Prezentujemy trzecią i ostatnią część opisu Świdnicy pod koniec XVIII wieku, autorstwa Johanna Friedricha Zöllnera, pochodzące ze zbioru listów z jego podróży po Śląsku pt. Listy na temat Śląska, Krakowa, Wieliczki i Hrabstwa Kłodzkiego z podróży w roku 1791, spisane przez Johanna Friedricha Zöllnera, królewskiego pruskiego wyższego radcę konsystorza, prepozyta w Berlinie, członka Akademii Nauk i Towarzystwa Przyjaciół Badaczy Przyrody w Berlinie, opatrzone miedziorytami.
Poprzednie części: Listy z podróży po Śląsku cz. 1 i Listy z podróży po Śląsku cz. 2
Początkowo wzniesiono tu jedynie drewnianą szopę, w której w Boże Narodzenie (1652 r.) odprawiono pierwsze nabożeństwo. Wydano wprawdzie zgodę na osadzenie tu trzech duchownych, lecz było ciężko utrzymać choćby jednego, gdyż władze ciągle podchodziły sceptycznie do tej nowej parafii, a gdyby nawet znalazł się jakiś kaznodzieja, to nie miał prawa postawić swej nogi w mieście, gdyż rada miejska udzielała mu zaraz informacji: iż cesarskiej ochrony zapewnia się mu na zewnątrz miasta, a nie w mieście, dlatego duchowni ci do momentu budowy plebanii musieli częściowo mieszkać w jednym z młynów na przedmieściu, a częściowo w Pszennie, oddalonym o pół mili od miasta.
Zabór pozostałych protestanckich kościołów księstwa przyciągnął do Świdnicy wielką liczbę ludzi z okolicznych miast i wsi, którzy zamierzali brać udział w tutejszych nabożeństwach. Lecz zarówno datki tych obcych, jak i zbiórki organizowane przez tutejsze mieszczaństwo nie wystarczały, aby móc przystąpić do budowy właściwego kościoła. Nieszczęścia wojny trzydziestoletniej zbyt mocno wyczerpały każdego z mieszkańców. W międzyczasie, dzięki wsparciu różnych książąt, dzięki darom okolicznej szlachty i za sprawą przystąpienia do tutejszej parafii wielu zborów, zebrano tak wiele pieniędzy, iż w 1656 r. rozpoczęto budowę [kościoła], a 24 czerwca następnego roku można już było ów nowy kościół poświęcić. Ma on 67 kroków długości, 44 szerokości i jest stosunkowo dość wysoki. Ponieważ zgodnie z cesarskim rozporządzeniem, musiał zostać wzniesiony z drewna i w formie szachulcowej, dlatego jego wnętrze tym bardziej zadziwia człowieka. Jego ściany obiegają wokół dwa rzędy chórów [empor], a pomiędzy nimi w wielu miejscach umieszczono liczne międzychórza, które należą do cechów rzemieślniczych. Pomiędzy podłogą i pierwszym rzędem chórów dobudowano do kościoła loże, wychodzące poza lico jego ścian zewnętrznych, które wraz ze swymi wejściami zaburzają nieco symetrię zewnętrznej formy kościoła, lecz wnętrzu świątyni zapewniają tym wrażenie jeszcze większej okazałości i udzielają więcej miejsca. W rzeczy samej w kościele tym znajduje miejsce ponad 5 tysięcy ludzi, a niedzielne zgromadzenia bywają rzadko kiedy mniej liczne. Gdziekolwiek człowiek by nie spojrzał, wszystko jest pokryte malaturą i jest pozłacane, opatrzone w kolumienki i snycerkę. Organy i ołtarz są bogato zdobione. Ten ostatni jest wprawdzie z drewna, lecz ozdobiony został, muszę to powiedzieć, z iście katolickim pietyzmem. Podczas oblężeń wojny siedmioletniej kościół wielokrotnie został trafiony przez kule armatnie, ponieważ jednak posiada on konstrukcję drewnianą, która stawia mały opór, dlatego kule te wielokrotnie przelatywały na wylot, nie czyniąc większej szkody, i jedynie w kilku miejscach w okolicach ołtarza ściany zostały tak mocno uszkodzone, iż trzeba je było wymienić na nowe. Te aż do dnia dzisiejszego nie zostały pokryte malowidłami, ani nie otrzymały żadnych pozłoceń.
