Press "Enter" to skip to content

Tajemnice cmentarza przy Kościele Pokoju w Świdnicy (cz. 4)

Spread the love

Poprzednie części artykułu zamieściliśmy tutaj: Tajemnice cmentarza przy Kościele Pokoju w Świdnicy (cz. 1), Tajemnice cmentarza przy Kościele Pokoju w Świdnicy (cz. 2), Tajemnice cmentarza przy Kościele Pokoju w Świdnicy (cz. 3).

Cmentarz przy Kościele Pokoju w Świdnicy (fot. Andrzej Dobkiewicz)

Dodatek do statutu parafialnego z 1657 r. zawierał również informacje dotyczące opłat za uświetnienie ceremonii pogrzebowej. Chodziło tu o nadanie uroczystościom pogrzebowym szczególnej atmosfery, poprzez wyjątkowy, żałobny wystrój wnętrza Kościoła Pokoju. Rada parafialna i twórca statutu oraz jego dodatku wychodzili naprzeciw oczekiwaniom społeczeństwa świdnickiego czasów baroku – widać tu pewną skłonność do przepychu, mimo tego, że mamy przecież do czynienia z okresem zaraz po zakończeniu wojny trzydziestoletniej. Za czarne nakrycia ołtarza żądano zapłaty 8 srebrnych groszy, za dodatkowe czarne nakrycie antepedium 4 srebrnych groszy. Na życzenie żałobników również ambona mogła być nakryta czarnym suknem, co kosztowało rodzinę zmarłego 4 srebrne grosze. Gdy dodatkowo nakrywano także schody prowadzące na kazalnicę, wówczas należało wyłożyć sumę 8 srebrnych groszy. Interesujące jest, że na specjalne życzenie kirem nakrywano również chrzcielnicę, jako ważny element wyposażenia kościoła, nie mający wszakże wiele wspólnego z uroczystościami pogrzebowymi – koszt takiej posługi wynosił 8 srebrnych groszy. Być może stało za tym przeświadczenie ludzi żyjących w czasach baroku, iż właśnie obchodzimy żałobę po człowieku, który został ochrzczony i należał do społeczności chrześcijan? Największym luksusem i dowodem prestiżu dla rodziny zmarłego było życzenie, aby również ławki w kościele nakryte zostały czarnym suknem. Nie musiano oczywiście nakrywać wszystkich. Rodzina mogła sama zadecydować, w zależności od pojemności sakiewki i własnych ambicji, ile ławek kościelnych powinno zostać w ten sposób przyozdobionych. Za nakrycie każdej ławki płacono bowiem 6 srebrnych groszy. Statut przewidywał również wynagrodzenie dla służby kościelnej i innych osób biorących czynny udział w ceremonii pogrzebowej. Na przykład strażnik kościelny, który zatrudniony był przy Kościele Pokoju otrzymywał za utrzymanie kościoła w czystości i wysprzątanie go 10 srebrnych groszy od każdej ceremonii pogrzebowej. Chłopiec, który niósł krzyż przed konduktem pogrzebowym otrzymywał za swą posługę 3 srebrne grosze. Mieszczanie i chłopcy, którzy dobrowolnie zgłosili się do uczestnictwa w pogrzebie wynagradzani byli sumą 1 talara Rzeszy do podziału między siebie. W postanowieniach tegoż dodatku wspomniano również kantora i jego pomocnika, bez którego jakakolwiek uroczystość ewangelicka byłaby nie do pomyślenia, w tym również uroczystość pogrzebowa – muzyka, a przede wszystkim śpiew, od czasów reformacji był nieodłączną częścią ewangelickiego nabożeństwa. Już Marcin Luter mawiał: „Bis orat, qui cantat” –  „Po dwakroć modli się ten, kto śpiewa”. Za swój udział w pogrzebie pobierać miał opłatę w wysokości 1 talara Rzeszy. Grupę obsługi ceremonii pogrzebowej zamykał dzwonnik – w sensie zakrystiana, który odnotowywał informacje o zgonie i pogrzebie, niekiedy relacjonując ją w formie szerszej notki (w zależności oczywiście od kondycji finansowej danej osoby).

