Press "Enter" to skip to content

Tajemnice cmentarza przy Kościele Pokoju w Świdnicy (cz. 3)

Spread the love

Poprzednie części artykułu zamieściliśmy tutaj: Tajemnice cmentarza przy Kościele Pokoju w Świdnicy (cz. 1), Tajemnice cmentarza przy Kościele Pokoju w Świdnicy (cz. 2).

Nie tylko okoliczna szlachta, posiadająca swe majątki wokół Świdnicy, miała prawo do pochówku we wnętrzu Kościoła Pokoju. Zapisy w najstarszej Księdze Zmarłych parafii ewangelickiej wskazują jednoznacznie, że przywilejem tym cieszyli się przedstawiciele tutejszej rady parafialnej, nazywanej w owym czasie kolegium kościelnym, czy też parafialnym. Oprócz tego chowano tu bogatych przedstawicieli cechów miejskich, patrycjuszy i mieszczan piastujących wysokie godności urzędnicze (nawet jeśli ewangelikom nie wolno było zasiadać w radzie miejskiej i ławie miejskiej, to niektórych z nich dopuszczano do pełnienia urzędów cesarskich, tj. poborców akcyzy, czy też poborców podatku piwnego). Tą ostatnią grupę tworzyli również szeroko pojęci przedstawiciele wolnych zawodów, czyli lekarze, chirurdzy, prawnicy, notariusze publiczni itp. Szczególną pozycją, niezrozumiałą dla nas, gdy spoglądamy na nią z naszej obecnej perspektywy, cieszyli się również: malarze, cyrulicy i balwierze oraz muzycy. Również oni mieli prawo do pochówku we wnętrzu świdnickiej świątyni ewangelickiej.

Brama Garncarzy, dziś nieczynne przejście na cmentarz, w dawnych wiekach bardzo często użytkowane (ok. 1922 r.)

Sam przywilej nie oznaczał jednak praktycznej możliwości – osoby tego rodzaju musiały wykazać się szczególnym przywiązaniem i zasługami dla parafii, bądź też odpowiednim statusem finansowym. Podobnie jak w przypadku szlachty, również podczas pogrzebów mieszczańskich przedstawiciele wyżej wymienionych grup, mogli w takiej sytuacji liczyć na kazanie pogrzebowe nad trumną zmarłego, odprowadzenie do grobu, podziękowanie za owocne życie. Do czasów konwencji w Altranstädt pogrzeby przy Kościele Pokoju nie posiadały jednak oprawy znanej w kościele ewangelickim od czasów reformacji, mianowicie odprowadzaniu ciała zmarłego nie towarzyszyli uczniowie szkoły, którzy uświetniali swym śpiewem uroczystości żałobne. Pokój westfalski 1648 r., na którym zadecydowano o budowie Kościołów Pokoju na Śląsku, w tym również w Świdnicy, i kolejne edykty cesarskie i królewskie, zakazywały budowy szkoły ewangelickiej i prowadzenie protestanckiego szkolnictwa wyznaniowego w naszym mieście. Stąd też w okresie od 1656/57 r. (okresu budowy kościoła) aż do 1708 r. pogrzeby na tutejszym cmentarzu odbywały się bez wtóru śpiewu chłopców uczęszczających do liceum ewangelickiego, gdyż takie jeszcze nie istniało. Niemniej uroczystości pogrzebowe bogatszych ludzi posiadały bogatą oprawę zarówno muzyczną, jak i towarzyszył im śpiew członków całego zboru.

Pochówki osób związanych z konkretnymi cechami rzemieślniczymi, szczególnie w przypadku przełożonych cechowych i mistrzów danego zawodu, posiadały szczególny wymiar. Statuty cechowe już w średniowieczu nakazywały osobiste uczestnictwo wszystkich członków cechu w pogrzebie zmarłego rzemieślnika bądź czeladnika. Zwyczaj ten przetrwał również w okresie nowożytnym i utrzymał się przy Kościele Pokoju aż do początków XIX wieku. Ceremonie pogrzebowe mistrzów cechowych miały zatem wymiar zespalający społeczność cechową – przed trumną zmarłego niesiono insygnia cechowe w postaci tak zwanych cechowych tarcz trumiennych, z wyobrażeniem godła danego rzemiosła. Barokowa tarcza pogrzebowa cechu świdnickiego rzeźników, używana przy takich okazjach, zachowała się w Muzeum Narodowym we Wrocławiu. Należy do wyjątkowych zabytków tego rodzaju w skali Dolnego Śląska, jeśli nie nawet całej Polski. Jak ważnym elementem życia cechowego były pogrzeby członków cechu, świadczą zapisy powtarzające się w statutach cechowych, iż ktokolwiek spóźni się na uroczystość pogrzebową, lub wykaże się absencją, która będzie nieuzasadniona i trudna do wytłumaczenia, ten będzie musiał ponieść karę finansową.

