Księstwo świdnicko-jaworskie, stanowiące integralną część Śląska, od początku swego istnienia było terenem granicznym dla Czech. Podobnie jak reszta krajów położonych na północ od Sudetów, było ono obiektem pożądania wielu czeskich władców, szczególnie z rodu Luksemburgów, dążących do zhołdowania księstw śląskich.
Liczne wydarzenia historyczne, kontakty na płaszczyźnie politycznej, religijnej, artystycznej i wielu innych, w tym również stosunki handlowe i kupieckie, nie mogły pozostać bez echa również w kronikarstwie czeskim. Informacje dotyczące Śląska odnajdujemy już w najstarszej rymowanej „Kronice Czech” autorstwa Dalimila. Również kolejni czescy kronikarze tj. Kosmas (jego „Kronika Czech” stawiana jest na równi z „Kroniką Polską” Galla Anonima), Mnich Sazawski, czy Vaclav z Březan, poświęcali sprawom polskim i śląskim całe ustępy w swych dziełach. Informacje zawarte w tych cennych źródłach historycznych znane są jednak zwykle jedynie historykom i bohemistom. Podobnie rzecz się ma z „Kroniką Czeską” Vaclava Hajka z Liboczan, który sporo miejsca w swym dziele poświęcił również księstwu świdnicko-jaworskiemu.
Działał on na przełomie XV i XVI wieku, był duchownym – początkowo utrakwistycznym, potem katolickim. M. in. od 1524 r. działał przy klasztorze św. Tomasza na Małej Stranie w Pradze, następnie był dziekanem na zamku Karlštejn. Zmarł 18 marca 1553 r. w Pradze. W swej kronice, którą zadedykował królowi Czech Ferdynandowi I Habsburgowi opisał on czasy od przybycia na tereny Czech legendarnego władcy Czecha (644 r.) do 1527 r. Jego tekst charakteryzował się żywą narracją, często przybarwioną anegdotami, a nawet zmyślonymi historyjkami, które czerpał zarówno z wiarygodnych źródeł historycznych, lecz również z ustnej tradycji. Pod tym względem przypomina on dzieło polskiego kronikarza Jana Długosza.
Pierwszy ciekawy opis w „Kronice Czeskiej” Vaclava Hajka z Liboczan, związany bezpośrednio ze Świdnicą, znajdujemy pod datą 1344 r. Opisuje on przyczyny i przebieg wojny, do jakiej doszło między Janem Luksemburskim, królem Czech, a księciem świdnicko-jaworskim Bolkiem II Małym, charakteryzując przy okazji pokrótce obu władców. Ponieważ to cenne źródło pozostaje kompletnie nieznane w historiografii świdnickiej, dlatego w tym miejscu zamieszczamy cały fragment tej kroniki w tłumaczeniu z języka czeskiego na język polski. „Bolko, książę świdnicki, który był mężem niewielkiego wzrostu, ale okrutnikiem, który krył się ze swymi myślami. Tenże nosił jakąś niechęć w swym sercu przeciwko Janowi, królowi czeskiemu. Nakazał on pojmać bez przyczyny pewnego znamienitego rycerza, tylko z tego powodu, że przynależał on do królestwa czeskiego, abym tym samym uczynić na złość królowi. Gdy synowie tegoż rycerza bezpośrednio przekazali wieść o tym królowi Janowi, wówczas tenże szybko wysłał poselstwo do Bolka, prosząc go po przyjacielsku, aby wypuścił on jego poddanego z więzienia, a jeśliby zawinił on w czymś Bolkowi, to prosił o przekazanie, że on sam, jako jego pan, zamierza wymierzyć mu sprawiedliwość. A on [czyli książę świdnicki Bolko] odpowiedział i rzekł w następujący sposób: »Powiedzcież temu królowi ślepemu, że tego nie chcę uczynić.« I zaraz w obecności tychże posłów nakazał tego rycerza wsadzić do najgłębszej wieży i tam zamorzyć go głodem. Posłowie powróciwszy do kraju wszystko oznajmili po kolei swemu królowi, który to bardzo się rozgniewał, a najbardziej z tego powodu, że Bolko nazywał go ślepym królem. Chociaż on, król Jan, pozbawiony był całkiem wzroku i nic nie widział, mimo to nigdy nikomu nie dał tego po sobie poznać, lecz zawsze twierdził, że widzi nieco, ale niewiele. A gdy działo się tak, iż ktoś zjawił się przed jego komnatą, wówczas wzywał on szybko przed swe oblicze podkomorzego, wypytywał go kim ów ktoś jest i jak on się nazywa, i jak jest ubrany. A podkomorzy odpowiadał: »Tak go nazywają i ma na sobie czerwoną szatę«. A gdy ten ktoś wchodził przez drzwi, wówczas król witał go jego imieniem, niekiedy dodając: »Zaraz Cię poznałem po tej czerwonej szacie!«. Niekiedy brał w rękę księgę albo jakiś dokument i trzymał je tak przed oczyma, jakby je widział. Z tego też powodu wielu sądziło, że król jednak widzi, jednakże do momentu, w którym jego dworzacy, zadrwili sobie raz z niego, mówiąc, że przyszedł ktoś w czarnej szacie, a on ubrany był w rzeczywistości na biało, a innego zapowiedzieli, że jest ubrany w czerwoną szatę, a on był akurat w szacie szarej barwy. Po tym poznano, że król całkowicie pozbawiony jest wzroku.”
