W związku z planowaną budową ronda w miejscu obecnego skrzyżowania dróg Świdnica-Świebodzice i Komorów-Witoszów, portal Świdnica24.pl przypomniał niedawno o pomniku stojącym przy tym skrzyżowaniu, a poświęconym zamordowanemu w pobliżu w 1948 roku milicjantowi Franciszkowi Biskupowi.
Był on jednym z dwudziestu funkcjonariuszy MO, ORMO i bezpieczeństwa, poległym w latach 1945-1950 na terenie powiatu świdnickiego (według zestawienia opracowanego przez ŚPH).
Napis na wspomnianej tablicy odsłoniętej w 1973 roku brzmi:
W XXV ROCZNICĘ POWSTANIA PRL
PAMIĘCI POLEGŁEMU W DN. 1 VII 1948 R.
W OBRONIE WŁADZY LUDOWEJ
MILIC. FRANCISZKOWI BISKUP
UR. 1 IX 1919.
SPOŁECZEŃSTWO
Jakby wyprzedzając opis zdarzeń związanych z zabójstwem Franciszka Biskupa należy stwierdzić, że na pomniku podana jest zła data śmierci, która miała miejsce nie 1 lipca 1948 roku, a 13 czerwca 1948 roku.
W powojennych publikacjach poświęconych Świdnicy można znaleźć bardzo lakoniczne informacje o tym zabójstwie. Z tych skromnych informacji wynika, że Franciszek Biskup udał się rowerem w dniu 13 czerwca 1948 roku na patrol do Mokrzeszowa. Jechał rowerem po drodze, która dzisiaj ma status drogi krajowej nr 35. Około 3 kilometry za Słotwiną z pola porośniętego zbożem miał zostać oddany strzał z pistoletu. Milicjant został trafiony i upadł na szosę. Wtedy miał zostać dobity drugim strzałem. Po zabójstwie dwaj sprawcy mieli mu zabrać karabin i dokumenty oraz uciec polami do lasu w kierunku Witoszowa Dolnego.
Kwerenda w archiwach pozwoliła na odnalezienie nieopracowanych do tej pory w żadnych publikacjach protokołów z przeprowadzonego śledztwa w sprawie tego zabójstwa. Mało tego udało się przy okazji odnaleźć dwa, nieznane i niepublikowane do tej pory zdjęcia z tego zdarzenia, które chociaż słabe jakościowo, stanowią jedyną ilustrację zabójstwa, jakie miało miejsce wiosną 1948 r.
Franciszek Biskup urodził się 1 września 1919 roku w miejscowości Psary (gmina Bodzentyn, powiat kielecki). Ukończył 6 klas szkoły powszechnej i do 21 roku życia mieszkał wraz z rodzicami, pracując na ich gospodarstwie rolnym w Bodzentynie. W 1940 roku został skierowany na roboty przymusowe do Niemiec, gdzie do 1945 roku pracował w gospodarstwach rolnych. W jednym z dokumentów jest lakoniczna informacja, że z nieznanych powodów był ścigany przez Niemców i wyjazd na roboty do Niemiec miał być dla niego ratunkiem, przed innymi konsekwencjami ze strony okupanta. Ta kwestia jednak nie jest szczegółowo rozwinięta. Po zakończeniu działań wojennych zgłosił się do obozu przesiedleńczego, ale minął ponad rok, zanim 23 września 1946 roku wrócił do rodzinnego Bodzentyna. Z niewiadomych powodów – ale podobnie – jak ogromna rzesza Polaków z centralnej Polski – postanowił ułożyć sobie życie na nowo na ziemiach zachodnich. Być może poszedł w ślady brata Jana Biskupa, który także po powrocie z robót przymusowych w Niemczech, wstąpił do milicji gdzieś na ziemiach zachodnich. Początkowo Biskup chciał wstąpić do MO w Bodzentynie (zgłosił się, ale nie stawił się do służby), postanawiając ostatecznie wyjechać na zachód. W ten sposób przyjechał do Świdnicy.
