Historia Świdnicy i życie jej mieszkańców są tak fascynująca, że dzieje każdego chyba domu czy miejsca pozwalają na odkrycie nowych, zapomnianych faktów i wydarzeń oraz przypomnienie osób, które już odeszły, a które odcisnęły trwały ślad na kartach dziejów. Potwierdzeniem tego są na przykład dzieje domu przy obecnej ulicy Kazimierza Pułaskiego 40. Na pierwszy rzut oka, niczym się nie wyróżniającego. Tymczasem…
Daniel Czepko von Reigersfeld właścicielem domu przy dzisiejszej ulicy Kazimierza Pułaskiego 40 był prawdopodobnie do końca życia, tj. do 1660 roku. Na pewno właścicielem nie był jego młodszy brat Christian Czepko, który zmarł dwa lata przed nim 2 czerwca 1658 roku. Christian został przez historię potraktowano bardziej po macoszemu i zachowało się o nim znacznie mniej informacji niż o Danielu, chociaż dokonał rzeczy niezwykłej dla ewangelickiej gminy w Świdnicy. Badacze przyjmują rożny czas jego narodzin. Na pewno nie był to podawany w niektórych źródłach rok 1609, gdyż nie figuruje w księdze chrztów. Bardziej prawdopodobna jest druga z dat rocznych – 1612, tyle, że księga chrztów za ten okres nie zachowała się. Zapewne część swojego dzieciństwa i młodości także spędził w opisywanym domu przy dawnej ulicy Wysokiej. Po ukończeniu gimnazjum ewangelickiego w Świdnicy, rozpoczął studia prawnicze, jednak prawdopodobnie nigdy nie ukończył tego kierunku. Podobnie jak brat i wcześniej ojciec interesował się historią.
Był mocno zaangażowany w rozwój świdnickiej gminy ewangelickiej. W 1651 roku pośredniczył jako poseł świdnickiego zboru w rozmowach z saskim ambasadorem przy dworze cesarskim – Schrimpfem, prosząc go o wsparcie dla świdnickich protestantów. W tym samym roku odbył podróż na sejm Rzeszy do Ratyzbony, gdzie na ręce cesarskie złożył petycję świdnickich luteranów w sprawie przywileju wolnego powoływania duchownych przy Kościele Pokoju oraz prośbę o budowę szkoły ewangelickiej przy tutejszym kościele. Wiadomo, iż brał on udział w licznych podróżach zagranicznych, których celem było zbieranie datków na budowę Kościoła Pokoju. Najsłynniejszą z nich odbył wraz z Matthaeusem Scholtzem przez kraje Rzeszy i Danię do dalekiej Szwecji. Szczegóły tej podróży są znane dzięki jego dziennikowi z podróży, który szczęśliwie zachował się do naszych czasów w jednym z archiwów. Dzieło zatytułowane Diarium de Anno 1654. Die schwedische Reise (Diariusz z roku 1654. Podróż szwedzka) odkrył i przetłumaczył na język polski w latach 90. ubiegłego wieku współautor tego opracowania – Sobiesław Nowotny, przywracając Christianowi Czepce należne mu miejsce w historiografii. Ciekawostką jest, że odkrył on jeszcze jeden rękopis Christiana Czepki z jego wyprawy z 1653 roku do Ratyzbony. Jest już przetłumaczony na język polski, ale czeka na lepsze czasy, aby mógł zostać wydany.
Wspomnianą podróż do Szwecji Christian rozpoczął on 5 maja 1654 roku w Świdnicy i zakończył powrotem do niej 16 maja 1655 roku. Konno, pieszo i statkiem przebył w ciągu roku 566 mil czyli około 3.679 kilometrów, co było nie lada osiągnięciem. Trasa jego podróży wiodła ze Świdnicy przez Wrocław, Głogów Frankfurt nad Odrą, Furstenwalde, Berlin, Brandenburg, Magdeburg, Halberstadt, Wollfenbüttel, Brunszwik, Hanower, Celle, Lüneburg, Hamburg, Stade, Schleswig, Flensburg, Kopenhagę, Helsingør, Lubekę, Travemünde i Karlskrone aż do Sztokholmu, gdzie na dworze królewskim oczekiwał na audiencję aż 26 tygodni, pisząc, że w stolicy Szwecji przede wszystkim „czekali i marzli”. Dziennik Christiana jest niezwykłą lekturą. Obok informacji dotyczących kolejnych etapów podróży zawiera także wiele cennych informacji z życia w krajach i miejscach, które Christian odwiedził. Niektóre dziś są dla nas bardzo zaskakujące. Christian opisuje na przykład na przykład jak uwarzyć krople na „zły słuch”:
Żółć pstrąga, zająca i kruka w garnku z gorzałką tak długo dusić, aż się kroków pięćdziesiąt ujdzie. Garnek musi być dobrze zalutowany; potem trzy krople zapuścić do ucha.