Głęboką zapaść, do której żołnierze cesarscy wpędzili świdniczan w okresie wojny trzydziestoletniej, ich prawnukowie naprawili w pewien sposób w okresie wojny siedmioletniej, kiedy to, będąc panami tego miasta, darzyli ów kościół wyjątkowym szacunkiem. Między innymi jeden z żołnierzy, który wpadł na pomysł, aby podłożyć ogień we wnętrzu tej świątyni, został poćwiartowany, a gdy feldmarszałek Laudon zdobywał miasto, dokonano wprawdzie rabunku w domach stojących wokół cmentarza, lecz progu kościoła nie przestąpił żaden z nieprzyjaciół, chociaż armaty [nieprzyjacielskie, tu: austriackie] dokonały olbrzymiego wyłomu w jego wschodniej ścianie.
Po przejęciu Śląska przez Prusy, którego następstwem było wybudowanie licznych kościołów protestanckich, do tutejszego kościoła nie zjeżdżali się już, jak to bywało wcześniej, ludzie z połowy księstwa, ale mimo to do tutejszej parafii nadal należało wiele zborów z okolicy. W okresie od Wielkanocy do dnia św. Michała, w każdą niedzielę wygłasza się po 3 kazania, a codziennie przez cały rok odprawia się nabożeństwa i udziela się komunii świętej. Jedynie zimą wypada z planu wczesne kazanie niedzielne. Obecnie pastorem primariusem, a zarazem wyższym radcą konsystorza oraz inspektorem szkolnym dla powiatu świdnickiego, dzierżoniowskiego, strzegomskiego, księstwa ziębickiego i Hrabstwa Kłodzkiego jest pastor Tiede, którego Ty znasz jako doskonałego kaznodzieję i wspaniałego pisarza.
Cmentarz [przy kościele Pokoju] jest jednym z najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek widziałem. Majestatyczne wysokie lipy ocieniają go wszędzie, a liczba pomników udzieliłaby mu jeszcze większej ozdoby, gdyby wzniesiono je z większym smakiem i gdyby opatrzone zostały inskrypcjami o większej duchowej głębi. Pan Tiede nakazał już teraz przygotować swój grobowiec. W jednym z naroży cmentarza, w niszy stoi urna, ozdobiona puttem, które uśmiechając się spogląda na motyla. Umieszczone powyżej napisy doskonale pasują do całości. Jedną z rabat kwiatowych ciągnących się przed niszą przewidziano na miejsce pochówku jego rodziny, a już obecnie pewien prosty medalion wskazuje na grób jednego ze zmarłych.
Benjamin Schmolcke, którego modlitewniki („Uświęcone przez Boga modlitwy poranne i wieczorne.” – „Pobożne serce złączone z Bogiem w nabożnych westchnieniach.” – „Duchowna laska wędrowna syjonistycznego pielgrzyma” itd.) w połowie stulecia cieszyły się tak wielką popularnością, działał przy tym kościele do 1737 r., najpierw jako diakon, potem jako archidiakon, senior, a w ostateczności jako pastor primarius.
