Press "Enter" to skip to content

Horror w Świdnicy. Wojna o mięso 1950-1951 – post scriptum

Spread the love

Czy w Świdnicy w okresie kryzysu mięsnego dochodziło do wydarzeń jak w najlepszym horrorze?

Pierwsza strona raportu donoszącego o karmieniu świń ludzkim mięsem przez grabarza ze Świdnicy

Tematem związanym z raportem omawiającym kryzys mięsny w Świdnicy w latach 1950-1951 – czytaj tutaj: Walka o mięso 1950-1951. Niezwykła relacja anonimowej świdniczanki (cz. 1), Walka o mięso 1950-1951. Niezwykła relacja anonimowej świdniczanki (cz. 2), Walka o mięso 1950-1951. Niezwykła relacja anonimowej świdniczanki (cz. 3), Walka o mięso 1950-1951. Niezwykła relacja anonimowej świdniczanki (cz. 4) – są informacje zawarte w kolejnym raporcie z nieco późniejszego okresu.

Podobnie jak wspomniana relacja anonimowej świdniczanki, ekspedientki ze sklepu mięsnego, również przerażające fakty stanowiące w pewnym sensie uzupełnienie relacji sprzedawczyni, zostały zawarte w informacji złożonej przez osobę, która na początku lat 50. XX wieku wyjechała do Niemiec. Jak czytamy we wstępie raportu, tym razem był to: 40-letni niemiecki inżynier. „Źródło” było zatrudnione w warsztacie naprawczym ŚWIDNICA należącym do ZESPOŁU PSZENNO od 1951 roku do czasu repatriacji do Niemiec Zachodnich w lutym 1954 roku.

Dokument, który cytujemy poniżej pochodzi – podobnie jak relacja świdniczanki – z Blinken OSA Archivum. Został sporządzony przez korespondenta Radia Wolna Europa, który rozmawiał ze wspomnianym repatriantem.

Kiełbasy z mięsa psa

Na początku 1954 roku dał się specjalnie odczuć w Świdnicy brak mięsa i wędlin. Pogłoski głosiły, że niektórzy spryciarze wpadli znów na pomysł nielegalnego wyrobu wędlin z psiego mięsa. Wypadki te przypomniały mieszkańcom Świdnicy ubiegłe lata, zwłaszcza okres 1950-1951, kiedy bezwzględni spekulanci prowadzili zyskowne interesy z rakarzem, mającym swój zakład za miastem. Zabijali oni chwytane na ulicach bezpańskie psy przerabiając ich mięso na kiełbasy. Przeszło rok robili oni dobre interesy na tzw. „czarnym rynku”. W końcu UB [od red. Urząd Bezpieczeństwa] położyło temu kres. Odkryto całą sieć takich handlarzy, sięgającą poza miasto. Wielu wsadzono do więzienia, kilka osób zdołało uciec. Od tego czasu pojawiała się jeszcze w handlu od czasu do czasu kiełbasa z psiego mięsa a ostatnie aresztowania z tego powodu miały miejsce w Świdnicy na początku 1954 r. Oficjalnie nic o tych aresztowaniach nie słyszano, gdyż właśnie w tym czasie władze chwaliły się, że zaopatrzenie mięsne jest dostateczne – tak, że już nikomu nie przyjdzie pomysł bicia psów. Mimo tego sprawa stała się głośna i znana w całym mieście.

Zwłoki jako pasza dla świń

Straszniejsze są jednak pogłoski o grabarzu cmentarza znajdującego się na południu miasta. Jesienią 1953 roku pewna wdowa odkryła na czarnym rynku w Świdnicy ubranie swego nieboszczyka męża, w którym został pochowany. Zawiadomiła natychmiast UB i dochodzenie wykazało, że przypuszczenia wdowy okazały się prawdziwe. Otworzono wiele grobów i odkryto, że trumny były puste. Miejscowy grabarz nie tylko okradał trupy z ubrań i je sprzedawał, ale także karmił trupami swoje świnie. Właśnie jego chwaliła poprzednio partia mówiąc: To jest człowiek szczery i postępowy. Wie, że zaopatrzeniu w mięso przeszkadzają sabotaże i dlatego daje wszystkim dobry przykład. Mógłby zatrzymać te świnie dla siebie lecz myśląc o sabotażystach oddaje te świnie do ogólnego użytku. Powinien być przykładem dla wszystkich! Gdy sprawa wyszła na jaw, przerażeni mieszkańcy Świdnicy, ze zgrozą myśleli o swoich krewnych, odprowadzonych na wieczny odpoczynek przez niesumiennego grabarza.

