Pisaliśmy już na łamach ŚPH o zapomnianej ucieczce 24 jeńców alianckich z obozu w Świdnicy, jaka miała miejsce 19 marca 1918 roku. W zasadzie ucieczka ta jest zapomniana w samej Świdnicy, bo jak na razie – z wyjątkiem opracowania tematu dokonanego historyka Sobiesława Nowotnego przy współpracy autora tego artykułu – wydarzenie to godne niezłego scenariusza filmowego – nie zostało w żaden sposób upamiętnione (o ucieczce czytaj tutaj: Sensacyjna ucieczka jeńców)
Zupełnie inna sytuacja jest za granicą, gdzie wśród potomków owych 24 śmiałków, pamięć o niezwykłej eskapadzie jest bardzo żywa. Dzięki pomocy naszego współpracownika – Pana Zbigniewa Wołowicza (czytaj tutaj: Świnie na drodze do wolności) Świdnicki Portal Historyczny nawiązał kontakt z grupą potomków uciekinierów ze świdnickiego obozu, którzy od jakiegoś czasu badają temat ucieczki, nosząc się z zamiarem przygotowania o niej książki.
Kontakt okazał się niezwykle cenny, gdyż pozwolił na wymianę wielu informacji, które przynoszą nowe – niekiedy sensacyjne fakty – na temat nie tylko ucieczki, ale także w odniesieniu do warunków obozowego życia. Jest to tym bardziej cenne, że dotychczasowe opracowania tematu powstały przede wszystkim o archiwalne źródła niemieckie. Teraz mamy natomiast do czynienia z relacjami i wspomnieniami, które zebrali potomkowie od uczestników wydarzeń sprzed 103 lat!
Poniżej przedstawiamy najważniejsze z nowych dla nas ustaleń, które pochodzą bezpośrednio od uczestników tych wydarzeń, a spisane zostały przez ich potomków. Wiele z nich wymaga jeszcze weryfikacji i potwierdzenia, ale są niezwykle cenne i poszerzają naszą wiedzę o tym wydarzeniu.
1. Według uzyskanych świadectw ucieczka nie odbyła się jak sugerowano w źródłach niemieckich tunelem prowadzącym w kierunku dawnej kawiarni Promenaden Cafe, lecz tunelem zaczynającym się w baraku nr 4 i przechodzącym pod murem oddzielającym teren obozu od terenu na którym znajdował się lazaret wojskowy. Wylot tego tunelu znajdował się w szpitalnej świniarni. Tunelem w kierunku Promenaden Cafe miało uciec w innym czasie dwóch innych jeńców, ale ta informacja wymaga potwierdzenia. Prób ucieczek ze świdnickiego obozu miało być zresztą kilka.
2. Jeńcy pracowali przy drążeniu przynajmniej czterech tuneli, z których tylko dwa zostały ukończone.
3. Dzięki prezentowanej poniżej mapce, narysowanej na podstawie wspomnień jednego z alianckich oficerów, którzy uciekli nocą 19 marca – Aubreya Roberta Maxwella Rickardsa – poznaliśmy dokładną trasę ucieczki dwóch pułkowników (mogli być to Ernest Murphy, Frank Hudson lub Georg Avey). Znamy także dokładne usytuowanie pomieszczeń obozowych, wartowni, strażników itp. To, czego do tej pory mogliśmy się domyślać, teraz mamy potwierdzone.
4. Okazało się, że jeńcy alianccy pracowali w różnego rodzaju warsztatach – np. stolarskim, które były urządzone między innymi w istniejącym do chwili obecnej (własność prywatna) budynku tzw. pralni, znajdującym się po drugiej stronie ulicy sprzymierzeńców.
5. I kolejna niebywała rzecz. Jak przekonuje nas zdjęcie na końcu tego tekstu, jeńcy nie tylko zorganizowali w obozie teatr czy mecze piłki nożnej. Rozgrywali również mecze… rugby!
