Press "Enter" to skip to content

Cenne wspomnienia (cz. 2)

Spread the love

Kościół ewangelicki w Pastuchowie (1925 r.)

Dzięki uprzejmości Marcina Burskiego, redaktora naczelnego Wieści Gminnych Jaworzyna Śląska, możemy czytelnikom Świdnickiego Portalu Historycznego zaprezentować niezwykle ciekawe wspomnienia byłego mieszkańca Pastuchowa (gmina Jaworzyna Śląska, powiat świdnicki), dotyczące nieistniejącego już kościoła ewangelickiego w Pastuchowie.

Pan Jan Pawlik, jako dziecko mieszkał zaraz po wojnie w Pastuchowie, a jego informacje o kościele – z perspektywy wspomnień dziecka, którego ciekawość pozwalała poznawać to miejsce z pozycji mało dostępnych – są niezwykle ciekawe i cenne, stanowiąc jeden z nielicznych opisów tego kościoła. Pierwsza część artykułu – czytaj tutaj: Cenne wspomnienia (cz. 1).

***

Kościół i plac kościelny były otoczone z trzech stron murami z granitu. Mury te aby z czasem nie zniszczyła je woda deszczowa i śnieg, były od góry przykryte dużymi płytami z ciętego piaskowca. W odstępach co kilka metrów były wmurowane słupy, też z piaskowca, o przekroju prostokąta. Góra każdego słupa była ścięta na kształt daszka dwuspadowego aby nie zalegały tam woda i śnieg. Od słupa do słupa był wykonany bardzo solidny płotek drewniany zaimpregnowany. Po wyjściu z kościoła drzwiami głównymi (tymi z portalem) szło się do bramy głównej w opisanym murze na ulicę wykonaną z kocich łbów. Obecnie ta ulica nazywa się Cukrownicza. Brama była wykonana również z granitowych bloczków. Miała dwa potężne filary półokrągłe z zamocowanymi furtami drewnianymi oraz jeden mniejszy z furtką dla pojedynczych osób. W linii prostej przez tą bramę wkraczało się na istniejącą aleję lipową prowadzącą do obecnej ul. Strzegomskiej i cmentarza ewangelickiego (obecnie komunalnego).

Fragment zachowanego muru wokół placu kościelenego

Mur od strony południowej czyli od strony Domu Gościnnego był (i chyba jeszcze jest) o wiele wyższy. Po stronie południowej czyli od strony stawu wybudowano bramę – Łuk Triumfalny. Ktoś koniecznie chciał ją zniszczyć, ale w końcu kilka lat temu ją odremontowano. Przy tej bramie po prawej stronie (patrząc od ul. Wyzwolenia) długo stał duży pomnik z piaskowca. Niemcy mówili, że był to pomnik zamordowanego przez złodziei kościelnego i zarazem stróża nocnego. Dalej w kierunku szkoły zachowało się kilkanaście metrów muru że słupkami. Tam jest skarpa więc aby woda nie przesiąkała do muru pozostawiono tam kwadratowe otwory wypływowe.

Na końcu tego muru z filarami było dodatkowe wejście dla wiernych na teren kościoła zamieszkałych na stronie północnej wsi. Ponieważ była tam skarpa, wejście było zaopatrzone w pewną ilość schodów z płyt granitowych [od red. schody te zachowały się w kiepskim stanie do chwili obecnej]. Tymi schodami skracałem sobie drogę do przedszkola i do szkoły. Obok tych schodów był ogródek przynależny do pastorówki w którym na wiosnę kwitła duża magnolia z kwiatami w kolorze różowym.

