także innych Francuzów, do podpisania jakichś papierów, które miały potwierdzać przynależność do narodu niemieckiego. Na to nikt się nie zgadzał.

Następna relacja jest bardziej obszerna i mówi więcej o życiu i pracy w obozie 122 a następnie 220.

Francuskie rodziny w Strzegomiu w latach wojny. Zdjęcie wykonane aparatem fotograficznym siostry Huberta Francea
(foto ze zbiorów autora)

Jest to relacja Josepha Lantza, wówczas w roku 1943 miał 11 lat. Jego rodzina mieszkała w Hayange nad Mozelą. W roku 1940, kiedy Lotaryngia została zajęta przez Niemców i włączona do III Rzeszy jako składowa jej część, życie Francuzów zostało niepomiernie skomplikowane. Wszystkie frankofilskie rodziny były represjonowane i przymuszane do podporządkowania się nazistowskiemu prawu. Wielu Francuzów buntowało się przeciw temu, co przechodziło jakby automatycznie na młodsze pokolenia.

Tak było w przypadku Josepha Lantza. Wdawał się w liczne bójki z chłopakami Francuzami należącymi do Hitlerjugend. Nie chciał uczęszczać na zbiórki młodzieży nazistowskiej. To było bardzo znamienne i ówczesne władze hitlerowskie wciągnęły na „czarną listę” nazwisko rodziny Lantz.

Cdn

Edmund S. Szczepański

8 LIKES

Skomentuj jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mission News Theme by Compete Themes.