Po pierwszym kontakcie z jedną z potomkiń, mieszkającą w Australii – Robyn Ford, skontaktowali się z nami także wnuczka i wnuk jednego z uciekinierów – porucznika Arthura Harolda Madilla Copelanda. Gail i John Copeland mieszkający w Kanadzie, starają się zebrać jak najwięcej materiałów na temat ucieczki, aby móc przygotować na ten temat książkę. Trwa również między nimi a ŚPH wymiana informacji, czego efektem jest chociażby wspomniana wyżej mapa obozu czy kilka nieznanych wcześniej zdjęć związanych z obozem. Jak zapewniają Gail i John, cały czas zdobywają nowe informacje i materiały, które będą chcieli zamieścić w planowanej książce. Świdnicki Portal Historyczny zadeklarował także pomoc w zbieraniu tych materiałów.
Uzyskaliśmy także zgodę Gail (dziękujemy!) na przetłumaczenie jednego z jej materiałów na temat ucieczki jeńców, w którym jest wiele nieznanych wcześniej szczegółów, jak chociażby ten, że wejście do tunelu ucieczkowego znajdowało się w baraku nr 4. Poniżej tekst Gail.
Andrzej Dobkiewicz (Fundacja IDEA)
UCIECZKA ZE SCHWEIDNITZ – 19 marca 1918 r.
Oficerowie – jeńcy wojenni nieustannie myśleli i planowali, jak mogą uciec. Wielu uważało, że to ich obowiązek. Być może chcieli wrócić do walki na wojnie; może warunki odosobnienia były nie do zniesienia lub po prostu chcieli wrócić do domu, do bliskich. Według Erica Fultona, jednego z dwudziestu czterech mężczyzn, którzy wydostali się w nocy 19 marca 1918 roku, każdy obóz utworzył komitet ucieczki. Gdyby ktoś wpadł na pomysł ucieczki, która miałaby szanse powodzenia, cały obóz zaczynał zbierać niezbędne wyposażenie, jakie mógł się przydać. Jeśli był plan ucieczki, więźniowie musieli uzyskać pozwolenie komitetu na rozpoczęcie realizacji następnego, kolejnego planu. Dzięki temu w przypadku wykrycia jednej próby ucieczki i przeszukania obozu strażnicy nie odkryliby przypadkiem innych, prowadzonych prac.
Jeśli jeńcy cierpieli na klaustrofobię lub być może nosili kilka dodatkowych kilogramów, to uniemożliwiało im to ucieczkę przez tunel o średnicy dwudziestu cali. Tunel użyty do tej ucieczki był na tyle szeroki, że mężczyzna mógł czołgać się na brzuchu, używając łokci i kolan. Powiększenie go oznaczałoby dłuższy czas realizacji i większe prawdopodobieństwo załamania. Mój dziadek – Arthur Copeland, był dobrym kandydatem do tego przedsięwzięcia – miał około pięciu stóp, osiem cali wzrostu i ważył sto dwadzieścia pięć funtów. Słabe samoloty używane podczas I wojny światowej nie były w stanie unieść dużej masy, więc Królewski Korpus Lotniczy miał tendencję do rekrutowania ludzi o niższym wzroście. Nic dziwnego, że ponad połowa uciekinierów pochodziła z Korpusu Lotniczego.
Myślę, że pomocne będzie spojrzenie na poniższą mapę. Można znaleźć lokalizacje kilku konstrukcji wymienionych w tym artykule. Mapa została narysowana przez Aubreya Rickardsa wraz z drogami ucieczki.
Przed udanym tunelem, którego wejście było w baraku nr 4, rozpoczęto kopanie i ostatecznie zaniechano kontynuacji prac przy kilku innych. Według uciekiniera, Aubreya Rickardsa, pierwszy tunel rozpoczęto koło kościoła, drugi tunel rozpoczęto w studni, znajdującej się pośrodku placu ćwiczeń, a trzeci tunel znajdował się pod podłogą kuchni.