Ta wielka podróż przyniosła połowiczny sukces. Zebrano 1.768 talarów, co było kwotą znaczną, aczkolwiek chyba mniejszą, niż oczekiwano. W wielu odwiedzanych miejscach Czepko spotkał się jednak z niezrozumieniem idei budowy Kościoła Pokoju na Śląsku i w tych miejscach nie były organizowane kolekty (zbiórki).
Zapiski z podróży Czepki do Szwecji w tłumaczeniu Sobiesława Nowotnego, zostały wydane w 2005 roku pod tytułem Podróż szwedzka, przez parafię Ewangelicko-Augsburską pw. Św. Trójcy w Świdnicy.
Po powrocie do Świdnicy Christian Czepko został zarządcą w majątku rządcą majątku książąt legnicko-brzesko-wołowskich w Przewornie. Zapewne posadę tą otrzymał dzięki koneksjom brata Daniela. Pod koniec życia – 29 października 1657 roku ożenił się ze świdniczanką Heleną Scholtzin. Zmarł w Przewornie w pobliżu Strzelina niecały rok później, w dniu 2 czerwca 1658 roku. Wiadomo, że przed zgonem chorował przez jedenaście tygodni, jednak nie wiemy jakiego rodzaju była to przypadłość.
Po śmierci Daniela Czepki von Reigersfeld w 1660 roku losy domu przy dzisiejszej Kazimierza Pułaskiego 40 nie są znane przez około 10 lat. Być może trwały jakieś sprawy spadkowe itp. w każdym razie dopiero w 1670 roku znajdujemy informację o nowym właścicielu. Został nim Christoph Leuschner – mistrz piekarski ze Świdnicy. To postać, którą historia w jakiś sposób wyróżniła. Otóż 29 stycznia 1654 roku pierwszy pastor gminy ewangelickiej w Świdnicy – Matthäus Hoffmann (pisaliśmy o nim tutaj: Matthäus Hoffmann – Machaeropeus) udzielił pierwszych dwóch ślubów ewangelickich w Świdnicy, jeszcze w tzw. Bożej Szopce. Była to tymczasowa świątynia ewangelików świdnickich – kamień węgielny pod budowę Kościoła Pokoju położono dopiero 23 sierpnia 1656 roku. Jednym z dwóch panów młodych, którym Hoffmann udzielił ślubu był właśnie Christoph Leuschner. Wiadomo o nim tylko tyle, że zmarł 20 stycznia 1678 roku. Leuschner zapoczątkował okres blisko 150 lat (dokładnie 149) w którym właścicielami domu byli mistrzowie piekarscy.
Jeszcze w tym okresie Leuschner zmuszony był do płacenia fundacji, pochodzących z dawnych czasów (średniowiecza), a spoczywających na tej parceli. Podatek szosu (od nieruchomości) wynosił 2 talary 5 srebrnych groszy i 4 halerze, a do kasy szpitala należało wpłacać kwotę 10 talarów i 5 srebrnych groszy. Warto również dodać, że do parceli przypisany był przywilej ważenia 5 warów piwa.
Po śmierci Leuschnera właścicielką parceli i domu została wdowa po nim – Ursula, która przeżyła męża o dokładnie 30 lat i zmarła w wieku 71 lat 18 lipca 1708 roku. Majątek odziedziczył syn Christopha i Urszuli – Daniel Leuschner, kolejny mistrz piekarski. Urodził się w 1664 roku i zmarł w wieku 59 lat 9 września 1723 roku. Do 1730 roku parcela i dom były własnością nieznanej z imienia wdowy po nim, do momentu zapewne jej śmierci i przejęcia ich przez Gottfrieda Leuschnera, zapewne syna lub innego krewnego Daniela Leuschnera. To kolejny mistrz piekarski, który żył jednak stosunkowo krótko bo zmarł w wieku 39 lat w dniu 27 maja 1734 roku. Do 1739 roku majątkiem zarządzała wdowa po nim Anna Eleonora, która była ostatnią z klanu Leuschnerów, wymienianych jako właściciele omawianego domu. W tym samym roku – prawdopodobnie na zasadzie kupna, w jego posiadanie wszedł Johann Gottfried Winkler – czwarty z rzędu mistrz piekarski. Wiadomo o nim, że urodził się w 1704 roku w Świdnicy. Tutaj też wziął ślub (5 maja 1727 roku) z Anną Reginą Gerlich, która zarządzała majątkiem po jego śmierci. On sam zmarł w wieku 58 lat 19 marca 1762 roku i pochowany został na cmentarzu przy Kościele Pokoju w Świdnicy.
