W dzisiejszych czasach obecność terrorystów na pokładach samolotów należy do rzadkości. Jednak ponad 40 lat temu w porywaniu samolotów zaczęli specjalizować się właśnie Polacy. Na przełomie lat 70. i 80. XX wieku Polska stała się krajem, w którym najczęściej dochodziło do tego typu porwań. Nie wynikało to jednak z zamiłowania rodaków do terroryzmu lecz z faktu, że w czasach PRL-u, dla tych, którzy chcieli nielegalnie opuścić kraj, droga powietrzna stała się dość często uczęszczaną drogą ku wolności, samolot zaś, idealnym środkiem transportu, mogącym bez większych przeszkód pokonać „żelazną kurtynę”. Przynajmniej w teorii…
Nie był to sposób łatwy i bezpieczny, a jednak wielu rodaków z niego skorzystało. Tak wielu, że w 1981 roku odsetek uprowadzeń samolotów w Polsce wynosił 27%. W rankingach piractwa powietrznego Polska była, wraz z Kubą, w ścisłej światowej czołówce. Często jako miejsce lądowania wybierano lotnisko Tempelhof w Berlinie Zachodnim. Inni chcieli uciekać m.in. do Hamburga. Wśród nich nich był Waldemar Frej (Frey) – 27 letni mieszkaniec Imbramowic (gmina Żarów, powiat świdnicki), który 7 sierpnia 1970 roku, uprowadził samolot PLL LOT typu An-24 na trasie Szczecin- Katowice. Uczestniczka tego lotu – Jadwiga Markuszka tak wspominała te dramatyczne chwile: (…) to był elegancki, dobrze ubrany i przystojny mężczyzna w płaszczu. Siedział przede mną w piątym rzędzie. Po pół godzinie spokojnego lotu ten elegancki pan wstał i wyjął z kieszeni granat. Powiedział, że samolot jest porwany i że on chce lecieć do Hamburga. Zrobiło się zamieszanie, ale stewardesy nas uspokajały. Prosiły, żeby spokojnie siedzieć. Kapitan powiedział przez mikrofon, że lecimy do Hamburga, a porywacz do końca lotu stał z tym granatem w przejściu. Akurat koło mnie, bo przecież siedziałam za nim. Kiedy samolot wylądował, było już ciemno. Kapitan wyszedł z kabiny i powiedział, że jesteśmy w Hamburgu.
Rzeczywistość była jednak zupełnie inna. Pilot oszukał porywacza i wylądował na lotnisku Schoenefelde w Berlinie Wschodnim. Mistyfikację zdradził dopiero po otwarciu drzwi samolotu jeden z oczekujących żołnierzy sowieckich, który odezwał się do porywacza po rosyjsku. Ten odbezpieczył co prawda trzymany w dłoni granat obronny typu F1, lecz wybuch nie nastąpił. W tym czasie na pokładzie samolotu nie było już nikogo. 38 pasażerów wraz z załogą zdążyło uciec przez luk bagażowy.
O wydarzeniu tym pisały niemal wszystkie polskie gazety. „Dziennik Polski” (nr 188/1970) informował: 7 sierpnia miała miejsce nieudana próba porwania samolotu PLL „LOT” AN-24 lecącego ze Szczecina do Katowic. Wkrótce po starcie kapitan nadał komunikat, że jeden z pasażerów uzbrojony w granat ręczny zażądał zmiany kursu i skierowania samolotu do Hamburga. Terrorysta usiłował dostać się do kabiny pilotów, do czego załoga nie dopuściła. Powzięto decyzję wylądowania na lotnisku w Berlinie – Schonefelde (NRD). Sprawca próby porwania znajduje się w dyspozycji władz polskich. Okazał się nim obywatel polski Waldemar Frej, urodzony w 1943 roku, zamieszkały w Imbramowicach, pow. Świdnica. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że Frej uchylał się od obowiązków alimentacyjnych, sprzeniewierzył powierzone mu pieniądze społeczne i dokonał innych przestępstw. Samolot z pasażerami przybył do Katowic następnego dnia w godzinach rannych. W sobotę w godzinach popołudniowych wicepremier Jaroszewicz przyjął załogę tego samolotu w składzie: dowódca kpt. Zbigniew Kwiatek, II pilot Stanisław Szala, mechanik pokładowy Wojciech Dziubek i stewardessa Anna Cierlica. Wicepremier przekazał całej załodze serdeczne wyrazy uznania i podziękowania za odwagę i wzorową postawę.