Na zniwelowanym terenie na którym niegdyś wznosił się kościół, można jeszcze dostrzec jego pozostałości

Posadzka w kościele była na wysokości około 1,2 m powyżej poziomu terenu. Było to podyktowane opadami atmosferycznymi, przeważnie śniegu. Dlatego więc do każdych drzwi wokół prowadziły solidne schody z płyt granitowych. Etatowy ogrodnik terenu kościelnego i przynależnego cmentarza ewangelickiego zadbał o to, by znalazła się na nim odpowiednia roślinność. Ja pamiętam o różnych odcieniach zieleni, rosły tam tuje oraz krzewy cisa (…)

Ogrodnik do 1945 r. mieszkał w mieszkaniu br 4 na I piętrze naszego bloku, potem wraz z rodziną wyjechał w głąb Niemiec. Dowiedziałem się o tym będąc w latach 80. ubiegłego wieku na urlopie u swoich rodziców. Zauważyłem że wokół bloku spacerują dwie panie. Oczywiście zapytałem czego lub kogo szukają. Okazało się, że jest to matka i córka mieszkające w Bielefeld przy autostradzie prowadzącej w kierunku Dortmundu. Były w sanatorium w Szczawnie-Zdroju i wynajęły z Wałbrzycha taksówkę, aby tu dojechać. Właśnie starsza pani powiedziała mi, że mieszkała w tym domu na I piętrze, a jej ojciec był właśnie tym wspomnianym ogrodnikiem. Po uzgodnieniu z sąsiadką, że jest taka niespodziewana wizyta, wprowadziłem matkę i córkę do mieszkania. Sąsiadka pochodziła z Rawicza i doskonale znała język niemiecki. Radość tych pań była nie do opisania. Matka pokazywała z okien córce widok na górę Chełmiec pod którą są w sanatorium oraz przede wszystkim Śnieżkę.

W trójkącie ulicy Strzegomskiej, Cukrowniczej i Alei Lipowej jest łąka. Na niej to bawiliśmy się. Głównie graliśmy w piłkę nożną lub w palanta. O zmierzchu od strony kościoła frunęły chmary nietoperzy które nad łąką i okolicą polowały na muszki i komary. Gdy latały za nisko, to dziewczęta piszczały i zasłaniały głowy dłońmi by te nie wplątały się we włosy. Nie wiedzieliśmy, że są one uzbrojone w zmysł echolokacji który pozwala na sprytne ominięcie przeszkody (…)

Schody prowadzące na teren kościelny obok pastorówki

Kiedy w 1955 roku po miesiącu wróciłem z kolonii letniej spędzonej w Kołobrzegu to na dachach kościoła kręcili się jacyś ludzie. Myślałem, że je naprawiają a oni mówili, że potrzebują tą dachówkę. Ktoś bowiem wymyślił, aby z budulca odzyskanego z rozbiórek kościołów budować nowe osiedla w Warszawie. No i zaczęło się. Na bocznicę kolejową podstawiano odkryte wagony kolejowe tzw. węglarki a pod kościół furmanki którymi przewożono do nich wszystko co odzyskano. Teren rozbiórki nie był zabezpieczony przed osobami postronnymi a to z tego powodu, że w pastorówce mieszkało kilka rodzin. Po zdjęciu dachówek, drewnianych więźb dachowych i murów przyszedł czas na wieżę.

Z tym ośmiokątnym ostrosłupem firma rozbiórkowa miała problem, bo dachówki miały specjalne mocowania. Gdy pewnego dnia z okien mieszkania patrzyłem na rosnące przy ulicy akacje zauważyłem, że do tej najbardziej dorodnej pracownicy mocują długą linę stalową z wielokrążkiem. Drugi koniec liny był zamocowany do zwieńczenia więźby dachowej tuż pod kulą. Oni dobrze wiedzieli, że akacja jest twardym drzewem i ma mocne ukorzenienie więc ich zaplanowana operacja na pewno się uda. Tak też się stało. Drewniana konstrukcja wieży zaczęła odchylać się od pionu by w końcu runąć w obranymi kierunku czyli w stronę boiska do siatkówki. Podbiegłem tam wraz z grupą pracowników. Widok i efekt ich niecnej pracy był opłakany. Miedziana kula czyli kapsuła czasu rozleciała się podobnie, jak pozłacany kogut który wbił się w trawnik i cały pogiął. Miałem trudności by zobaczyć co było w kuli, bo cały czas mnie odganiano. Udało mi się jedynie dostrzec plik dokumentów pisanych gotykiem oraz kolorowe malunki wykonane przez dzieci. Co tam jeszcze było przechowywane dla potomności – wiedzieli już tylko pracownicy.