Zöllner sporządził również dodatek do listu oznaczonego numerem 31, w którym opisał stan miasta Świdnicy na rok 1791. Pisał on na jego łamach:
Wydaje się, iż Świdnica przeżywała czas swego największe rozkwitu około połowy XVI wieku. Posiadała ona 1300 domów i była w stanie zakupić na rzecz skarbu miejskiego liczne dobra ziemskie. Jedną z najbardziej rozwiniętych gałęzi rzemiosła było tu warzenie piwa, które nie tylko wywożono do większości miast Śląska, lecz za sprawą królewskich przywilejów eksportowano je również do Pragi, Budy, Krakowa, a nawet do Włoch, w tym w szczególności do Pizy. Zyski z piwowarstwa były tak duże, iż w momencie podziałów spadkowych i tym podobnych układów dom posiadający prawo do warzenia piwa uznawano za równy wartością całej wioski z chłopami, zagrodnikami itd., a nawet uważano go za znacznie cenniejszy. Jednakże w późniejszych czasach zwiększone spożycie wina, kawy, wódki i herbaty, jak również prawne ustanowienie systemu rządów zwanych „Regie” [działo się to w czasach rządów króla pruskiego Fryderyka II Wielkiego – dop. S. Nowotny], zmniejszyło do tego stopnia znaczenie piwowarstwa, iż ta dziedzina gospodarki żywnościowej stała się mało znacząca. Na przykład w 1788 r. nie uwarzono tu więcej niż 8188 antałków piwa, za to przedestylowano aż 143 616 kwart wódki.
Również manufaktury sukiennicze od ponad stu lat przyczyniały się do nadzwyczaj aktywnej wymiany handlowej miasta. Świdnica w okresie XVI wieku należała do głównych ośrodków śląskiego handlu sukienniczego, a produkowane tu sukno, oznaczane literą „S.”, przez długi czas, oprócz jaworskiego, uznawane było za najprzedniejsze ze wszystkich. Lecz ponieważ bielarnie [sukna] potrzebowały wiele drewna, a sąsiadujące [z miastem] tereny leśne przekształcono w pola uprawne, dlatego też rzemiosło to stopniowo coraz bardziej przenosiło się na bogate w lasy tereny górskie. Mimo to jednak produkcja i przygotowanie sukna, jak również jego handel, stanowią dość pokaźną podporę tutejszego rozkwitu. W 1784 r. wyeksportowaną stąd zarówno surowego, jak i białego, oraz przygotowanego tu sukna za sumę 93 041 talarów. W 1786 r. (tzn. w okresie od 1 czerwca 1785 r. do tego samego dnia 1786 r.) jedynie w bielarni Scharfa wybielono i wykończono 3700 kop sukna i 25 kop tzw. sukna domowego. Dom handlowy Weidmanna i Jentscha wyeksportował 19 541 kop sukna o podanej wartości 100 970 talarów, zaś w 1787 r. 15 789 kop tegoż materiału, przeważnie do Hiszpanii. W tym samym roku w bielarni Scharfa wybielono i wykończono 2200 kop sukna białego i surowego, jak również 300 kop sukna domowego. Ogólna liczba wyprodukowanego tu sukna z przeznaczeniem na handel zagraniczny wyniosła 24 000 kop w 1788 r., zaś pod względem wartości około 160 000 talarów. W ogóle wywieziono stąd za sumę 568 020 talarów, a mianowicie 18 beli, 60 163 kop i 1375 sztuk (szerokiego) sukna. W samej miejscowości sukno o białym kratkowanym wzorze, jak również sukno w białe, czerwone i niebieskie prążki z przeznaczeniem na poszewki itd. (tutaj określa się je nazwą „Indelte”) wytwarzało 19 wyrobników sukna i poszewników.
Wartość 111 kop wyprodukowanego tu sukna konopnego i 150 kop sukna użytkowego wyniosła 2285 talarów. Poza tym zapisano również ponad 100 kop sukna poszewniczego z handlu z Wrocławiem.