O dalszych losach wojny 1344 r., toczącej się między królem czeskim Janem Luksemburskim, a księciem świdnicko-jaworskim Bolkiem II Małym, Vaclav Hajek z Liboczan, pisał na łamach swej „Kroniki czeskiej” jak następuje: „A gdy ze Śląska przyjechało kilku przyjaciół tego rycerza, którzy oznajmili, że książę Bolko zamorzył tegoż rycerza głodem w wieży, król szybko zebrawszy wojsko, wyruszył z obydwoma swymi synami, i wtargnął do jego kraju, przysparzając tam szkód wielkich. A gdy przystąpił do Świdnicy, oblegał ją i spalił wszystkie jej przedmieścia aż do bram miejskich, a stąd wyruszył do Kamiennej Góry (czes. Lanchut, od niem. Landeshut) i zdobył to miasto bez trudu. A działo się to wszystko w dzień obchodów pamiątki po św. Jerzym [a zatem w dzień św. Jerzego, tj. 23 kwietnia]. Książę Bolko, obawiając się, że król ponownie może zawrócić pod Świdnicę, wysłał do niego posłów z prośbą o zawarcie pokoju, a w ten sposób pojednani zawarli ugodę, a król powrócił do Czech”.
Uderzający w prezentowanym opisie, ukazującym niejako poglądy i oceny „z drugiej strony granicy”, jest fakt przedstawiania księcia Bolka świdnickiego jako „okrutnika”, którego słowa i czyny doprowadziły do wybuchu wojny czesko-świdnickiej. W tekście oryginału autor użył nawet wieloznacznego czeskiego określenia, odnoszącego się do księcia, czyli „zuřivy”, co można by równie dobrze oddać jako „wściekły, szalony, niespełna rozumu”. Ta nieprzychylna postawa wobec księcia Bolka II, a pamiętać należy, że kronika spisywana była dopiero w XVI wieku, jakkolwiek w oparciu o starsze przekazy, pochodzące z okresu średniowiecza – jest dość zaskakująca. Ale nie mamy podstaw do odrzucania a priori takiego poglądu, tym bardziej, że w tej konkretnej sytuacji mamy do czynienia z narracyjnym rysowaniem postaci wroga – jakim w 1344 r. z pewnością był Bolko II. Należał przecież jeszcze w owym czasie do stronników i sojuszników króla Kazimierza Wielkiego – przeciwnika Luksemburgów, zarówno gdy chodzi o tron polski, jak i politykę wobec poszczególnych księstw śląskich. Stąd też w odczuciu czeskich dziejopisów, na których opierał swą wiedzę Vaclav Hajek z Liboczan, Bolko II nie mógł zaistnieć jako „sprawiedliwy władca” – ukazany zatem został w źródle jako „gorączka” i „okrutnik”, a więc w całkowicie negatywnym świetle.
Dowcipny kronikarz sprytnie jednak wplótł w swą narrację także historyjkę o ślepocie swego władcy – Jana Luksemburskiego, który z tej przyczyny wszedł do historii pod przydomkiem „Ślepego”. Ten tekst jest z jednej strony złagodzeniem nieprzychylnego stanowiska wobec Bolka II i jego nieopatrznych słów wobec króla czeskiego, co oprócz okrutnego potraktowania jednego z rycerzy czeskich, zarazem poddanego Jana Luksemburskiego, miało być rzeczywistą przyczyną wojny. Z drugiej strony jest zakamuflowanym, pełnym drwiny atakiem na czeskiego władcę, który w rzeczy samej był rzeczywiście „Ślepy” (być może kronikarz chciał w tym miejscu wyrazić swą niechęć do Niemców?). Krótki opis działań zbrojnych na Śląsku w zasadzie pokrywa się w pełni z polskimi i śląskimi źródłami historycznymi. Różnicę dostrzec można jednak przy końcu opisu, w którym Vaclav Hajek z Liboczan wspomina łatwe zdobycie Kamiennej Góry przez króla czeskiego – miasta, które stanowiło zarazem graniczną warownię na terenie księstwa świdnicko-jaworskiego w kierunku na Czechy. Nieznana mu jest natomiast opowieść, którą cytują wszystkie ważniejsze kroniki śląskie, iż Bolko II natychmiast po zajęciu miasta przez wojska czeskie, odbił ją na zasadzie fortelu – rycerze księcia świdnicko-jaworskiego mieli wjechać do miasta ukryci na wozach z sianem, a następnie rozbroić mieli czeską załogę pozostawioną przez Jana Luksemburskiego w mieście.
Na podstawie opisu w kronikach śląskich i czeskich dostrzec można rozbieżności w podejściu zarówno do panujących, jak i samej narracji – obie strony z całą pewnością starały się podkreślać swe zwycięstwa, a umniejszać sukcesy przeciwnika. O własnych porażkach raczej niechętnie wspominano.
Vaclav Hajek z Liboczan, tworząc swą barwną opowieść, nie odbiega dalece od jemu współczesnych autorów. We wrogach widzi wrogów, na ich karby zrzuca odpowiedzialność za wybuch wojny, przypisuje im negatywne cechy charakteru (Bolko II = „okrutnik”) – jednym zdaniem kieruje się wyższą racją historyczną własnej nacji, którą reprezentuje. Niechybnie w tym miejscu ciśnie się nam na usta nieodparte pytanie: gdzie zatem leży prawda historyczna i czy bardziej należy ufać kronikarzom śląskim i pozostawionych przez nich relacjom? Czy też należy szukać złotego środka w poszukiwaniu jakiejś wspólnej prawdy historycznej, która pogodziłaby obie zwaśnione wówczas strony? Nawet w czasach zjednoczonej Europy i odległości czasowej, jaka dzieli nas od 1344 r. nie trudno jednoznacznie odpowiedzieć na tego rodzaju pytania, tym bardziej, że jako świdniczanie przyzwyczailiśmy się spoglądać na naszych dawnych lokalnych władców niekiedy zbyt mocno poprzez „różowe okulary”.
Sobiesław Nowotny
15 LIKES
Skomentuj jako pierwszy!