Pożar, jaki wybuchł 9 maja 1528 roku w warsztacie krawca Wolfganga Mose, mieszczącym się przy ulicy Kapturowej (obecnie Franciszkańskiej) w Świdnicy, szybko objął sąsiadujące budynki.
W końcu dotarł też do wieży ratuszowej, która stanęła w płomieniach. Świdniczanie nie przyglądali się biernie żywiołowi. Ratując swoje domy i dobytek, nie zapominali także o – jakbyśmy to dziś nazwali – budynkach użyteczności publicznej. W zapiskach kronikarskich dotyczących tego pożaru, znajdujemy informację o bohaterskim konwisarzu (rzemieślniku wykonującym wyroby z cyny i spiżu), który próbował ratować wyposażenie wieży ratuszowej, w tym jej cenny mechanizm zegarowy z kurantami. Niestety, historia nie zachowała jego nazwiska. XVII-wieczna kronika Świdnicy autorstwa Uslera i Seilera informuje nas, że ów konwisarz (…) chciał uratować wieżę i zegar, ale spadły na niego strumienie roztopionego ołowiu i płonące części, tak, że pozostały po nim tylko wnętrzności.
Nie była to jedyna ofiara pożaru wieży ratuszowej. Już po jego zgaszeniu, podczas porządkowania pogorzeliska i zgliszcz, na pracujących mieszczan runął fragment jednej z wypalonych ścian ratusza, która pogrzebała pod gruzami sześciu robotników. Ich nazwisk, podobnie jak bohaterskiego konwisarza, historia nie odnotowała, chociaż były to chyba jedyne „ofiary” wieży ratuszowej, wymienione w kronikach.
Sobiesław Nowotny
7 LIKES
Skomentuj jako pierwszy!