Na jednej z archiwalnych stron internetowych odnaleźliśmy niezwykle ciekawy raport zachodnich służb wywiadowczych, napisany na podstawie wspomnień i relacji anonimowej świdniczanki, która opisuje sytuację na rynku mięsnym Świdnicy w latach 50. XX wieku. To niezwykle ciekawy i sugestywny opis problemów z wędlinami i z mięsem jakie dotknęły Polskę na początku lat 50., ale także ciekawe studium społecznych zachowań mieszkańców Świdnicy w tych latach. Poprzednie części opracowania można przeczytać tutaj: Walka o mięso 1950-1951. Niezwykła relacja anonimowej świdniczanki (cz. 1), Walka o mięso 1950-1951. Niezwykła relacja anonimowej świdniczanki (cz. 2), Walka o mięso 1950-1951. Niezwykła relacja anonimowej świdniczanki (cz. 3).
Raport: Dostawy mięsa w Świdnicy (3)
Szczególnym problemem w sprzedaży mięsa było opakowanie. Jeszcze za nim rozpoczęła się Akcja „0” (akcja oszczędnościowa), spółdzielnia co jakiś czas dostarczała około 8-10 kg papieru do pakowania. Już wówczas jednak nakazywano sprzedawczyniom, aby były bardzo oszczędne w jego zużyciu. Ważono mięso na małym, kwadratowym kawałku kartonu i wręczano go klientowi. Przy ważeniu towaru należało jednak odjąć wagę tego kartonu i odpowiednio zmienić cenę. Przy szybkiej obsłudze klientów, sprzedawczyni od czasu do czasu zapominała odjąć wagę papieru, który ważył najwyżej 5 gramów. 14 grudnia 1950 roku przyłapała ją na tym Komisja Specjalna, a jej sprawę przekazano Prokuratorowi, który skazał ją na karę grzywny w wysokości 50 zł lub trzy miesiące obozu pracy.

W 1951 roku sprzedawczynie uwolniły się od tych trosk, ponieważ nie było już papieru. Każdy klient albo przynosił ze sobą wyłącznie gazetę, albo po prostu dostawał mięso do ręki, co nikogo szczególnie nie martwiło. Najważniejsze było, aby w ogóle dostać mięso. Klient chętnie brał je rozpakowane i niósł do domu w rękach. Nikt nie był zaskoczony, nikt nie zwracał na to uwagi, wszyscy wiedzieli, że biały papier to już przeszłość. Chociaż Komisja Sanitarna stwierdziła, że ważenie mięsa na gołej wadze jest niezgodne z przepisami, nic się nie robiło, aby dostarczyć papier.
Sprzedaż mięsa w Polsce podlega ścisłej kontroli, obserwując i rejestrując niemal każdy gram. Każda sprzedawczyni prowadzi dokładny rejestr nawet najmniejszych dostaw i ich sprzedaży. Każdy rodzaj mięsa jest rejestrowany osobno, również kości i gorsze części zwierząt, takie jak nogi, głowy itp. Na karcie sprzedawczyni musi odnotować, kiedy i ile danego rodzaju mięsa otrzymała i kiedy je sprzedała. Poza tym musi podpisać cztery asygnaty na każdą dostawę mięsa. Jedną zatrzymuje sama, pozostałe trzy trafiają do spółdzielni, do komitetu PZPR w Świdnicy i do UB. Na tym jednak nie kończy się kontrola dostawy i sprzedaży. Sprzedawczyni w każdym sklepie mięsnym zobowiązana jest sporządzić protokół w trzech egzemplarzach z każdej nowej dostawy, stwierdzając własnoręcznym pismem, że otrzymała w tym i tym dniu taką i taką ilość mięsa takiego i takiego gatunku. Sprawozdania te kieruje do: Zarządu Rzeźniczo-Wędliniarskiej Spółdzielni Pracy i Użytkowników Świdnicy, ul. Pułaskiego; Komitetu PZPR w Świdnicy, ul. Marszałka Józefa Stalina oraz Urzędu Bezpieczeństwa, ul. Jagiellońska [od red. obecna Komenda Powiatowa Policji].
Kartki wkłada się do kopert i udaje się do sekretarza POP w Zarządzie Spółdzielni Konrada Krzemińskiego, który wraz z szefem kadr – Chudym przegląda jej raporty, zatrzymuje jeden egzemplarz, a pozostałe wysyła przez posłańca na wyżej wymienione adresy.
Codziennie po zamknięciu sklepu ekspedientka musi zanieść gotówkę do banku, na wypadek gdyby był jakiś towar i pieniądze zostały pobrane oraz uzyskać za to pokwitowania. Oczywiście, dowody dostawy zarejestrowanego towaru muszą być zgodne z pokwitowaniami z banku. Raz w miesiącu każdy sklep ma ogólny przegląd, a sprzedawcy mają ścisłe polecenie, aby sklepy były otwarte do czasu pojawienia się komisji.