Uliczka prowadząca do Bramy Garncarzy, która w tym roku, dzięki inicjatywie i staraniom Świdnickiego Portalu Historycznego oraz decyzji Rady Miejskiej, formalnie odzyskała swoją dawną nazwę – Zaułek Garncarzy

Na marginesie niejako warto również wspomnieć, iż uczestnictwo wszystkich członków cechu w pogrzebie zmarłego mistrza nie obowiązywało członków cechu w przypadku, gdy żył on „na kocią łapę” z jakąś kobietą, bądź też jego dziecko spłodzone zostało jako nieślubne. Zapisy tego rodzaju z okresu XVII i XVIII wieku odnajdujemy na przykład w zachowanej księdze świdnickiego cechu bednarzy, zajmujących się wyrabianiem beczek i wiader drewnianych. Pozostałe cechy rzemieślnicze też wprowadzały podobne restrykcje. Pogrzeb dla członków cechu był swoistym symbolem, że mistrz danego rzemiosła związany jest z organizacją cechową od narodzin (często zawód przechodził z pokolenia na pokolenia, z ojca na syna) aż do śmierci. Również w Świdnicy działało święte prawo cechowe i wszystkie związane z nim tradycje – w tym tradycja odprowadzania zmarłego członka cechu do grobu i oddawanie mu ostatniej czci.

Co do kosztów miejsca pochówku na cmentarzu przy Kościele Pokoju, wiemy  o nich dzięki ustaleniom paragrafu XVII statutu parafialnego z 1656 r. Interesujące, iż związane były nie ze stanem społecznym osoby, lecz jej wiekiem. I tak za miejsce pod grób dziecięcy należało zapłacić 6 srebrnych groszy, za grób dla osoby w średnim wieku 12 srebrnych groszy, zaś za miejsce dla zmarłej osoby, która osiągnęła wiek starczy 18 srebrnych groszy. Statut ustalał również, że w przypadku grobów dziedzicznych, a zatem „rodzinnych” w naszym obecnym rozumieniu, należało przeprowadzić osobne rokowania z radą parafialną Kościoła Pokoju. Okazuje się, że zakładanie grobów rodzinnych nie należało do rzadkości już w początkowej fazie istnienia Kościoła Pokoju. Pastor Seidel, działający w Świdnicy w latach 20-tych XX wieku, który jako pierwszy próbował opisać historię świdnickiej nekropolii ewangelickiej, przytoczył w swym artykule, wydrukowanym na łamach Tygodnika Kościelnego dla ewangelickiej parafii w Świdnicy treść dokumentu, a w zasadzie umowy, zawartej 28 sierpnia 1658 r. między radą parafialną, a świdnickim szewcem Jakobem Scholtzem. Umowa dokładnie określała miejsce na cmentarzu, w którym miał on założyć grobowiec rodzinny – powodem była śmierć jego małżonki, która zmarła właśnie w połogu – „po poprzecznej stronie w kierunku miasta, przy wystawionych właśnie blankach [a zatem ogrodzeniu], w pobliżu tzw. Górnej Bramy, gdy się wchodzi, zaraz po lewej stronie.” Rada parafialna przekazywała mu miejsce pod grób rodzinny przeznaczony dla 6 osób, za który Scholtz musiał zapłacić 18 talarów. A zatem w przypadku grobu rodzinnego, czy też dziedzicznego – takiego, którego wykupienie można było w późniejszym czasie przedłużyć, płacono w XVII wieku 3 talary od jednej osoby. Suma dość spora jak na owe czasy. Trudna również do zapłaty ze względu na trudności ekonomiczne zubożałych mieszczan po zniszczeniach wojny trzydziestoletniej. I w tym konkretnym przypadku Jakoba Scholtza i jego zmarłej małżonki możemy je dostrzec. Do 1660 r. zdołał on zapłacić połowę sumy za miejsce rodzinne na cmentarzu, zaś rada parafialna zgodziła się, aby pozostałą sumę spłacał w trzech kolejnych ratach, po 3 talary rocznie. Trzeba przyjąć, że podobnych przypadków było znaczenie więcej – ostatecznie pieniądze za miejsca trafiały do kasy parafialnej, mimo dłuższego czasu wyczekiwania. Interesująca z naszej perspektywy historycznej jest też praktyka, którą zaczęto stosować już w XVII wieku, iż wykup miejsc pod groby zaczęto łączyć z wykupem czy też wydzierżawianiem miejsc w kościele. A zatem wykup miejsc pod lożę, czy też osobny chór cechowy, wiązano z jednoczesnym wykupem szlacheckiego bądź cechowego miejsca pochówku.