Aby umożliwić kopaczom dostęp do piwnicy baraku nr 4, podważono dwie deski podłogowe. Piwnica była używana głównie do przechowywania ziemniaków, warzyw i niektóre towary w skrzyniach. Po usunięciu cegieł ze ścian jeńcy zaczęli kopać. Część gruzu i ziemi można było rozrzucić w piwnicy, a część wyrzucano na zewnątrz. Tunel kopano na zmianę i mógł to robić tylko pojedynczy człowiek. Inni mężczyźni stali na straży na wypadek, gdyby pojawił się wartownik. Powietrze w tunelu było bardzo złe, więc zmiany były krótkie. Należało dołożyć wszelkich starań, aby ograniczyć kontakt z bokami tunelu. Nikt nie chciał zostać zasypany. Kiedy wychodzili z tunelu pokryci brudem, musieli szybko przebrać się w czyste ubranie. Aubrey Rickards powiedział, że ich jedynymi narzędziami były śrubokręt i blaszana blaszka [od red. Niemcy pisali o łyżce i kubku]. Po sześciu tygodniach wydawało się, że tunel był wystarczająco długi – miał dwadzieścia cztery stopy. Po przebiciu się przez zewnętrzny mur otaczający cały dziedziniec więzienia, nadszedł czas na tunel w górę. Pierwsza próba dotarcia na powierzchnię zakończyła się niepowodzeniem, gdyż kopiący dotarli do betonowej przeszkody i musieli wykopać niewielkie obejście. Okazało się, że tą przeszkodą jest posadzka chlewu. Przy drugiej próbie przebicia się odnieśli sukces. Oczywiście wyjście było na środku chlewu!
Chociaż faktyczne kopanie było prowadzone tylko przez garstkę oficerów, było wielu innych, którzy pomagali w usuwaniu gruzu i ziemi z tunelu, stali na straży podczas drążenia tunelu i znajdowali materiały potrzebne do ucieczki. Czterdziestu ośmiu mężczyzn miało nadzieję uciec w nocy 19 marca 1918 roku. Przez cały dzień ci ludzie przynosili swoje bagaże do baraku nr 4. Zestawy składały się z plecaków, w których znajdowały się wszystkie im rzeczy, które mogły się przydać na wolności. Nauka języka niemieckiego była popularną rozrywką więźniów. Jeśli ktoś, kto planował ucieczkę, mówił dobrze po niemiecku, miał dużo większe szanse powodzenia niż ci, którzy mówili tylko po angielsku.
Ci mężczyźni, którzy regularnie spali w baraku nr 4, ale nie brali udziału w ucieczce, zamieniali się miejscami z potencjalnymi uciekinierami. Do momentu apelu, który miał miejsce o godz. 20.00, wszyscy uciekinierzy byli już w baraku nr 4. Grupa żołnierzy, którzy kopali tunel weszli do niego pierwsi. Niestety, tylko dwudziestu czterem z czterdziestu ośmiu nadziei udało się uciec, gdy dwudziesty piąty utknął w tunelu. Zdecydowano, że wszyscy będą podróżować w grupach po dwie osoby. Ponieważ po przejściu pierwszej grupy nie padł żaden strzał, druga grupa ruszyła. Trwało to w dziesięciominutowych odstępach aż do wczesnego rana 20 marca 1918 r. Było wiele opóźnień, ponieważ niektórzy utknęli w ciasnym tunelu i musieli być popychani i ciągnięci z obu stron.
Było zimno o tej porze roku, a na ziemi wciąż leżał śnieg. Przedzieranie się w kierunku neutralnych granic, oddalonych o prawie osiemset kilometrów, było trudnym wyzwaniem. Dwudziestu czterech mężczyzn wyszło z tunelu i zniknęło w nocy. Niektórzy zostali schwytani następnego dnia, podczas gdy inni przetrwali tygodnie. 28 marca zostało tylko dwóch mężczyzn na wolności. Wielu z nich zostało schwytanych na dworcach kolejowych, inni w miastach lub podczas ukrywania się w lasach. Rozeszli się we wszystkich kierunkach. Niektórzy kierowali się do Szwajcarii, a inni do Holandii. Zapisy wskazują, że kilku mężczyzn pokonało blisko dwieście kilometrów, zanim zostali schwytani. Jak ciężko było to osiągnąć, przemieszczając się głównie w nocy. Niestety, na początku kwietnia 1918 roku wszyscy zostali złapani.
Gail Copeland – wnuczka Arthura Copelanda
13 LIKES
Skomentuj jako pierwszy!