O kolejnych właścicielach dowiadujemy się z jedynej, zachowanej dla XVIII wieku księgi hipotecznej, która przechowywana była w świdnickim sądzie. Ciekawostką – smutną, niestety – jest fakt, że pozostałe księgi, które były mocno zawilgocone i zagrzybione – a jednak z bezcenną dla nas wiedzą, zostały na przełomie XX/XXI wieku podobno… spalone w sądowej kotłowni. Do archiwum przekazana została tylko jedna z nich…
Z niej dowiadujemy się, że 8 lipca 1771 roku parcelę z domu kupił Johann Hermann – oczywiście piekarz, za kwotę 640 talarów. Był ich właścicielem przez kolejnych 20 lat, kiedy 21 lutego 1791 roku za 1.300 talarów posesję odkupił od niego mistrz piekarski Aloisius Nitsche. Siódmym mistrzem piekarskim, który był właścicielem posesji p prowadził w tym miejscu swoją piekarnię był Gottfried Friedewald, który wspomnianą parcelę i dom zakupił 1 marca 1806 roku za kwotę 2.000 talarów. Był on ostatnim przedstawicielem cechu piekarniczego, w którym jak już wspomniano działali jego przedstawiciele przez 149 lat.
Do połowy XIX wieku, kiedy parcelę z domem zakupił pewien przedsiębiorca, który nadał wytwórczości w tym miejscu zupełnie nowy charakter, posiadaczami domu w miejscu dzisiejszego adresu Kazimierza Pułaskiego 40 były cztery osoby:
* Od 3 sierpnia 1819 roku – Christian Grossmann, który zapłacił za parcelę z domem 1.200 talarów. Wiadomo o nim, że był mistrzem cechu poszewników i posiadał wozy konne (transportowe) do wynajęcia.
* Od 4 października 1821 roku – Ernst Friedrich Ludwig. Był mistrzem krawieckim, a dom kupił za 2.550 talarów.
* Od 5 września 1822 roku – Friedrich Scheil, który zapłacił za transakcję 6.000 talarów gotówką. Z zawodu był kupcem, niestety, nie wiemy w jakiej branży.
* Od 11 marca 1844 roku – August Gröger, który także zapłacił za prawo własności 6.000 talarów i w przeciwieństwie do Scheila, który sprzedał parcelę i dom po zaledwie roku od chwili ich nabycia, pozostał ich właścicielem aż do 25 listopada 1858 roku. Z zawodu był również kupcem i w jego wypadku także początkowo nie udało się ustalić, w jakiej dziedzinie handlu.
Nie wiemy, jak wyglądał dokładnie w okresie XVI-XVIII wieku dom przy ówczesnej ulicy Hochstrasse. Zachowana do dziś piwnica o dwóch komorach pochodzi z lat 1350-1530 i jest efektem późniejszej przebudowy lub wzniesienia od nowa budynku. Wiadomo, że budynek posiadał szeroką sień od frontu została z czasem podzielona, zapewne na przełomie XVIII/XIX wieku, dzięki czemu wydzielone zostało od frontu pomieszczenie sklepowe. Mimo kompleksowej przebudowy wnętrza, zachowane zostały relikty tylnej izby, która nakryta jest stropem być może pochodzącym jeszcze z XVIII wieku. Trudno jest dziś ustalić, kiedy dokładnie nastąpiła przebudowa obiektu z renesansowej formy na barokową i następnie na bryłę XIX-wieczną, zachowaną w zasadzie do chwili obecnej. Z wyjątkiem parteru, który zajmował m.in. sklep (piekarnia), na pozostałych kondygnacjach znajdowało się zapewne mieszkanie właściciela oraz lokale do wynajęcia. Część danego budynku widoczna jest nadal. Po ostatnim remoncie nie otynkowany pozostał narożnik z kamiennych ciosów, który wzmacniał naroże budynku u zbiegu z obecną uliczką Klasztorną. Nie był to jedyny budynek na tej parceli. Posiadamy w miarę szczegółowy opis wszystkich zabudowań z około 1865 roku. Ale nie uprzedzajmy wypadków…
Cdn.
Andrzej Dobkiewicz &Sobiesław Nowotny
Opracowanie powstało w ramach projektu w otwartym konkursie Starostwa Powiatowego w Świdnicy na realizację zadań publicznych w zakresie kultury, sztuki, ochrony dóbr kultury i dziedzictwa narodowego oraz krajoznawstwa.
11 LIKES
Pani Maria Wełna w odniesieniu do tego odcinka opracowania napisała na naszej stronie na Facebooku komentarz, który pozwalamy sobie zacytować:
Pracowałam w tym sklepie na przełomie 65 /70 latach. Sklep był duży, ale zaplecze miało dziwne zakamarki i było bardzo duże. Okna były usytuowane w kierunku katedry gdzie ta uliczka była króciutka. W tym miejscu właśnie wraz z mężem prowadziliśmy Punkt usługowy naprawa odbiorników telewizyjnych i radiowych Przy punkcie był też sklep z częściami a to wszystko było pod firma wówczas MHD Miejski Handel Detaliczny. A dyr.tej instytucji był H. Nowogrodzki, dziś już nie żyjący. A zaczęło to się 50 lat temu.
Redakcja