– O tym, skąd się wziął pomysł na książkę „Mała Norymberga”, piszę w rozpoczynającym ją reportażu, więc nie będę ujawniała wszystkiego, by nie psuć przyjemności czytania. Wyjawię tylko, że zaczęło się od niewielkiej notatki w tygodniku „Wiadomości Świdnickie”, wydawanym zaraz po wojnie, jednym z pierwszych takich tygodników na Dolnym Śląsku. Podążyłam jej śladem i natknęłam się na historię, która jest naprawdę fascynująca i przynosi niespodziewane i powiedziałabym nawet szokujące odkrycie. Przynosi też ze sobą całe mnóstwo pytań – mówi autorka książki Agnieszka Dobkiewicz.
– Ale to śledztwo dziennikarskie zaprowadziło mnie jeszcze gdzie indziej – dodaje. – To był drugi etap mojej pracy, który okazał się prawdziwą przygodą. Okazało się, że w Świdnicy zaraz po wojnie, gdy zakończył się pierwszy, najważniejszy proces w Norymberdze, zaczęto sądzić zbrodniarzy wojennych. I nie było ich 2, 3…, a z tego, co się doliczyłam w tej chwili – 55! Tak właśnie. W niewielkiej Świdnicy! I co najciekawsze – w historii miasta z tamtych lat nie zachował się po tym praktycznie żaden ślad.
Promocyjna przedsprzedaż książki (kliknij tutaj)
1 LIKE
Skomentuj jako pierwszy!