Do służby w milicji Franciszek Biskup zgłosił się 4 grudnia 1946 roku w charakterze milicjanta w plutonie operacyjnym komisariatu miasta komendy powiatowej MO w Świdnicy, składając zobowiązanie, że będzie:
1. Służyć wiernie Rządowi i Krajowej Radzie Narodowej.
2. Zdecydowanie stać na straży państwa Demokratycznego, zwalczać i ścigać przestępców pospolitych i wrogów demokracji.
3. Sumiennie wykonywać rozkazy przełożonych i być wzorem dyscypliny i karności w służbie MO.
4. Stać na straży ładu i porządku publicznego
5. Zdecydowanie prowadzić walkę z nadużyciami w szeregach MO.
6. Tajemnicy służbowej dotrzymać i nigdy jej nie zdradzić.
7. Nie wystąpić z szeregów MO przed upływem 3 lat.
W razie niedotrzymania warunków zobowiązania będę ukarany według prawa o czym zostałem z góry uprzedzony.
Zacytowaliśmy pełen tekst zobowiązania, które musiał podpisywać każdy wstępujący do milicji z dwóch powodów. Pomijając aspekty ideologiczne, związane z deklarowaną wiernością Krajowej Radzie Narodowej, uwagę zwracają punkty 5. i 7. Jeżeli w zobowiązaniu wpisano walkę i to „zdecydowaną” z nadużyciami w MO oznacza to, że musiał być to duży problem dla ówczesnych władz. Pamiętać należy, że do nowej władzy opanowanej przez komunistów, ówczesne społeczeństwo miało ograniczone zaufanie i z tego powodu do służby w milicji nie garnęło się zbyt wielu chętnych. W wielu przypadkach były to osoby przypadkowe, bez odpowiedniego przygotowania, wykształcenia i świadomości społecznej. W takim wypadku różnego rodzaju nadużycia – biorąc pod uwagę chociażby trudne warunki życia – były zjawiskiem nagminnym, także w wypadku służby odpowiedzialnej za porządek i bezpieczeństwo. Te problemy kadrowe milicji uwzględnione zostały także w punkcie 6. zobowiązania, który mówił o tym, że po zgłoszeniu się do służby w MO, przez trzy lata nie można było z niej zrezygnować.
Oprócz zobowiązania Franciszek Biskup musiał przedstawić świadectwo zdrowia i zdolności do służby (nie było przeciwwskazań) oraz zaświadczenie o niekaralności i o tym, że podczas okupacji nie działał na szkodę Państwa Polskiego, co jak się wydaje było powszechnym chyba warunkiem przyjęcia do milicji.
Kandydatura Franciszka Biskupa na milicjanta została oficjalnie zatwierdzona rozkazem personalnym Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej we Wrocławiu w dniu 10 grudnia 1946 roku.
W archiwach zachował się dokument z marca 1947 roku z jego charakterystyką służbową i opinią. Czytamy w niej między innymi:
Tajemnicy służbowej dochowa. Zmysł organizacyjny średnio rozwinięty [od red. w kolejnej charakterystyce z końca 1947 roku wspomniano już o dobrzej organizacji pracy i planowaniu]. Wkłada dużo wysiłku, aby mógł należycie wywiązywać się z nałożonych obowiązków, przy czym osiąga dobre wyniki. W stosunku do przełożonych karny, do kolegów koleżeński, do interesantów uprzejmy. Bardzo pracuje nad pogłębieniem swoich wiadomości (…) Zachowanie się jego na służbie przykładne, poza służbą bez zarzutu. Nałogów żadnych nie posiada. Dochodów pobocznych nie ma i nie ujawnia chęci korzyści materialnych (…) Przed 1939 rokiem polityką się nie zajmował (…) Po wyzwoleniu idzie po linii polityki obecnego Rządu i wstępuje do PPR [od red. Polskiej Partii Robotniczej] jako członek. Do obecnego Rządu i władz jest ustosunkowany dobrze. Do ZSRR i innych sojuszników jest ustosunkowany lojalnie. Na zebraniach partyjnych zabiera głos na tematy polityczne. Z podejrzanymi politycznie kontaktu nie ma. W rozmowach swoich szczery.
Z tej charakterystyki Biskupa wynika, że był typowym człowiekiem o skromnym wykształceniu, który w oparciu o nową władzę, chciał budować swoją przyszłość w nowej rzeczywistości polityczno-społecznej Polski. W zachowanych aktach nie ma żadnej informacji o ewentualnej jego działalności jako milicjanta, związanej ze zwalczaniem opozycji, organizacji podziemnych czy innych, pozostających w opozycji do władz komunistycznych. Wydaje się, że był funkcjonariuszem pełniącym głównie funkcje porządkowe na terenie najpierw miasta, a następnie powiatu.