Cmentarz przy Kościele Pokoju w Świdnicy (fot. Andrzej Dobkiewicz)

Oprawę uroczystości tworzyli również chłopcy ubrani w czarne kaptury, którzy mieli nieść pochodnie żałobne w kondukcie pogrzebowym – dotyczyło to jednak z całą pewnością pogrzebów szlachty i bogatego patrycjatu. Nie jest natomiast jasne, czy przed wprowadzeniem w Świdnicy ustaleń konwencji w Altranstädt z 1707 r., istniały na terenie tutejszej parafii ewangelickiej osoby proszalników cmentarnych (niem. Grabe-bitter), których zadaniem było spraszanie ludzi na uroczystości pogrzebowe, jak również kobiet odpowiedzialnych za pilnowanie katafalku (niem. Paarerin, czy też Bahrerin). Ich imienne listy w tak zwanych matrykułach parafialnych prowadzone były dopiero po tej dacie. Nie można jednak wykluczyć ich istnienia, skoro listy działających tu grabarzy prowadzone są również dopiero od końca XVII wieku, względnie początku XVIII wieku, a przecież wiemy, iż obecni byli obecni w życiu parafii. Pierwsza wzmianka w najstarszej księdze zmarłych odnosząca się do śmierci grabarza, który był tu zatrudniony, pochodzi z 1665 r. Zmarł wówczas „stary” grabarz o imieniu Johann, którego nazwiska nie znamy, ze względu na mechaniczne uszkodzenie księgi. Kolejnym był z całą pewnością Mattheus Geisler – o jego istnieniu dowiadujemy się pośrednio za sprawą adnotacji o śmierci jego małżonki Evy, która zmarła we wrześniu 1676 r. W 1695 r. pracował już na cmentarzu przy Kościele Pokoju jako grabarz znany ze spisów służby kościelnej George Thym (zm. w 1700 r.).

Domy dla mieszkańców służby kościelnej stały wokół cmentarza przy Kościele Pokoju – całość założenia tworzyła swego rodzaju enklawę w obrazie miasta. W jakiejś mierze pozostała ewangelicką wyspą, chociaż obecnie otoczoną już zwartą zabudową miejską, do dnia dzisiejszego. Natomiast domy dla służby cmentarnej, w tym dom grabarzy wraz z szopą na ich narzędzia i utensylia położone były po północnej stronie całego założenia, a zatem w kierunku obecnej ulicy Saperów. Zabudowania w tej części cmentarza nie zachowały się jednak do naszych czasów – wraz z teatrem szkolnym i remizą na sikawkę przeciwpożarową, zostały zburzone przez żołnierzy austriackich podczas drugiego oblężenia twierdzy świdnickiej w 1758 r. z rozkazu feldmarszałka-lejtnanta von Thierheima. Nastąpiło to dokładnie 23 stycznia wspomnianego roku, a naoczny świadek tych wydarzeń, świdnicki rzeźbiarz August Gottfried Hoffmann (był między innymi twórcą ambony i ołtarza w Kościele Pokoju), na łamach swego „Pamiętnika z okresu wojen śląskich” pozostawił na ten temat następującą notatkę: „Tego dnia rozpoczęto również rozbiórkę domów stojących na cmentarzu ewangelickim. Przełożeni rady parafialnej pozwolili robić Austriakom to, na co mieli ochotę: nie żądano od nich żadnych okien, żadnych garnków, ani rur, wszystko oddano za darmo na pastwę losu.” W ich miejscu Austriacy jeszcze w styczniu rozpoczęli prace nad wznoszeniem ziemnych umocnień w postaci wału, chronionego rowem. W późniejszym czasie, już po zakończeniu działań zbrojnych wojny siedmioletniej, wał ten zniwelowano, zaś ów wcześniej zabudowany teren przeznaczono na cele cmentarza, poszerzając tym samym jego powierzchnię.