Z kolei Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa podawała: (…) W zupełnie inny sposób przebiegała nieudana próba z porwaniem samolotu „Lot” w dniu 7 sierpnia 1970 z trasy Szczecin-Katowice. Dokonał jej niejaki Waldemar Frey. Po stracie z lotniska w Szczecinie Frey nakazał pilotowi zmianę kursu na Hamburg. Kpt. Kwiatek, dowódca załogi „An-24” polecenie zaakceptował. Były to jednak pozory. Spryt pilota i głupota porywacza zamiar porwania samolotu unicestwiły. Pilotowi udało się nawiązać łączność z lotniskiem Berlin – Schoenefelde, donieść o uprowadzeniu samolotu i ewentualnej próbie lądowania na tymże lotnisku. Niemcy w mig zmienili napis na gmachu lotniska i po 20 minutach samolot wylądował w „Hamburgu”. Frey podobno był wstrząśnięty, kiedy po rosyjsku „powitano” go na lotnisku.
O akcie oskarżenia przeciwko sprawcy nieudanej próby porwania samolotu, pisał m.in. „Dziennik Łódzki”(nr 211/1970): Prokuratura Wojewódzka we Wrocławiu przekazała Sądowi Wojewódzkiemu w tym mieście akt oskarżenia przeciwko 27-letniemu Waldemarowi Jakubowi Freyowi, zamieszkałemu w Imbramowicach (pow. świdnicki), który 7 sierpnia br. dokonał nieudanej próby uprowadzenia samolotu „Lot”, lecącego ze Szczecina do Katowic. Wraz z W. J. Freyem na ławie oskarżonych zasiądą 19-letni Stanisław Kręcioch i 29 letni Witold Ścierko, obaj z Imbramowic, z którymi Frey od dłuższego czasu planował porwanie samolotu.
Akt oskarżenia zarzuca ponadto Freyowi dokonanie – w okresie bezpośrednio poprzedzającym usiłowanie porwania samolotu – bestialskiego pobicia turystki, przywłaszczenie mienia państwowego i gotówki w wysokości ponad 13 tys. zł oraz uprawianie – wraz z St. Kręciochem – szantażu w celu zdobycia środków finansowych na ucieczkę za granicę.
Po 50 latach od wydarzeń z 7 sierpnia 1970 roku, jedna z mieszkanek Imbramowic relacjonuje: (…) to była cała banda, która dokonywał ciągłych rozbojów, na festynach i zabawach wiejskich, w gospodzie i nie tylko. Było ich tam kilkunastu takich oprychów razem z Frejem. Młodzi i silni to się ludzie ich bali. Za skórą mieli niejedno przestępstwo, kradzież i pobicie. Stróża, który pilnował aleję owocową na Pyszczynie tak pobili, że zmarł i osierocił małe dzieci. Miejscowego milicjanta chcieli porwać jako zakładnika wtedy do tego samolotu i zabrać mu broń, ale im się nie udało. Frej poszedł siedzieć i później jeszcze jeden. Trzeci zginął na torach kolejowych w wypadku albo sam rzucił się pod pociąg, gdy się za nich wzięli. Rozgonili w końcu tą bandę i był spokój.
Za próbę uprowadzenia samolotu Waldemar Frej, został skazany na karę 8 lat pozbawienia wolności, nie licząc pozostałych wyroków. Kapitan Zbigniew Kwiatek na samolotach An-24 latał jeszcze przez kolejne dwa lata. W 1979 roku, przeżył dramatyczne lądowanie w Nowym Jorku, które mogło zakończyć się katastrofą. Siedem lat później dokonał pionierskiego przelotu samolotem PLL LOT z Anchorage na Alasce przez biegun magnetyczny do Polski.