Fragment cmentarza przy Kościele Pokoju w latach ok. 1915-1920

O przykładzie tego rodzaju rozwiązania pisał we wspomnianym artykule pastor Seidel, iż tutejsi członkowie cechu szewców, zaraz po wybudowaniu Kościoła Pokoju, poprosili radę parafialną o możliwość wykupu i urządzenia oraz ozdobienia chóru dla członków swego cechu, łącząc go z prośbą o wykupienie dziedzicznego miejsca pochówku dla członków tejże korporacji rzemieślniczej. Cech ten uzyskał taką zgodę – do dziś na pierwszej emporze Hali Polnej Kościoła Pokoju zachował się chór czeladników szewskich opatrzony godłem cechowym w postaci trzewika przebitego strzałą. Miejsce pochówku dla członków tegoż cechu wyznaczono natomiast po zachodniej stronie od Kościoła Pokoju. Interesujące, że chowano ich tam przez całe wieki, a ostatniego pochówku przedstawiciela bractwa szewców dokonano w 1910 r.! W późniejszym czasie ze względu na likwidację cechu i samego stowarzyszenia, miejsca te oddano na potrzeby innych pochówków. Niemniej ta ciekawa okoliczność świadczy o istnieniu przy Kościele Pokoju skomplikowanego systemu – dość słabo zresztą rozpoznanego ze względu na brak źródeł historycznych, które uległy rozproszeniu bądź zniszczeniu w okresie po II wojnie światowej –  łączenia siedzisk w kościele z miejscami na cmentarzu. Z drugiej strony jest ona dowodem na istnienie głębokich więzi w obrębie grup cechowych, o czym wspominaliśmy już wcześniej, gdzie członkowie cechów i bractw rzemieślniczych chcieli spoczywać blisko siebie w grupie – „jako sobie równi i sobie podobni”. Przyjąć trzeba, że praktyka ta była wygodna dla rady parafialnej Kościoła Pokoju, gdyż jak wiadomo za dziedziczne miejsce pochówku otrzymywała ona do kasy parafialnej odpowiednio wyższą sumę, niż za pojedyncze miejsce. Tu trzeba jednak od razu zaznaczyć, iż pojedyncze groby podlegały po okresie karencji kolejnemu wykorzystaniu, zaś w przypadku miejsc rodzinnych czy dziedziczonych, przechodziły z pokolenia na pokolenie (oczywiście i tu należało zapłacić za przedłużenie możliwości ich wykorzystania).

O szczegółowych cenach za miejsce pochówku na cmentarzu przy Kościele Pokoju w Świdnicy i ich wielkości, dowiadujemy się dzięki tzw. dodatkowi do statutu parafialnego, który spisany został w 1657 r., a zatem w rok po opublikowaniu porządku kościelnego. Przyjąć trzeba, że istniała potrzeba uporządkowania spraw związanych z cmentarzem, a dotychczasowe ustalenia zawarte w statucie parafialnym były niezbyt precyzyjne, stąd też w dodatku do statutu poświęcono im sporo miejsca. Punkt trzeci paragrafu trzynastego tegoż dodatku jasno precyzował, iż miejsce pochówku we wnętrzu kościoła miało mieć trzy łokcie długości i jeden łokieć szerokości.

Plac Pokoju z dzwonnicą (ok. 1912 r.)