Cmentarz przy Kościele Pokoju w Świdnicy (fot. Andrzej Dobkiewicz)

Niestety ze względu na to, iż zabudowania służby cmentarnej nie zachowały się, mamy dziś dość marne pojęcie o tym, jak wyglądały w tych czasach rzeczywiste warunki mieszkalne grabarzy i strażników cmentarnych. Szczególnie ta ostatnia grupa jest interesująca, gdyż ich funkcje zostały słabo dotychczas rozpoznane przez naukę. Oczywiście pełnić mieli wartę przy kościele i na cmentarzu. To jest rzecz bezdyskusyjna. Jakie jednak mieli prerogatywy i uprawnienia? Czy mogli wymierzać drobne kary? Czy ich praca polegała jedynie na chwytaniu przestępców lub ludzi, którzy zakłócali spokój żyjących   oraz umarłych? Interesujące jest, iż również w obrębie tej grupy wartowników, czy też strażników kościelnych istniały stopnie i podziały. XVIII-wieczne matrykuły parafii ewangelickiej w Świdnicy ujmujące wykazy służby kościelnej dość dobrze to ukazują. Istnieli zatem tzw. strażnicy dzienni oraz strażnicy pierwszego i drugiego stopnia. Hierarchia wewnątrz tak małej grupy była oczywiście odzwierciedleniem ówczesnych  podziałów w obrębie całej monarchii habsburskiej; z naszej obecnej perspektywy może wydawać się nieco dziwna, lecz przecież mówimy tu o czasach feudalnych.

Znane są również nazwiska poszczególnych strażników i okres, w jakim pełnili swe urzędy. Jeśli chodzi o strażników dziennych, to ich listę rozpoczyna w 1652 r. Zacharias Emrich (zm. 12 stycznia 1664 r.). Kolejni to: Johannes Alter (1664-1699), George Mertens (1699-1710), Johann Friedrich Trautmann (1710), David Kluge (1710-1758), Gottlieb Ernst Gärtner (1758-1764), Carl Siegmund Wagner (1764- ?). W obrębie tych trzech szczebli funkcyjnych (najwyższym był strażnik dzienny, najniższym strażnik drugiego stopnia) istniała również możliwość awansu. Świadczy o tym wymownie przypadek Gottlieba Ernsta Gärtnera, który w latach 1749-1758 pełnił funkcję strażnika pierwszego stopnia, lecz w 1758 r. awansował na strażnika dziennego. Przypadki śmierci zarówno członków służby kościelnej, w tym wartowników, czy też strażników kościelnych i cmentarnych oraz osób należących do ich rodzin, odnotowywano w szczególny sposób w księgach zmarłych Kościoła Pokoju. Był to piękny ukłon wobec ludzi, którzy poświęcali swe życie dla służby na rzecz kościoła, nawet jeśli nie było to zajęcie ambitne i nie przynosiło dużych gratyfikacji finansowych. Dzięki tej okoliczności możemy czasem nieco więcej powiedzieć o tych ludziach, gdyż zapisy, które dotyczą ich zgonów i pochówków nie są tak lakoniczne, jak w przypadku reszty społeczeństwa o podobnym statusie ekonomicznym i socjalnym. Tak na przykład o pierwszym strażniku dziennym, Zachariasie Emrichu, który swą służbę pełnił od momentu wytyczenia placu pod budowę Kościoła Pokoju, a zatem od 1652 r., zapisano, iż urodził się on w Jeleniej Górze, a w momencie śmierci (1664 r.) miał 50 lat i 20 tygodni. Rok wcześniej, 24 maja 1663 r., odnotowano również informację o zgonie jego małżonki Anny „żony strażnika kościelnego Zachariasa Emricha”.

Cmentarz przy Kościele Pokoju w Świdnicy (fot. Andrzej Dobkiewicz)