Antonow AN-24. W grudniu 1957 roku radzieckie biuro konstrukcyjne Olega K. Antonowa rozpoczęło prace nad skonstruowaniem dwusilnikowego samolotu komunikacyjnego o napędzie turbośmigłowym, który w lotnictwie cywilnym ZSRR mogłyby zastąpić napędzane silnikami tłokowymi Lisunow Li-2, Iljuszyn Ił-12 i Iljuszyn Ił-14. Pierwszy prototyp został oblatany 20.12.1959 roku, następnie cztery dalsze. Samolot zbudowany został w układzie górnopłata w dążeniu do uzyskania możliwie niskiego położenia podłogi kabiny nad ziemią i wysokiego położenia wlotów do silników dla zapobieżenia zasysaniu ciał obcych przy eksploatacji na lotniskach trawiastych. W drugim prototypie w związku z niedostateczną statecznością kierunkową wprowadzono charakterystyczną brzechwę pod ogonową częścią kadłuba. Podjęcie produkcji seryjnej nastąpiło bardzo szybko, bo już w 1960 roku. Zakłady w Kijowie rozpoczęły produkcję seryjną od 44-miejscowej wersji samolotu. Pierwsze egzemplarze seryjne An-24 gotowe były w 1962 roku. Wejście do regularnej eksploatacji w Aerofłocie nastąpiło 31.10.1962 roku. Samolot An-24 produkowany był do 1978 roku w zakładach państwowego przemysłu lotniczego ZSRR w Kijowie i Ułan Ude w następujących wersjach: 1. An-24W I serii – pierwsza wersja produkcyjna. 44-54 miejsc pasażerskich. Silniki AI-24; 2. An-24W II serii – udoskonalona odmiana wersji pasażerskiej wprowadzona w 1966 roku. Standardowo 50- 52 miejsca pasażerskie. Silniki AI-24A; 3. An-24RW – wersja na zamówienie Zjednoczonej Republiki Arabskiej); 4. An-24T/TW i An-24RT – wersje transportowe. Użytkownikiem samolotów Antonow An-24W były Polskie linie Lotnicze „Lot”, które posiadały 20 maszyn w latach 1966-1991. Wiosną 1966 roku PLL „Lot” zakupiły pierwsze 10 samolotów An-24W. Dostarczone zostały w okresie od marca do czerwca 1966 roku. Otrzymały znaki rejestracyjne SP-LTA do -LTK. Wszystkie te samoloty były 48-miejscowe, lecz wkrótce liczbę foteli zmniejszono do 44. Samoloty należały do pierwszej serii produkcyjnej. Samoloty te weszły na krótsze linie zagraniczne, wypierając z nich Ił-14P. Weszły one także na linie krajowe. W listopadzie 1967 roku „Lot” nabył następny An-24W (SP-LTL). Był to samolot drugiej odmiany produkcyjnej – z dwoma płetwami pod tyłem kadłuba oraz poszerzoną środkową częścią płata, wyposażoną w jednoszczelinową klapę. Wszystkie następne zakupione samoloty były tej odmiany. W lipcu 1968 roku „Lot” otrzymał następny samolot SP-LTM. W dniu 21.01.1969 roku SP-LTE rozbił się podczas nocnego lądowania na polu pod Wrocławiem. Nikt nie odniósł cięższych obrażeń, lecz samolot został skasowany. W marcu 1969 roku przybył samolot SP-LTN. W dniu 2.04.1969 roku w Beskidach uległ rozbiciu samolot SP-LTF. Zginęło wówczas 48 pasażerów i 5 członków załogi. W czerwcu 1969 roku ”Lot” odkupił dwa używane samoloty An-24W (SP-LTO i SP-LTP). W 1970 roku dokupiono jeszcze jeden samolot SP-LTR, w 1972 r. SP-LTS, w 1974- SP-LTT i SP-LTU, a w 1977- SP-LTZ. An-24 wycofano z eksploatacji w 1991 roku. Dane techniczne An-24W: rozpiętość: 29,2 m, długość- 23,53 m, wysokość- 8,32 m, powierzchnia nośna (I odmiana) 72,46 m2, powierzchnia nośna (II odmiana) 74,98 m2; masa własna: 14300 kg, masa użyteczna: 6700 kg, masa całkowita: 21000 kg; prędkość max: 490 km/h, prędkość przelotowa: 400-450 km/h, prędkość lądowania: 150 km/h, wznoszenie: 7,1 m/s, pułap: 8400 m, zasięg: 850 km, zasięg max: 2300 km; napęd: An-24 – 2 silniki turbośmigłowe Iwczenko AI-24 o mocy 1877 kW (2550 KM); Iwczenko AI-24 II serii, o mocy startowej 1654 kW (2550 KM) i nominalnej 1544 kW (2100 KM).