Podczas śledztwa przesłuchano kilkanaście osób, w tym jak się okazało część świadków tego wydarzenia. Jednym z nich był Marian Jóźwiak, który w dniu zabójstwa wracał do Świdnicy z Mokrzeszowa. Zeznał między innymi:
Dnia 13 czerwca 1948 roku około godziny 20.30 wracając od siostry z Mokrzeszowa wraz z żoną i synkiem 11-miesięcznym, którego wiozłem w koszyku umieszczonym na kierownicy roweru, na 6 kilometrze od Świdnicy w stronę Świebodzic usłyszałem dwa strzały (…) w obronie własnego życia, żony i syna wjechałem wraz z żoną i dzieckiem do fosy [od red. do rowu melioracyjnego przy drodze]. Ja padając słyszałem krzyk i ujrzałem jak jeden z dwóch napastników odebrał milicjantowi broń. Milicjant momentalnie upadł na jezdnię na wznak. Po dokonanym napadzie zabranym karabinem, szybkim biegiem przeskoczyli przez fosę, kierując się w południowo-wschodnim kierunku. Z fosy zawróciliśmy do auta s defektem stojącego na szosie, celem połączenia się z obecnymi w aucie.
Podobne zeznania złożyli Tadeusz Bednarski, który jechał z małżeństwem Jóźwiaków, dodając:
Po jakiś dwóch lub trzech minutach nadjechało auto ciężarowe z wycieczkowiczami i zatrzymałem to auto i udaliśmy się wobec większej ilości osób na miejsce wypadku. Wówczas stwierdziłem, że osoba leżąca na środku szosy na wznak z głową w kałuży krwi był Milicjant, czapka jego leżała obok z urwanym paskiem, torba służbowa była przy nim, Milicjant ten nie dawał znaku życia, w tym momencie nadjechało auto osobowe, które zatrzymałem i poprosiłem osoby znajdujące się, by jak najszybciej zawiadomili najbliższy posterunek MO, znajdujący się w Zamkowie… [od red. obecnie Słotwina, gmina Świdnica].
Podróżujący samochodem zawiadomili posterunek w Słotwinie, bo wracając rowerami do Świdnicy Marian Jóźwiak spotkał – także jadącego na rowerze ze Słotwiny – milicjanta, który dopytywał o miejsce zdarzenia.
Około godziny 24.00 na miejscu zabójstwa przybyli milicjanci z psem, który podjął trop i skierował się przez pola, którymi uciekali zabójcy w kierunku Witoszowi Dolnego. Doprowadził ich do majątku rolnego, zajętego i użytkowanego przez żołnierzy Armii Czerwonej:
(…) przy bramie, w miejscu rozrzuconego nawozu naturalnego, pies ślady zgubił, a dalsze poszukiwania nie dały rezultatu. Drugiego dnia tj. 14 czerwca 1948 r. za zgodą prokuratora Armii Czerwonej w Świdnicy, w obecności dwóch żołnierzy NKWD, w wyżej wspomnianym majątku przeprowadzono rewizje oraz rozpytano robotników, jednak bez rezultatu.
Wątek „sowiecki” w śledztwie był o tyle uzasadniony, że przez pewien czas o dokonanie zabójstwa podejrzewani byli dezerter z sowieckiej armii – Karpiejew oraz Polak Bolesław G. ze Świebodzic. Obaj z użyciem pistolety „TT” – identycznym z jakiego został zastrzelony Franciszek Biskup – dokonali napadu na sklep galanteryjny w Świebodzicach. Obaj nie przyznali się do zabójstwa i zeznali, że w tym dniu przebywali w Wałbrzychu.
