Urząd Miejski w Świdnicy poinformował o odkryciu podczas remontu ulicy Kraszowickiej dwóch urn popielnicowych, przeznaczone na złożenie w nich spalonych szczątków zmarłego, by następnie złożyć je w ziemnym grobie.W przesłanej mediom lakonicznej informacji o odkryciu przeczytać możemy, że:
W trakcie prac remontowych przy przebudowie ulicy Kraszowickiej odnaleziono dwie amfory o czarnej, lśniącej powierzchni, zdobione na brzuścach rytym ornamentem w postaci poziomych i skośnych linii. Pochodzą one z kultury łużyckiej, ze starszej fazy okresu epoki żelaza, ok. 750-650 r. p. n. e. (…) Teren, na którym znaleziono amfory to dawny cmentarz łużycki, który odkryto w 1854 roku podczas budowy linii kolejowej do Dzierżoniowa. Badania archeologiczne rozpoczęto tam w 1903 roku, podczas przebudowy tej trasy. Kontynuowano je w okresie powojennym. Zbadano wówczas kilkadziesiąt grobów. Znaleziono w nich urny popielnicowe i przystawki (naczynia) z darami grobowymi, m.in. ptaszki grzechotki, żelazne szpile czy też noże.
Te lakoniczne informacje nie są nowe. Kilkanaście lat temu w zawarł je w jednym ze swoich artykułów o odkryciach archeologicznych na ziemi świdnickiej były, zasłużony dyrektor Muzeum Dawnego Kupiectwa, magister archeologii Wiesław Rośkowicz, który razem z Witoldem Nawalickim opracowali w latach 80. Kartę Ewidencji Zabytku Archeologicznego dla tego stanowiska.
Wydaje się, że odkrycie tego typu, o dużym znaczeniu historycznym warte jest poświęcenia mu więcej uwagi, chociażby ze względów promocyjnych miasta. A już na pewno warto byłoby opisać szerzej sam kontekst znaleziska. Jest to możliwe, bo zachowały się archiwalne opisy miejsca, w którym urny znaleziono i prac, jakie na tym terenie prowadzono.
Odnalezione urny zostały wytworzone przez ludność tzw. kultury łużyckiej, trwającej w okresie od ok. 1300 do 400 r. p.n.e. Rozwijała się na obszarze obecnej Polski, Czech, Słowacji, Ukrainie i południowych Niemiec. Należała do szerokiego kręgu tzw. kultur pól popielnicowych, obejmujących ogromne połacie Europy i których wyróżniającą cechą charakterystyczną było składanie spalonych na stosach pogrzebowych szczątków ludzkich zmarłego do specjalnych urn, które zakopywano w tzw. jamach grobowych.
Kultura łużycka nie była jednorodna, a badacze nadal toczą spory o jej chronologię, zasięg i oddziaływanie. Generalnie przyjmuje się, że funkcjonowała w okresie środkowej i młodszej epoki brązu oraz wczesnej epoki żelaza. Świdnickie znalezisko związane jest z tzw. Grupą Śląską kultury łużyckiej. Funkcjonowała ona na terenie Dolnego Śląska, północno-wschodnich i środkowych Czech i Moraw oraz południowej Wielkopolski i zachodniej Małopolski. Śląski model kulturowy dość silnie oddziaływał na ościenne tereny, co świadczy o wysokim stopniu rozwoju społeczno-kulturowym grupy ludności zamieszkującej te tereny. We wczesnej epoce żelaza ludność należąca do grupy określanej jako Śląska, znalazła się pod bezpośrednim wpływem tzw. kultury halsztackiej (800-450 r. p.n.e.). ta ostatnia swoim zasięgiem obejmowała obszar od Alp aż do południowych obszarów Niemiec, Polski oraz dorzecza Renu i Dunaju. I to na ten właśnie okres datowane jest cmentarzysko ciałopalne w okolicach ulicy Kraszowickiej, z którego pochodzą odnalezione urny.
Po raz pierwszy świat o cmentarzysku popielnicowym pod Świdnicą usłyszał w 1854 roku. Właściwie to nie usłyszał, bo jego odkrycie przeszło bez większego echa. Nie wzbudziło ono na tyle dużego zainteresowania, aby rozpocząć badania archeologiczne. Na ogromną ilość „dziwnych” skorup i glinianych „garnków” natrafiono podczas niwelacji terenu pod budowę linii kolejowej ze Świdnicy do Dzierżoniowa, około ¼ mili od Świdnicy. Odkrycie nie wzbudziło sensacji. W gazecie Schlesiche Zeitung z 12 czerwca 1866 roku pisano, że podczas budowy kolei natrafiono na polach należących do miejscowości Croischwitz i Jakobsdorf (Kraszowice i Jakubów) na wielkie cmentarzysko ciałopalne. W płytkich grobach (jamach) ziemnych miało znajdować się wiele urn i innych naczyń. Podawano wówczas, że z ziemi wygrzebano około 3 tysięcy urn! Ta informacja wydaje się nieprawdopodobna, chociaż cmentarzysko rzeczywiście było duże i według ówczesnych szacunków zajmował powierzchnię nieregularnego prostokąta o wielkości ok. 20 x 60 metrów. Zważywszy jednak na fakt, że w pojedynczym grobie znajdowały się nie tylko urny z popiołami spalonych na stosach pogrzebowych ludzi, ale szereg drobnych tzw przystawek, czyli różnego rodzaju naczyń i przedmiotów glinianych z darami grobowymi, które miały się przydać zmarłym w zaświatach, ilość odnalezionych całych urn i naczyń oraz ich szczątków, rzeczywiście mogła być bliska tej liczbie. Źródła nie donoszą, co się stało ze znalezionymi artefaktami.