Zakładając, że łokieć śląski, czy też wrocławski, jakim posługiwano się już wówczas na terenie Świdnicy miał długość 0,575 m, to długość grobu we wnętrzu Kościoła Pokoju ustalano na 1, 72 m. Szerokość pozostaje oczywista, czyli 0,57 m. Niezależnie od faktu, iż ludzie w poprzednich epokach byli niżsi wzrostem od ludzi obecnie żyjących, w naturalny sposób pojawia się techniczne pytanie: w jaki sposób radzono sobie z pochówkami osób, których wysokość odbiegała od średniej wzrostu współczesnych im ludzi? Na pytanie to nie znamy jednoznacznej odpowiedzi, ale przypuszczać można jedynie, że prawdopodobnie chowano ich w trumnie w pozycji z lekko podkurczonymi nogami. Nie jest zresztą pewne, czy kiedykolwiek poznamy odpowiedź na tego rodzaju kwestię. Uściślenie zasad pochówków przyniosło ze sobą wymierne korzyści, ale jak każda ścisła zasada wprowadzana w życie, jak widać na powyższym przykładzie, niosło ze sobą również pewne praktyczne komplikacje. Być może ograniczona powierzchnia miejsca pod grób we wnętrzu Kościoła Pokoju wiązała się z ograniczoną powierzchnią świątyni w ogóle. W okolicy Świdnicy mieszkało przecież sporo rodzin szlacheckich, które chciały być pochowane po śmierci we wnętrzu swej świątyni, a było to przecież również powodem ambicji bogatych świdnickich mieszczan i starszych cechów, którzy chcieli szlachcie w tym dorównać. Ustalenia tego typu w tym wypadku wynikałyby z konkretnej sytuacji, związanej z brakiem odpowiedniej ilości miejsc. Cena za pojedynczy grób o wymiarach 3 łokcie na 1 w Kościele Pokoju była bardzo wysoka – wynosiła bowiem 3 floreny węgierskie. Dodatek do statutu parafialnego, ogłoszony w 1657 r., ustanawiał również możliwość zakładaniu we wnętrzu Kościoła Pokoju podwójnych grobów o szerokości 2 łokci i długości 3 łokci. Przewidziane były z pewnością dla par małżeńskich.

Tu jednak znowu życie korygowało rzeczywistość wobec ustalanych zasad – co działo się w przypadku, gdy jedno z małżonków zmarło wcześniej, a następnie osoba pozostająca przy życiu ponownie wstępowała w związek małżeński? Wówczas teoretycznie potrzeba było trzech grobów, czego dodatek do statutu parafialnego formalnie już nie przewidywał… Najlepszym rozwiązaniem w takim wypadku było zakładanie krypt grobowych, które mogły pomieścić kilka trumien ze zmarłymi członkami danego rodu bądź rodziny. Dodatek do statutu parafialnego z 1657 r. ustalał również ceny za miejsca pod groby na terenie cmentarza z wyraźnym ich podziałem na konkretne jego rejony, czy też strefy. Jest to o tyle istotne, że daje nam to pośrednio wyobrażenie o ówczesnej wielkości i rozległości cmentarza przy Kościele Pokoju. A zatem „od dziedzicznych miejsc pochówkowych czy też grobów położonych poza ogrodem parafialnym, tuż przy nim, od jednego łokcia należy zapłacić 1 ½ talara Rzeszy, czyli od jednej osoby za grób długości 3 łokci i szerokości 1 łokcia 4 ½ talara Rzeszy”. Chodzi tu o miejsca położone wzdłuż muru rozdzielającego ogród parafialny od cmentarza, ciągnącego się od wjazdu na plac Pokoju do domu parafialnego. Było to miejsce niezmiernie eksponowane, z tego też powodu cena za miejsca pochówkowe była tu odpowiednio wyższa. I tu przewidywano zakładanie grobów podwójnych. Za miejsce w pobliżu samej świątyni – strefa ta ciągnęła się na 18 łokci (10, 35 m) w kierunku południowym i zachodnim – należało zapłacić 9 talarów, z tym że tutaj podwójny grób wynosił 2 łokcie na szerokość i 6 łokci na długość. Na poprzecznej stronie skierowanej w stronę miasta – chodzi o obszar między granicą strefy, a obecną dzwonnicą oraz teren przed wejściem do zakrystii Kościoła Pokoju za każdy łokieć grobu należało uiścić opłatę 1 talara Rzeszy. Najtańsze były opłaty za miejsca pod groby po północnej stronie Kościoła Pokoju, skierowanej ku „polom” (stąd nazwa jednej z hal kościoła – mianowicie Hali Polnej) – wynosiły one 3 orty Rzeszy (1 ort = 1/3 dukata) za jeden łokieć długości grobu. Nic zresztą dziwnego, miejsce to było słabo eksponowane, na dodatek bardzo podmokłe w opisywanym okresie.

Cdn.

Sobiesław Nowotny

11 LIKES

Skomentuj jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Mission News Theme by Compete Themes.