Często czekają do późnej nocy, ponieważ kontrole są przeprowadzane dość dokładnie, zawsze trwają co najmniej kilka godzin. Podczas takich kontroli pojawiał się dyrektor Spółdzielni Mięsnej we Wrocławiu, nadrzędnego biura Spółdzielni w Świdnicy, wraz z sekretarzem POP Krzemińskim, przedstawicielem komitetu miejskiego PZPR i przedstawicielem Urzędu Bezpieczeństwa w Świdnicy. Wszystkie raporty sprzedawców i urzędników inspekcyjnych są badane i porównywane. Bardzo często znajdowano błędy i braki, za które odpowiedzialna była sprzedawczyni. Jako powód tego sprzedawczyni podaje się, że każda dostawa mięsa, którą musiała przerobić, była realizowana „na słowo honoru”. Ponieważ nie miała w sklepie wagi umożliwiającej jej zważenie większych ilości mięsa, zawsze podpisywała dowód dostawy, nie wiedząc dokładnie, czy ilość była prawidłowa. Twierdzi, że kiedyś próbowała napisać obok swojego podpisu na dowodzie dostawy uwagę „waga niepotwierdzona”. Uznano to za kiepski żart i sprzedawczyni dostała naganę od administracji spółdzielni. Przy okazji kontroli pod koniec grudnia 1951 r. stwierdzono, że w sklepie Nr 6 „brakuje” 600 złotych. Sprzedawczyni została natychmiast oskarżona o defraudację i żadne wyjaśnienia nie pozwoliły jej uwolnić się od tego oskarżenia. Ona jest zdania, że niedobór był w rzeczywistości niedoborem wagi dostarczonego jej mięsa. Gdy wróciła do pracy 2 stycznia 1952 roku, powiedziano jej, że jej usługi nie są już potrzebne. Jej stanowisko jako sprzedawczyni zajęła od dziś siostra Izaaka Gotjana, zastępcy dyrektora (prezesa) spółdzielni mięsnej w Świdnicy.

Sam Gotjan jest znienawidzony w spółdzielni. Ledwo mówi po polsku i zdradza swoje rosyjsko-żydowskie pochodzenie. Jak twierdzi sprzedawczyni nieco wylewnie „Cała Świdnica czeka, żeby go dorwać”. Gotjan stara się zapewnić dobrą pracę członkom swojej rodziny. Nie tylko jego siostra dostała pracę jako sprzedawczyni, ale także jego brat pracuje jako dyrektor ds. dostaw w spółdzielni mieszkaniowej. Brat Gotjana nie pozwala zwracać się do siebie po imieniu, lecz nalega by zwracano się do niego imieniem wymyślonym przez niego samego, Pan Nusek lub obywatel Nusek.
Najważniejszą osobą w spółdzielni mięsnej w Świdnicy jest dyrektor (prezes) Piotr Gibasiewicz, mający około 56 lat. Nie dość, że jest członkiem partii – wszyscy pracownicy na stanowiskach kierowniczych są członkami – to jeszcze jest zdeklarowanym i niebezpiecznym komunistą. Mówi się, że przed wojną był kapitanem w Wojsku Polskim. Dziś w swoich działaniach jako prawdziwy komunista w żaden sposób nie wskazuje na swoją dawną „reakcyjną” przeszłość. Gibasiewicz jest tak znienawidzony, że ludzie, których niesprawiedliwie potraktował, ośmielili się grozić mu na ulicy. Z tego powodu woli poruszać się tylko pod ochroną UB. Mówi się również, że współpracował z UB. Gibasiewicz jest zamożny, mieszka na ulicy Traugutta, gdzie ma – jak sama widziała – cztery luksusowo umeblowane pokoje. Syn Gibasiewicza służy w KBW w Warszawie [od red. Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego].
Jedną z najbardziej niesympatycznych postaci w spółdzielni jest Śledziak, zastępca pierwszego sekretarza partii (POP) Konrada Krzemieńskiego. Ma około 25 lat, jest niski, ciemnoskóry, zawsze nieprzyjazny. Śledziak jest wszędzie, wszystko widzi, wszystko słyszy. Oczywiście nie trzyma wszystkiego dla siebie, ale ciągle pisze raporty i skargi. Cały dzień biega od sklepu do sklepu, żeby sprawdzić, czy nie znajdzie niczego, na co mógłby się poskarżyć. Śledziak zawsze jest tym, który ma najwięcej do powiedzenia na spotkaniach. To okropna, niebezpieczna i agresywna osoba.
Wszyscy pracownicy spółdzielni mięsnej są zobowiązani do cotygodniowego uczestnictwa w zebraniach. Odbywają się one w sali rekreacyjnej (świetlicy) spółdzielni przy ul. Pułaskiego, gdzie znajdują się również biura administracji [od. red. prawdopodobnie chodzi o dawną świetlicę Spółdzielni Spożywców Świt przy ulicy Kazimierza Pułaskiego 18-20]. Na każdym zebraniu obecni są również przedstawiciele UB, aby obserwować „nastrój” obecnych.