Granat F1. Radziecki ręczny granat obronny F-1 (ros. Граната Ф-1) był kopią francuskiego granatu o tej samej nazwie, używanego podczas I wojny światowej. Był to typowy granat obronny wzorowany na brytyjskim granacie No.5 (bomba Millsa). Tego rodzaju granaty posiadały powierzchnię korpusu naciętą podłużnymi i poprzecznymi rowkami. Ułatwiały one fragmentację granatu na odłamki, których liczba dochodziła do 1000. Duże odłamki mają bardzo duży zasięg (sięgający 200 metrów) i stanowią zagrożenie dla rzucającego. Granat F-1 był używany przez Armię Czerwoną w czasie II wojny światowej i Polskie Siły Zbrojne sformowane w ZSRR, a po jej zakończeniu stał się podstawowym granatem obronnym armii Układu Warszawskiego. Od 1947 granat F-1 był produkowany także w Polsce Ludowej. Od początku lat 90. XX wieku zastępuje go polski granat RGO-88. F-1 jest granatem obronnym, którego głównym elementem jest żeliwna skorupa, wewnątrz której znajduje się materiał wybuchowy (trotyl). Zewnętrzna powierzchnia posiada nacięcia, mające wymusić fragmentację. W górnej części znajduje się otwór gwintowany, w który jest wkręcony zapalnik UZRGM (Uniwersalny Zapalnik Ręcznych Granatów – Modernizowany). Zapalnik ten jest uzbrajany w chwili rzutu. Dane techniczne: wysokość – 117 mm; masa – 400 g (nieuzbrojony), 700 g (uzbrojony), materiał wybuchowy – trotyl, 60 g; typ zapalnika – UZRMG; opóźnienie – 3,2-4 s; zasięg rzutu: 34-45 m; promień rażenia: 200 m; liczba odłamków: do 1000 sztuk.
Bogdan Mucha
Żarowska Izba Historyczna
24 LIKES
witam.Znam trochę inną historię . Porywacz dostał się do kabiny pilotów ,ale nie znał się na nawigacji i załoga pokazując mu jeziora wokół Berlina powiedziała iż jest to ujście Łaby k Hamburga co rozluźniło porywacza(przedstawił się załodze chyba jako nauczyciel geografii) .Po wylądowaniu Niemcy ściągneli pod samolot zwykłą kompanię wojska .Nie było jeszcze wtedy antyterrorystów . Żołnierze nie bardzo wiedzieli co robić , a trafił się rosyjski oficer ,który nie orientując się zbytnio co się dzieje wypytywał po rusku dosyć głośno .Porywacz usłyszawszy to wykrzyknął „to ruscy są w RFN”, ale praktycznie nie miał już zakładników . Żołnierze dalej stali nic nie robiąc . Dopiero mój ojciec próbował wyrwać karabin jednemu z nich i padła komenda od niemieckiego oficera i równocześnie wszyscy przeładowali broń i porywacz się poddał . Wojskowy ,który załatwił porywaczowi granat też dostał kilka lat więzienia . natomiast PLL LOT otrzymało od stowarzyszenia przewoźników IATA mocną reprymendę za narażenie życia pasażerów . Co do przelotów przez biegun północny były to loty czarterowe dla wymiany załóg polskich statków rybackich . Wcześniej loty odbywały się Gdańska/Szczecina do Montrealu , a następnie po zmianie personelu latającego i dotankowaniu lot był kontynuowany do Vancouver lub Ankorage . Ktoś wyliczył, iż bez międzylądowania można to wykonać lecąc przez biegun północny .