Manufaktura sukna i materiałów z wełny znacząco wzrosła od czasów przejęcia Śląska przez Prusy (patrz bardzo interesujący bilans statystyczny miasta Świdnicy za lata 1741, 1756, 1763 i 1788, opublikowany w czasopiśmie „Schlesische Provinzialblaetter” w styczniu i w marcu 1789 r.). Aby chronić tutejszych rzemieślników zajmujących się obróbką wełny przed lichwą polskich Żydów, z funduszu królewskiego udzielono w 1787 r. dziesięcioletniej, wolnej od procentów pożyczki w wysokości 2000 talarów Rzeszy, którą zaciągnął kupiec o patriotycznym nastawieniu, pan Gottlieb Hanke, celem założenia magazynu na przyjęcie wełny pochodzącej z corocznego strzyżenia [owiec]. Na potrzeby tego magazynu zakupuje się wełnę w Gorzowie Wielkopolskim, a jeśli nie mają jej tam pod dostatkiem, wówczas kupuje się ją w Polsce, a bez zapłaty w gotówce niczego się stąd nie wywozi. Od każdego kamienia [wełny], oprócz właściwej ceny, należy jeszcze dodatkowo odprowadzić 3 srebrne grosze. W ten spłaca się pożyczkę, a gdy tylko to nastąpi, wówczas cały kapitał, który spoczywa w magazynie, stanie się własnością rzemiosła [tu: właściciela firmy], zaś wszelkie daniny [na rzecz państwa] odpadną.
Istnieje tu jeszcze kilka innych manufaktur, o których nie mogę nie wspomnieć. Manufaktura wstążek jedwabnych Lindnera, która od 1782 r. produkuje wszystkie rodzaje tzw. wstążek szwajcarskich, wyprodukowała w 1788 r. 9590 sztuk wstążek za sumę 6450 talarów. Sprowadza ona jedwab z Włoch i baretuje rodzaj tkaniny zwanej raszą (niem. Rasche). Wartość tej ostatniej wynosi przeważnie więcej niż podwójna wartość tej pierwszej. Manufaktura skór i garbarnia Hedwiga przygotowała 260 sztuk skór bydlęcych do garbowania i do przetworzenia na połyskliwą skórę na wysokie buty oraz 1100 skór cielęcych, częściowo przetwarzając je na sposób angielski w kolorze ciemno czarnym oraz zwykłym, których wartość opiewa na 1600 talarów. Cech kuśnierzy przerobił 1300 sztuk skór cielęcych i bydlęcych, i częściowo je wyeksportował za sumę 1080 talarów. Cech garbarzy przerobił 2560 sztuk dużych skór oraz 7680 skór cielęcych i 2320 skór z owiec. Siedmiu wytwórców krochmalu przerobiło 2650 1/2 korców pszenicy na puder i krochmal.
Pozostałe miejskie cechy rzemieślnicze otrzymują ożywczych bodźców za sprawą dużych i ludnych wsi położonych w okolicy miasta, jakkolwiek i w tym przypadku od czasu do czasu dochodzi do zmian tegoż położenia. W czasie częstych oblężeń miasta w okresie wojny siedmioletniej wielu mieszkańców wsi, którzy dotychczas załatwiali swe potrzeby w Świdnicy, zaczęło odwiedzać inne miasta, a ponieważ od 1741 r. w pobliżu miasta wzniesiono liczne kościoły protestanckie, dlatego też zmniejszył się ruch w samym mieście, który powstawał podczas licznych odwiedzin tutejszego kościoła [Pokoju]. Mimo to tutejsze targi zbożowe, targi wełny i targi bydlęce nieprzerwanie pomnażają lokalną wymianę pieniężną. W każdy piątek odbywa się tu targ zbożowy i targ przędzy, a według informacji podanych przez Zimmermanna rocznie sprowadza się do miasta z płaskich okolic ponad 320000 korców przeróżnych gatunków zboża, które potem sprzedaje się na obszarach górskich. W 1788 r. sprzedano tu również 17 363 kamienie wełny.
W 1788 r. liczono w mieście i na przedmieściach 648 domów nadających się do zamieszkania, niezamieszkałych (tj. magazynów, wartowni, wielkich warsztatów itd.) 46, sześć kościołów i cztery klasztory, mianowicie w mieście 398 budynków prywatnych i 24 budynki użyteczności publicznej, zaś na przedmieściach 202 budynki prywatne i podobnież 24 budynki użyteczności publicznej. Poza tym w mieście znajdowało się 191 nadających się do zamieszkania domów zatylnich i bocznych [oficyny], i 9 podobnych na przedmieściach.
