Press "Enter" to skip to content

Czytelnicy piszą (21): Wspomnienia żołnierza

Spread the love

Po publikacji artykułu Ziemia narodu sowieckiego? o historii Pomnika Wdzięczności żołnierzom Armii Radzieckiej odezwał się do nas Wołodymyr Ksiondz z miejscowości Krasiłów na Ukrainie, który przez siedem lat swojej służby w armii stacjonował w Świdnicy. Podzielił się z nami swoimi wspomnieniami na ten temat.

Wołodymyr Ksiondz w czasie pełnienia służby w Świdnicy

W Armii Radzieckiej służyłem od 1978 roku do 1983 roku. Spośród nich prawie 5 lat w Świdnicy. To jest miasto mojej młodości. W różnych okresach mieszkałem przy ul. Ułańskiej 3, Gdyńskiej 3, Mickiewicza 3 i Kościelnej 36.

Po półrocznej służbie w jednostce szkoleniowej na terenie ZSRR, na początku listopada 1978 r. zostałem przewieziony samolotem na Krzywę (lotnisko wojskowe), stamtąd do Świętoszowa (dowództwo dywizji czołgów), a następnie do Świdnicy, gdzie stacjonował pułk artylerii samobieżnej, który miał koszary w kwartale przy ulicach Gdyńskiej-Parkowej. Był to prawdopodobnie 6 listopada, bo następnego dnia po raz pierwszy poznałem miasto.

Byłem o dwa lata starszy od pozostałych, bo studiowałem w szkole pedagogicznej i zdałem sobie sprawę, że to, co wydarzyło się 7 listopada było częścią sowieckiej propagandy. Rankiem 7 listopada żołnierze ustawili się w kolumnach z karabinami szturmowymi Kałasznikowa na piersiach i przemaszerowaliśmy w szyku przez część miasta wzdłuż ulicy Kościelnej, 1 Maja, pl. Lenina, a potem w dół do ZWAP-u i na cmentarz wojskowy (wtedy to było poza miastem). Była uroczysta formacja, przemówienia władz, strzelanie z AK (salut), składanie wieńców pod pomnikiem na cmentarzu.

Złożenie kwiatów pod pomnikiem na cmentarzu przy ulicy Waleriana Łukasińskiego (1979 r.)

Nikt nawet nie wspomniał o pomniku na pl. 1000-lecia Państwa Polskiego…

Zgodnie z tradycją sowiecką, komunistyczni subbotnicy i ja, młody i patriotyczny zaproponowaliśmy oficerowi politycznemu jednostki (dowódcą naszej jednostki był komendant garnizonu sowieckiego w Świdnicy) uporządkowanie tego pomnika. Poszedłem tam z dwoma żołnierzami. Oczyściliśmy teren przy pomniku oraz sam obelisk z czerni i brudu. Żołnierze podparli mnie rękami, a ja stojąc na dole (mój wzrost to 185 cm) sięgnąłem rękami po gwiazdę i pędzlem pomalowałem na czerwono, bo miejscami była zardzewiała. Gwiazda została wykonana z blachy stalowej (grubość gwiazdy to około 5 cm). Warto zauważyć, że na przedniej stronie gwiazdy wyraźnie widoczny był ślad (głębokość do 5 mm) po kuli z tępym końcem.

Rysunek autora wspomnień przestrzelonej gwiazdy

Czy ktoś strzelił w nią z pistoletu? Po tym dniu nigdy nie zauważyłem ani wojska radzieckiego, ani obywateli polskich w pobliżu tego pomnika. Wszystkie uroczyste wydarzenia odbywały się zawsze  na cmentarzu wojskowym przy ulicy Łukasińskiego.

A jak wyglądały relacje z ludnością polską? Poborowi poza ZSRR w większości przypadków byli izolowani na terenie swoich jednostek wojskowych. W Świdnicy były  to: pułk artylerii – ulica Gdyńska, Parkowa; dywizja artylerii rakietowej, batalion samochodowy – ulica Armii Krajowej; pułk przeciwlotniczy i dywizja rakietowa – ulica Wałbrzyska. Z jednostek tych, niekiedy w święta sowieckie, żołnierzy prowadzono ulicami miasta do Domu Oficera przy ulicy Pionierów [od red. obecnie Pionierów Ziemi Świdnickiej]. Dużym przeżyciem dla każdego żołnierza był przypadek, gdy oficer lub chorąży zabierał go ze sobą do miasta. Dobrze pamiętam, jak półtora miesiąca po moim przyjeździe do Świdnicy oficer zabrał mnie ze sobą do miasteczka, gdzie kupiliśmy kryształ w sklepie przy Rynku (o ile mnie pamięć nie myli, to było na ulicy Kazimierza Pułaskiego).