To odkrycie obalało wcześniejszą teorię niemieckich uczonych, jakoby obszar ten był niezamieszkały w przez ludność i nie użytkowany przez nią do czasu kolonizacji Śląska w XII wieku. Uważano, że wspomniany teren porośnięty był gęstym lasem i dopiero we wczesnym średniowieczu zostały one wykarczowane, a teren zamieniony w pola uprawne. Lokalizacja tak dużego cmentarzyska obalało teorię o braku osadnictwa w rejonie obecnych Kraszowic i Jakubowa. O odkryciu przez jakiś czas było cicho, chociaż miejsce to w świadomości ludzkiej nie uległo zatarciu i zapomnieniu. Dowodzi tego anegdotyczna wręcz historia z końca XIX wieku. Otóż w 1893 roku pastor Sedzek ze Strzegomia zawiadomił konserwatora zabytków we Wrocławiu, że pewien mieszkaniec obecnego Goczałkowa, zresztą o polsko brzmiącym nazwisku Konowsky, właśnie w miejscu omawianego cmentarzyska w Kraszowicach/Jakubowie – znalazł monetę rzymską, na której z jednej strony wybita była podobizna cesarza rzymskiego Nerona, a na drugiej wyobrażenie świątyni Janusa. Monet została zabezpieczona przez wrocławskich konserwatorów i poddana szczegółowym badaniom. Z komunikatu wydanego w tej sprawie 17 grudnia 1900 roku dowiadujemy się jednak, że owa bezcenna moneta okazała się… falsyfikatem! Odlew wykonano na krótko przed ogłoszeniem jej znalezienia. Anegdota ta poza tym, że fałszerstwa historycznych artefaktów to nie jest domena XX wieku, ale dokonywano ich także w XIX-wiecznej, podświdnickiej wsi dowodzi jeszcze jednej, istotnej kwestii. Uwiarygodnienie znalezienia zabytkowej monety poprzez wskazanie historycznego miejsca jej znalezienia, na którym znajdowało się cmentarzysko ciałopalne, potwierdza istnienie tego miejsca w świadomości ówczesnych mieszkańców.
Na pierwsze badania naukowe tego miejsca trzeba było jednak czekać aż do 1903 roku. 12 lutego świdnicki lekarz dr Bonaventura Stolper, prowadzący praktykę lekarską w budynku przy obecnej ulicy Kościelnej 1, zawiadomił urząd konserwatorski we Wrocławiu, że podczas pieszej wycieczki na peryferiach miasta znalazł większe i mniejsze urny, wydobyte na powierzchnię z płytkich grobów. Tym razem odkrycie wzbudziło duży oddźwięk w środowisku naukowym. Zawiadomiono Muzeum Etnograficzne w Berlinie, trzeba było jednak paru miesięcy, aby przysłało ono na miejsce znaleziska swojego człowieka w osobie archeologa o nazwisku Götze. Przeprowadził on szczegółowe badania wybranego fragmentu obszaru, na którym lokalizował cmentarzysko i sporządził po wykonanych pracach archeologicznych, obszerny, liczący 40 odręcznie zapisanych stron raport na temat samego odkrycia i okoliczności w jakich go dokonano. Ten właśnie raport w archiwach odnalazł współautor tego tekstu Sobiesław Nowotny.
Na podstawie opracowania Götza można stwierdzić, że do ponownego odkrycia cmentarzyska sprzed około 2.500 tysiąca lat doszło w zasadzie dzięki postępowi technicznemu i rozwojowi gospodarczemu ziemi świdnickiej na początku XX wieku. W 1902 roku rozpoczęto bowiem budowę słynnej później Kolei Bystrzyckiej (niem. Weistritztalbahn). Co się wtedy wydarzyło?
Cdn.
Andrzej Dobkiewicz & Sobiesław Nowotny
16 LIKES
Spojrzałem na mapy satelitarne w google map, zaciekawiło mnie położenie cmentarzyska jest ono w maksymalnym zbliżeniu dwóch rzek: Bystrzycy i Piławy. Zdjęcia satelitarne pokazują też starorzecza tych rzek, możliwe że, w dawnych czasach rzeki płyneły znacznie bliżej siebe. Może była tam jakaś duża osada z tego okresu, której granice wyznaczały te dwie rzeki?
Bardzo ciekawe spostrzeżenie, wymagające dalszej analizy. Dziękujemy panie Tomaszu!