Suma wszystkich mieszkańców opiewała na 8983 osoby, z czego 6118 należy do stanu mieszczańskiego, a 2865 do stanu żołnierskiego. Pośród pierwszych było 5054 luteranów, 1059 katolików i 5 wyznania kalwińskiego. Luteranie mają 5 duchownych i 10 nauczycieli szkół publicznych, katolicy również posiadają 5 spośród pierwszych oraz 4 spośród ostatnich, lecz oprócz tego na terenie klasztorów znajduje się jeszcze 6 franciszkanów, 4 dominikanów, 12 kapucynów i 26 urszulanek. Według średniej z dziewięciu lat rocznie zmarło o 24 osoby więcej niż się narodziło, z czego tym mniej potrafię wyciągnąć wniosek, zważywszy, iż ulice przeważnie są tu wolne i szerokie, a powietrze wygląda na czyste, a woda, którą czerpie się nie tylko ze studni (których jest 159), lecz również dzięki wieży wodnej prowadzi się do 4 fontann, ma dobry smak.
Tłumumaczył Sobiesław Nowotny
Johann Friedrich Zöllner urodził się 24 kwietnia 1753 r. Neudamm w Neumark, jako syn królewskiego leśniczego. Ogromny wpływ na kształcenie młodego chłopca o nieprzeciętnych zaletach umysłowych miał rektor szkoły miejskiej – Gossow, który wszczepił w nim entuzjazm dla króla Prus Fryderyka Wielkiego. Naukę kontynuował w szkole średniej we Frankfurcie, a następnie rozpoczął w 1770 r. studia na frankfurckim uniwersytecie – teologię i filozofię. Uzdolnionego studenta dostrzegł minister von Zedlitz z polecenia którego otrzymał stanowisko kaznodziei w Charité, a wkrótce został diakonem. W 1788 r. król mianował go proboszczem w kościele pw. św. Mikołaja. W 1786 r. Fryderyk Wilhelm II zlecił mu składanie mu sprawozdań na temat systemu szkół przemysłowych w Prusach. Zadanie związane było z planowaną reformą systemu szkół garnizonowych. Wizytował także prowincje wschodnie Prus, również pod kątem reformy szkolnictwa. Zmarł 12 września 1904 r. Mimo iż był cenionym kaznodzieją, pastorem i teologiem, największe zasługi położył dla edukacji powszechnej. Był autorem wielu pism i esejów z różnych dziedzin, m.in. teologii, fizyki, chemii, geografii, a także życiu psychicznym człowieka w kontekście jego pamięci, wyobraźni, rozumu, charakteru itp. Niezwykle cenne są relacje z jego podróży, w których niezwykle szczegółowo opisuje odwiedzane miasta oraz ich dzieje. Uważał, że specjalną edukację narodową można osiągnąć tylko poprzez kultywowanie języka ojczystego, poprzez tworzenie prawidłowych zasad i idee oraz przez ożywienie patriotyzmu. Dlatego powinni być zatrudnieni nauczyciele wykształceni metodycznie, a członkowie społeczności szkolnej powinni być konsultowani przez komisje szkolne. Dla wszystkich klas szkoła podstawowa powinna być fundamentem, na którym bogaci i biedni, urzędnicy, kupcy i uczeni otrzymają pierwsze wykształcenie. Dalszym ciągiem kształcenia powinny być oddziały szkół technicznych dla rzemieślników, urzędników służby cywilnej, oficerów itp. Dla dzieci z wadami organicznymi oraz głuchoniemych i niewidomych, należy zbudować poszczególne szkoły. Tylko dzięki takiemu organicznemu połączeniu systemu szkolnego państwo może osiągnąć to, co jest absolutnie konieczne dla jego istnienia: edukować swoich mieszkańców na szczeblu krajowym. Dzisiaj postulaty Zöllnera wydają się czymś zupełnie naturalnym, ale pod koniec XVIII w. stanowiły one pewnego rodzaju novum, w ujednoliceniu systemu oświatowego w Prusach. Andrzej Dobkiewicz
7 LIKES
Skomentuj jako pierwszy!