Niektórzy żołnierze posiadali specjalne przywileje: kierowcy samochodów dowódców jednostek, kierowcy samochodów tylnych i pomocniczych, kierowcy samochodów służbowych. Mieli prawo wyprowadzania samochodów poza teren jednostek wojskowych. Z przywileju tego korzystali także sygnaliści, którzy w garnizonie zapewniali łączność przewodową telefoniczną.

Pod pomnikiem na cmentarzu wojskowym przy ulicy Waleriana Łukasińskiego

Później, po wprowadzeniu stanu wojennego, żołnierze prowadzeni przez oficera lub chorążego byli kierowani na patrole w pobliże domów, w których mieszkali żołnierze i ich rodziny. Nie wszystkim się to udawało, było to możliwe tylko późnym wieczorem lub w nocy, ponieważ żołnierze byli cały czas zajęci i obserwowani przez swoich dowódców. Kiedyś, przed Nowym Rokiem, kiedy było już ciemno, przeskoczyłem w cywilu przez płot koło transformatora i poszedłem w kierunku ZWAP i dalej… Szedłem tam, gapiłem się na lampki choinkowe w oknach domów i nagle znalazłem się w pobliżu… Komisariatu Policji – stamtąd bardzo szybko odszedłem!

Wołodymyr Ksiondz z żoną dziś

Znałem kilka osób w jednostce, które zajmowały się sprzedażą benzyny i oleju napędowego z Polakom. Odbywało się to w nocy. Nie robiłem tego, ale kiedyś poprosił mnie kolega o pomoc w takim handlu. Zabraliśmy kilka kanistrów z paliwem do jakiejś wsi w kierunku Pszenno-Niegoszów do rolnika.

Kiedyś jechaliśmy z drużyną żołnierzy z zawodów sportowych ze Świętoszowa. Podczas podróży pociągiem z Leszna do Legnicy rozmawialiśmy ze starszym chłopem, który był chyba trochę podpity. Z jakiegoś powodu uznałem wtedy, że jest on osadnikiem z Kresów Wschodnich. Przez całą drogę pytał nas: – Tutaj mam farmę, traktor, dwa konie, krowy, świnie, a ty co masz? – Cóż, mam specjalność, pracowałem jako nauczyciel, zarabiałem i kupowałem to, czego potrzebowałem! – To zrozumiałe – kontynuował rolnik, ale ja mam gospodarstwo od rządu, a co ty masz?

Pamiętam jeden wyjazd pociągiem na poligon w Świętoszowie. Odbył się przegląd dla oficerów PGWAR i pokaz nowego sprzętu wojskowego. Trzeba było pokazać pułkownikom sprzęt czysty i piękny. W związku z tym załoga wyczyściła i pomalowała samobieżną armatohaubicę 2S3M Akatsiya [od red. – „Akacja”] w zielonym, ochronnym kolorze. Padała jednak drobna mżawka i malowanie źle wyszło. Musieliśmy przetrzeć armatohaubicę szmatami i ponownie ją pomalować…

Pozostałości krematorium w KL Gross-Rosen
Przed wejściem na cmentarz wojskowy przy ulicy Waleriana Łukasińskiego

Wyjeżdżając na poligon ładowaliśmy nasze działa samobieżne na wagony na peronie kolejowym stacji Świdnica Przedmieście,. Żołnierze – kilku członków załogi i oficer jechaliśmy w sąsiednim wagonie. W nocy, gdy mijaliśmy już Legnicę, na jakiejś stacji odczepiano nas od pociągu i musieliśmy czekać, aż pojedziemy dalej. Gdzieś w pobliżu świeciły światła budynku i widać było tam ruch ludzi. Oficer wysłał mnie tam po świeżą wodę do picia. W pokoju było kilka osób i jakoś udało mi się z nimi porozumieć w mieszanym języku rosyjsko-polskim. A propos. Żołnierzom radzieckim zawsze wpajano, że zgodnie z Traktatem musimy szanować obyczaje i tradycje narodu polskiego i że czasowo przebywamy na terytorium PRL dla ochrony zdobyczy socjalizmu…

Rozmowa z tamtej nocy pozostała w mojej pamięci do dziś… Zapytali mnie, co wy, żołnierze radzieccy, robicie w Polsce. Zapamiętałem odpowiedź: Armia Radziecka wyzwoliła Polskę od niemieckich faszystów i teraz chroni cię przed atakiem imperialistów. Wtedy jeden Polak odpowiedział mi: Wy sowieci jedną ręką nas uwolniliście, a drugą zajęliście!

Tłumaczenie Andrzej Dobkiewicz

(Fundacja IDEA)

16 LIKES

Skomentuj jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Mission News Theme by Compete Themes.