Pastorówka – obecnie budynek mieszkalny

Pozostała jeszcze dolna część wieży murowana z bloczków granitowych. Na nią też znaleziono sposób. Jak we wrześniu wracałem ze szkoły pod wieżą leżały oparte o mur cyferblaty i wskazówki. Nie było natomiast mosiężnych mechanizmów zegarowych. Muszę wspomnieć o tym, że nigdy też nie zobaczyłem witraży. Po 11 latach od zakończenia wojny światowej wyłamano zamek w drzwiach do zakrystii. Też ją firma musiała splądrować, bo jak ja tam wszedłem do środka, to na posadzce walały się szaty i księgi liturgiczne w których druk był ozdobny, gotycki. Sposób na odzyskanie budulca z dolnej części wieży był niespotykanie prosty. Pod wieżę nawieziono drewniane podkłady kolejowe tzw. szwele. Kierując się na stronę południowo-zachodnią (z uwagi na pastorówkę) zaczęli sukcesywnie i z mozołem wydłubywać narzędziami ręcznymi bloczek po bloczku. Jak już mieli przestrzeń wolną to wystawiali tam szwela. Praca była nad wyraz niebezpieczna. Jak podstemplowali wieżę kilkudziesięcioma szwelami udali się do pobliskiego sklepu i kupili pojemniki z naftą. Następnie ewakuowali mieszkańców pastorówki, zabezpieczyli teren i te stemple oblali naftą. Wszyscy czekaliśmy na efekt ale nic ciekawego nie widzieliśmy. Naraz usłyszeliśmy głośny huk, jakby zapowiedź wybuchu III wojny światowej, a nad wioską zawisła chmura pyłu. Uzyskany materiał łatwo im się ładowało na furmanki bo mury się elegancko rozsypały.

Zachowana data budowy pastorówki ADM 1895

Jak w latach 1964-1967 byłem uczniem Technikum Budowlanego we Wrocławiu przy ul. Tęczowej mieliśmy przedmiot o nazwie „Przepisy prawne w budownictwie”. Od prawnika wykładającego ten przedmiot dowiedziałem się, że takich kościołów na Ziemiach Zachodnich wyburzono 60, a podyktowane było to tym, że za mało mieliśmy cegielni. Firmy rozbiórkowe natomiast w części działały na bakier z prawem, bo pokątnie w okolicznych miejscowościach sprzedawano uzyskany budulec. Były wyroki karne łącznie z odsiadką. Na początku lat 50. XX wieku byłem w środku kościoła ewangelickiego w Piotrowicach Świdnickich. Był jednak wybudowany nie z kamienia naturalnego lecz z czerwonej cegły klinkierowej i też miał wysoką wieżę. Podzielił los naszego. Ciekawe czy mieszkańcy takich dzielnic Warszawy jak MDM czy Mariensztat, choć w części wiedzą, że mieszkają w poświęconych kiedyś murach?

Cmentarz ewangelicki stanowił nierozerwalną całość z kościołem choć był użytkowany 200 lat przed nim tzn. odkąd we wsi pojawili się ewangelicy. Jak już wspomniałem od zachodniej bramy kościoła do bramy cmentarza prowadzi Aleja Lipowa. Brama wjazdowa ma 2 masywne filary granitowe w kształcie prostopadłościanów z zawieszonymi na nich furtami ze stali nierdzewnej. Obok jest bramka dla pojedynczych osób. Prostokątny cmentarz jest otoczony murem granitowym. Od wejścia po lewej stronie była kwatera z grobami dzieci. Na każdym z tych grobów stał porcelanowy kolorowy aniołek o wysokości 30 cm. Raz przydarzyło nam się, że takiego aniołka zabraliśmy do domu. Była wielka reprymenda i musieliśmy go odnieść tam, gdzie stał wcześniej.