Księgi zmarłych, czyli księgi ruchu naturalnego, w których odnotowywano informacje o zgonach i pochówkach osób należących do świdnickiej parafii ewangelickiej, są doskonałym źródłem historycznym do badania nie tylko struktury społecznej świdnickiego mieszczaństwa, lecz także dziejów cmentarza. Wydawałoby się, iż po 1653 r., gdy na terenie księstwa świdnicko-jaworskiego doszło do tzw. redukcji kościelnej, czyli przekazania wszystkich kościołów na wsiach katolikom, nowa sytuacja znajdzie swe odbicie również w księgach zmarłych. Większość historyków z góry niejako zakładała, że na cmentarzu przy Kościele Pokoju chowano wszystkich ewangelików z terenu całego księstwa świdnickiego. Rzeczywiście logika myślenia historycznego wyraźnie by na to wskazywała; ewangelicy utracili wszystkie swe kościoły, a Kościół Pokoju w Świdnicy stał się ich jedyną ostoją. Również tutejszy cmentarz służyć powinien za miejsce pochówku dla mieszkańców wsi całego księstwa. Okazuje się jednak, że jest to założenie z góry całkowicie błędne! Analiza najstarszych ksiąg zmarłych wskazuje jednoznacznie, iż przy świdnickim Kościele Pokoju niezmiernie rzadko dokonywano pochówków wiernych pochodzących z odległych zakątków księstwa. Owszem znaleźć można sporo zapisów dotyczących wsi położonych stosunkowo blisko Świdnicy, tj. na przykład Bystrzyca Dolna, Miłochów, Jagodnik, Słotwina, lecz w przypadku innych miejscowości, przypadki tego rodzaju należą do rzadkości. Z góry założyć można tezę, iż w takim razie ewangelików z miejscowości dalej położonych chowano po śmierci na cmentarzach, które w następstwie redukcji stały się katolickie. Oczywiście pod względem wyznaniowym było to jednak skomplikowane. Nie sposób odpowiedzieć na pytanie, czy pastor uczestniczył wówczas na uroczystościach pogrzebowych zmarłego, czy też odbywały się one zgodnie z rytem katolickim? Wydaje się, że obecność pastora na każdym pogrzebie w odległych miejscowościach wydaje się niemożliwa, chociażby ze względu na odległości, jakie musiałby pokonać. Z drugiej strony nie każdego biednego mieszkańca wsi stać było na sprowadzenie pastora na pogrzeb. Rolę tę niejako z natury po 1653 r. przejmował lokalnie ksiądz katolicki, który tak czy owak przypisywał sobie rolę duszpasterza wszystkich mieszkańców danej parafii. A zatem sprawy dotyczące dziejów świdnickiego cmentarza ewangelickiego ujawniają nam niejako przy okazji kolejny, mało w tym wypadku rozpoznany aspekt kontrreformacji XVII wieku! Z drugiej strony odnajdujemy przypadki ludzi, którzy znaleźli się w Świdnicy w sposób mniej lub bardziej przypadkowy i tu zakończyli swą ziemską wędrówkę. Osoby te również chowano na cmentarzu przy Kościele Pokoju, często jednak zaznaczając z księgach, iż mamy do czynienia z „obcymi”, a zatem nie pochodzącymi ze Świdnicy, bądź księstwa świdnickiego. I tak na przykład 24 kwietnia 1672 r. pochowano na cmentarzu przy Kościele Pokoju wdowę po Christophie Kornie, podkreślając z w zapisie dotyczącym zgonu, iż pochodziła „z miejscowości Newitsch w Czechach”. 4 kwietnia 1673 r. zmarła córka pana George Burckerta, „pochodzącego z Czech”, która osiągnęła wiek 50 lat.

Cmentarz przy Kościele Pokoju w Świdnicy (fot. Andrzej Dobkiewicz)

Osobną grupę stanowią informacje o pochówkach czeladników, którzy przybyli do Świdnicy w ramach przepisanej wówczas tzw. wędrówki czeladniczej, bez której nie mogliby uzyskać tytułu mistrza i tu z jakiejś przyczyny zmarli. Tak na przykład 19 października zmarł Johan Reyman, czeladnik kowalski, który przybył tu z miejscowości Heringen położonej w Turyngii. Osiągnął on wiek 26 lat. 6 stycznia 1675 r. na cmentarzu przy Kościele Pokoju w Świdnicy pochowano również czeladnika Petera Güntera, który „pochodził z księstwa legnickiego”. Ten osiągnął wiek 50 lat (uzyskanie tytułu mistrza przy braku funduszy potrzebnych na pokrycie opłaty egzaminacyjnej było, jak widać, często niezmiernie trudną przeszkodą). Interesująca jest notatka dotycząca zgonu, który nastąpił 28 stycznia tego samego roku: „28 stycznia na folwarku przed bramą Strzegomską zmarł pewien mężczyzna z księstwa bierutowskiego, który służył tu przez dwa lata. Miał na imię Georg, lecz jego nazwisko jest nieznane. Pochowano go 2 lutego. Osiągnął on wiek 60 lat.” 21 lutego 1676 r. zmarł Christoph Pl……… (nazwisko nieznane ze względu na mechaniczne uszkodzenie księgi), „czeladnik kowalski z Zawidowa na Łużycach”. Również on pochowany został na cmentarzu przy Kościele Pokoju. Tych kilka wybranych przykładów unaocznia nam jedynie znacznie szersze zjawisko, z jakim mamy do czynienia w przypadku cmentarza przy Kościele Pokoju.