Kiedy zwołano zebranie z powodu szczególnych okoliczności, najczęściej w celu podania do publicznej wiadomości nowych poleceń, pracownicy musieli zamknąć sklepy o godzinie 15.00 i pospieszyć do głównych biur. Zazwyczaj jednak zebranie odbywały się po godzinach pracy sklepu, kiedy pracownicy jak zwykle dostarczali klucze na ul. Pułaskiego.
Sprzedawczyni, która nie tylko musiała obsługiwać ludzi, ale także dbać o czystość sklepów i wykonywać prace administracyjne (prowadzić akta, sporządzać pisemne raporty itp.) zarabiała tylko 541 zł miesięcznie. Sprzedawczyni słyszała, że wszystkie ekspedientki miały zostać przeniesione do jeszcze niższej grupy płac od 1 stycznia 1952 r. Różnica miała wynieść około 100 zł.
Ceny mięsa na kartki w Świdnicy (za 1 kg w zł) w 1951 roku
Wieprzowina: schab – 13,00 zł, karczek – 12,40 zł, szynka – 12,40 zł, boczek – 11,10 zł, słonina, boczek solony – 11,10 zł, boczek świeży – 12,50 zł
Wołowina: mięso na zupę (rosołowe) – 6,90 zł, wołowina bez kości – 9,00 zł, cielęcina (noga tylnia) – 8,70 zł, cielęcina (noga przednia) – 6,90 zł
Kiełbasy: krakowska zwykła – 12,30 zł, polska – 15,40 zł, sucha – 23 zł, czosnkowa – 18,00 zł, cytrynowa – 17,80 zł, wątrobiana (wątrobiana) – 8,70 zł, kaszanka – 3,75 zł, metka – 14,30 zł
Komentarz spisujących raport
* Dokładny adres Rzeźniczo-Wędliniarskiej Spółdzielni Pracy i Użytkowników: ul. Pułaskiego 20: potwierdzony.
* Adresy różnych sklepów tej spółdzielni: niepotwierdzone.
* Nazwy wszystkich ulic wymienionych w raporcie: potwierdzone.
* Adres Komitetu PZPR w Świdnicy: mieści się przy ul. Stalina 11/13.
* Przy ul. Jagiellońskiej 28/30 znajduje się więzienie UB. Czy w tych samych budynkach znajdują się biura UB wymienione w raporcie, nie można potwierdzić.
* Wszystkie nazwiska osób: niepotwierdzone. Pozycja nr 8956/52 pochodząca, jak się wydaje, z tego samego źródła, wymienia nazwiska i stanowiska: Konstanty Śledziak, Piotr Gibasiewicz, Izaak Gotian, Nuchim Gotian (w tym raporcie Nusek) i Konrad Krzymiński. Nazwisko tego ostatniego jest pisane w trzech różnych formach: Krzywiński, Krzemieński i Krzemiński.
* Kwestia przydziału dóbr konsumpcyjnych do sklepów dystrybucyjnych została już opisana w innych źródłach. Porównać pod tym względem ostatni raport Mieczysławy Filipiak zajmującej się dystrybucją produktów mlecznych.
* Z różnych źródeł donoszono również o przypadkach łapania ludzi na ulicach przez milicję do pilnej roboty.
* Całą historię o „taniach jatkach” (sklepach mięsnych) należy traktować z ostrożnością, zwłaszcza część dotyczącą pisemnych oświadczeń klientów rzekomo akceptujących wszystkie konsekwencje kupowania mięsa gorszej, a nawet niebezpiecznej jakości.
* Pensja sprzedawczyni (541,21 złotych miesięcznie) jest stosunkowo wysoka. Ceny podane w raporcie mieszczą się w znanych granicach.
* Zdjęcie sklepu mięsnego podane w raporcie pokazuje, że również pod tym względem Polska osiągnęła już poziom radziecki.
* Formalna kontrola sanitarna, karanie personelu grzywnami i sposoby ozdabiania wystaw zdjęciami Stalina i innych VIP-ów wśród atrap, są typowe dla ZSRR.
* Incydent z papierem do pakowania można również wyjaśnić wysiłkami sprzedawczyni, aby stopniowo gromadzić porcje mięsa dla siebie.
Opr. Andrzej Dobkiewicz (Fundacja IDEA)
Opracowanie powstało w ramach projektu w otwartym konkursie Starostwa Powiatowego w Świdnicy na realizację zadań publicznych w zakresie kultury, sztuki, ochrony dóbr kultury i dziedzictwa narodowego oraz krajoznawstwa.
6 LIKES
Skomentuj jako pierwszy!