Dawny cmentarz ewangelicki – obecnie komunalny z Domem Pogrzebowym

Dalej pośrodku ściany południowej ogrodzenia wymurowano duże epitafium dla zmarłego w 1705 r. rezydującego w majątku ziemskim barona i jego rodziny. Z później opublikowanych materiałów dowiedziałem się, że nazywał się Karl Julius baron Zedlitz und Neukirch. Epitafium składało się z trzech części podpartych filarkami, wytoczonymi z kolorowego marmuru. Środkowa część dodatkowo miała u góry pod zadaszeniem wyrzeźbioną dużą muszlę. Dało to efekt taki, jakby od okrągłego słońca czy też hostii rozchodziły się promienie.

Grobowiec był szeroki więc był pośrodku przykryty dużą prostokątną płytą a po bokach dwoma mniejszymi. Każda z tych płyt miała 4 mosiężne uchwyty. Był czas że ktoś odchylił jedną płytę więc zobaczyłem tam metalowe trumny o różnej wielkości. Wzdłuż alejki głównej rosną ponad 100-letnie lipy. Prawie wszystkie groby miały płotki ozdobne o wysokości około 1 m, wykonane w kuźni. Na każdym grobie leżała porcelanowa otwarta księga. Była biała, po wszystkich bokach (imitacja kartek) złocona. Gotyckie ozdobne czarne, nieraz kolorowe litery podawały pewne dane o zmarłym. Były tam też motta zamówione przez rodzinę. Księgi te mogły być wykonane w zakładach porcelany w Jaworzynie Śląskiej, w Wałbrzychu lub też w małej manufakturze. Z tak wielu ksiąg zapamiętałem tylko nazwiska Schubert i Liszt, bo znałem takich kompozytorów. Po prawej stronie alejki w pobliżu Domu Pogrzebowego ukryta w trawie była głęboka, niezabezpieczona studnia, o której my jako dzieci wiedzieliśmy.

Zachowana brama, prowadząca na plac kościelny

Dom Pogrzebowy wybudowano po prawej stronie od bramy głównej. Jest pokryty taką samą dachówką, jaką był pokryty kościół. Ma dzwonnicę pozbawioną po II wojnie światowej dzwonu. Kopuła dzwonnicy jest wykonana z blachy miedzianej nad nią kula – kapsuła czasu również. Nad kapsułą metalowy mały krzyż. Po lewej stronie domu znajdowało się pomieszczenie gospodarcze na sprzęt i narzędzia cmentarne. Zarówno kopuła jak i kapsuła są teraz pomalowane farbą olejną. Jako dziecko uczestniczyłem tam w dwóch pogrzebach celebrowanych przez pastorów. Jednym ze zmarłych był Niemiec mój starszy kolega o imieniu Zygfryd. Mieszkał z rodzicami w majątku ziemskim i kupowaliśmy u niego łyżwy i narty. Dojeżdżał do niemieckiej szkoły w Świdnicy. Kiedyś, gdy było gorąco, po lekcjach poszedł na basen odkryty i w nim się utopił.

W majątku mieszkała też młoda pani o włosach blond i imieniu Erika. Jak zmarła, to też byłem na jej pogrzebie z udziałem pastora. Przez wszystkie lata zamieszkiwania w Pastuchowie widywałem wysokiej klasy samochody osobowe z rejestracją D.

W 1983 roku w Wydziale Komunalnym Urzędu Gminy w Jaworzynie Śląskiej uradzono, by cmentarz ewangelicki przekształcić na komunalny. Przez otwartą bramę wjechała koparko ładowarka Fadroma i zrobiła porządek wyrównując teren…

Spisał Marcin Burski

11 LIKES

Skomentuj jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mission News Theme by Compete Themes.