W toku dalszego śledztwa wytypowano kilka osób podejrzanych o ewentualne dokonanie zabójstwa. Przesłuchanie jednego z nich – Stanisława L., wskazało potencjalnego zabójcę. Według jego zeznań, razem ze znajomym Franciszkiem B. udał się feralnego dnia na zabawę do Mokrzeszowa. Podczas powrotu:
(…) Dochodząc do szosy Świebodzice – Świdnica, ujrzeliśmy na szosie milicjanta idącego w kierunku na Mokrzeszów, nim my doszliśmy do szosy Milicjant nas minął, myśmy podążyli za nim. Dochodząc do Milicjanta B. Franek wyciągnął pistolet (podobny do tego, który został mi w tej chwili okazany) i uderzył w tył głowy milicjanta. Ja stałem z boku. Milicjant po uderzeniu upadł na szosę na ukos na lewy bok, natomiast ręce miał rozrzucone z przodu. Następnie B. Franek oddał dwa strzały ze swego pistoletu, z tyłu zerwał mu automat z pleców i odskoczył w bok w lewą stronę szosy, a ja za nim (…) W lesie rozeszliśmy się. B. Franek wraz z automatem udał się do lasu w kierunku kryjówki, ja natomiast udałem się do wsi Pogorzały.
W kolejnych zeznaniach Stanisław L. zaprzeczył jednak, jakoby w ogóle znał Franciszka B.! Mało tego, kolejni świadkowie zeznali, że 13 czerwca Stanisław L. około godziny 20-21 był widziany w Pogorzale, co eliminowało go, jako potencjalnego zabójcę. Śledztwo komplikował fakt, że macocha Stanisława L. zeznała, że czyszcząc jego spodnie zauważyła na nich plamy krwi, a poza tym był on ubrany w tym dniu podobnie jak w zeznaniach określili jednego z zabójców świadkowie – spodnie w paski i ciemna marynarka. Na dodatek podczas rewizji znaleziono w jego domu pistolet „TT”, a z takiej właśnie broni łuski, znaleziono także w pobliżu zabitego milicjanta.
Do śledztwa niewiele wniosło przesłuchanie narzeczonej Franciszka Biskupa – Heleny Olejnik oraz kolejnych podejrzanych. W zachowanych aktach śledztwa i w sprawozdaniu ze śledztwa brak adnotacji o oskarżeniu jakiejkolwiek osoby o zabójstwo Franciszka Biskupa:
Żadnych materiałów w sprawie Biskup Franciszek nie otrzymano, jak również nie ma żadnych poszlaków.
Do sprawy wrócono jeszcze w latach 50., ale stwierdzono wyłącznie, że żadnych nowych materiałów nie pozyskano. Ustalono jedynie, że Franciszek Biskup 13 czerwca około godz. 19.30 udał się z posterunku w Słotwinie na obchód pieszo (nie rowerem, jak podawano w późniejszych wzmiankach) w kierunku Mokrzeszowa. Około 3 kilometrów za Słotwiną został zabity dwoma strzałami z pistoletu typu „TT”. Skradziony został mu pistolet maszynowy typu PPSz, czyli popularna „pepesza”. Ten pistolet zresztą „wypłynął” w 1949 roku w województwie poznańskim, gdzie pod dom sołtysa w jednej ze wsi podrzucona została broń, w ostatnim dniu ogłoszonej akcji zdawania broni przez osoby cywilne, która jak się okazało po zidentyfikowaniu numerów, należała do Franciszka Biskupa.
Zabity milicjant został pochowany na cmentarzu parafialnym w Świdnicy przy Alei Brzozowej. Z informacji uzyskanych w firmie Ostatnia Posługa administrującej tym cmentarzem wynika, że jego grób się nie zachował. Nie ma tego nazwiska w aktualnym wykazie komputerowym, co oznaczałoby, że grobem nadal się ktoś opiekuje, nie ma informacji o nim także w księgach pochówków, które jednak zachowały się dopiero dla lat 50. XX wieku.
Miejmy nadzieję, że planowana budowa ronda nie sprawi, że pomnik zniknie, a być może uda się poprawić błędną datę śmierci Franciszka Biskupa.
Andrzej Dobkiewicz (Fundacja IDEA)
9 LIKES
i komu potrzebny jest pomnik zabitego ormowca? wstyd taku pomnik utrzymywac
To nie był „ormowiec” tylko milicjant. A pomnik upamiętnia jego morderstwo, które bez względu na okoliczności pozostaje zawsze morderstwem.
Pozdrawiamy
Za PRL -u nie zadbali o grob umacniejacego ich wladze…
To o czyms swiadczy…
Nie warto sie narazac dla kogokolwiek,procz rodziny..