***

Na końcu raportu zamieszczone zostały dwa komentarze do zawartych w nim informacji – korespondenta oraz instytucji zbierającej dane zza żelaznej kurtyny.

KOMENTARZ KORESPONDENTA

Mimo że artykuł ten dotyczy plotek, które krążyły po Świdnicy i okolicy wiosną 1954 roku, piszemy go kierując się zasadą „nie ma dymu bez ognia!”.

KOMENTARZ OCENIAJĄCEGO

Te dość makabryczne plotki mogą zawierać ziarno prawdy, a historia o kiełbaskach z psiego mięsa wydaje się nawet całkiem prawdopodobna. Opis cmentarzy nie jest niczym niezwykłym, ale nekrofagiczne świnie są zbyt trudne do uwierzenia. Pokazuje to jednak rozpaczliwy stan umysłu populacji, wśród której utrzymują się takie dzikie plotki.

***

Z zacytowanego raportu możemy dziś wyciągnąć kilka wniosków. Przede wszystkim wydaje się, że jest to jedynie streszczenie jakiegoś większego materiału. Sugeruje to fakt, że w komentarzu mowa jest o opisie świdnickich cmentarzy, których cytowany dokument nie zawiera. Nie wiemy kim był 44-letni inżynier, autor tych informacji oraz trudny jest do zidentyfikowania jakiś warsztat w Świdnicy, należący do „Zespołu Pszenno”. Sama informacja o kiełbasie z mięsa psa jest bardzo prawdopodobna. W różnych okolicznościach – najczęściej w okresie wojen i głodu, psie mięso było spożywane także w Europie i nie jest to zwyczaj pochodzący wyłącznie z krajów azjatyckich czy afrykańskich. Oczywiście kiełbasy z psiego mięsa, czy inne „przetwory” – na przykład psi smalec, nie były sprzedawane w sieci sklepów państwowych, a pokątnie i nieoficjalnie, czasem na bazarach.

Fragment mapy Świdnicy z 1884 roku z naniesionymi zabudowaniami, w których mieszkał grabarz. Opisane jako: Jahrt belegenes Grundstück der katholische Kirchengemeinde (tłum. Nieruchomość od lat będąca własnością parafii katolickiej). Zabudowania wyburzone zostały już po II wojnie światowej.

Informacje wzięte niczym z horroru o karmieniu świń ludzkim mięsem także mogą nieść ziarno prawdy. Historia znana była bowiem szeroko w społeczeństwie Świdnicy, przez wiele następnych dziesięcioleci.

 – Ta historia była bardzo głośna w mieście i słyszałem ją wielokrotnie od wielu osób, pamiętających tamte czasy. Było dokładnie tak, jak w cytowanej informacji. Świdnicki grabarz rozkopywał groby osób dopiero co pochowanych, okradał je, a ludzkimi szczątkami miał karmić swoje świnie. Nieco inną wersję słyszałem o tym, jak grabarz wpadł. Jakaś kobieta miała bowiem rozpoznać lalkę swojej zmarłej córki, którą bawiła się córka grabarza. A lalkę tą – jak twierdziła kobieta – włożyła do trumny córki. Z opowieści, które krążyły wiadomo było także, że grabarz miał być Niemcem i miał mieszkać obok cmentarza przy alei Brzozowej, po prawej stronie przed wiaduktem. Dziś jest tam dziki parking, ale kiedyś w tym miejscu znajdował się domek grabarza, który został rozebrany. Jeszcze kilkanaście lat temu widziałem w tym miejscu pozostałą po zabudowaniach gospodarstwa studnię – mówi historyk Sobiesław Nowotny.

Na ile historia o grabarzu jest prawdziwa, trudno dziś wyrokować. Faktem jest, że dość mocno była zakorzeniona w powszechnej świadomości. Jeszcze w latach 70. XX wieku straszono dzieci, aby nie chodziły same koło domu grabarza, tyle że wówczas wskazywano na dom z czerwonej cegły, znajdujący się przy ulicy Pionierów Ziemi Świdnickiej, tuż przy parku, który do 1945 roku także pełnił rolę cmentarza. Odpowiedzi na to, czy w Świdnicy doszło do takich zdarzeń mogłyby dać ewentualnie zachowane akta sądowe (grabarz miał zostać osądzony i skazany). Niestety, akta świdnickich sądów są wręcz dramatycznie zdekompletowane. Wiele z nich zostało spisanych ze stanu i spalonych lub wyrzuconych na makulaturę. Niemniej przy okazji kwerend archiwalnych na pewno zwrócimy uwagę na ten temat.

Andrzej Dobkiewicz (Fundacja IDEA)

13 LIKES

Skomentuj jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mission News Theme by Compete Themes.