Cdn.

Sobiesław Nowotny             

12 LIKES

One Comment

  1. Stanisław Zabielski Stanisław Zabielski 8 grudnia 2022

    W artykule wspomniano o matrykułach parafii ewangelickiej ujmujących wykaz stanowisk służby kościelnej. Mowa tu o obszernym rękopisie, który zachował się w archiwum Kościoła Pokoju, identyfikującym osoby trzech dużych klas urzędników, zarówno wyższych jak i najniższych, którzy pełnili rozmaite funkcje w tej parafii od początku jego istnienia, czyli lat 50-tych XVII w., aż do lat 80-tych XVIII w.
    Matrykuła ukazuje w przejrzysty sposób skomplikowaną strukturę urzędów przy Ko¬ściele Pokoju, to jednocześnie w jakiś sposób świadczy o dużej liczebności tej parafii i ogromnym zapotrzebowaniu na posługę osób duchownych i świeckich w ówczesnym życiu parafialnym.
    Choć Matrykuła powstała w czasach, gdy Śląsk był już pod panowaniem protestanckich Prus, to załączone wyciągi dokumentów świadczą o trudnych kontaktach z poprzednią władzą Habsburgów. Matrykuła stanowi więc dla tej wyizolowanej wyznaniowo społeczności swojego rodzaju uzasadnienie i gwarancję przyznanych wcześniej przywilejów i kompetencji.
    Podział personelu duchownego i świeckiego w Parafii na poszczególne klasy, działy i grupy pokazuje nie tylko wzorcowe określenie funkcji i kompetencji, ale oddaje również obraz ówczesnego społeczeństwa feudalnego.

    Pierwsza klasa urzędników (tzw. kolegium kościelne) miała prawo obsadzania duchownych oraz zarządzanie majątkiem Parafii. Dzieliła się na cztery działy, w których było miejsce dla przedstawicieli poszczególnych warstw szlachty, patrycjuszy i ce¬chów. Wyraźnie wyodrębnieni zostali np. karczmarze i browarnicy, będący już od średniowiecza bardzo wpływową grupą, przynoszącą miastu znaczne dochody.

    Druga klasa – „służby powołane odpowiednio przy kościele i szkole dla nauczania i dla kazania oraz dla uczenia młodzieży”, dzieliła się na dwie grupy;
    – pierwszą stanowiło duchowieństwo, pełniące po¬sługę przy kościele, jak pastor pierwszy (primarius), starsi
    posługi, archidiakoni i diakoni;
    – drugą zaś osoby zatrudnione w szkołach ewangelickich, podzieloną jeszcze na trzy poddziały:
    – prezydium szkolne,
    – kolegium tutejszej szkoły łacińskiej (rektor, prorektor, conrektor oraz nauczyciele [pierwszy
    kolega, kolega drugi, trzeci i czwarty])
    – kolegium przy szkole niemieckiej (czyli analogicznie pierwszy niemiecki kolega [nauczyciel]
    szkolny, drugi, trzeci i czwarty).

    Trzecia klasa obejmowała urzędników, czy służących kościelnych i szkolnych, zarówno tych znaczniejszych, jak:
    – służby kościelnej w chórze (kantor, organista, dzwonnik oraz pierwszy i drugi pomocnik [dzwonnika])
    – i osoby urzędników w zakrystii (główny zakrystianin i podzakrystianin),
    ale i pomniejszych:
    – urzędników przyporządkowanych do pogrzebów (proszalnicy grobowi i opiekunka katafalku);
    – osoby trzech strażników zatrudnionych na cmentarzu kościelnym (stróż dzienny oraz pierwszy i drugi stróż
    kościelny);
    – osoby ustanowionych dzwonników (pierwszy, drugi, trzeci i czwarty dzwonnik);
    – osoby grabarzy (pierwszy i drugi grabarz oraz kalikant [pomocnik organisty]).
    Natomiast przy szkole tylko zarządca.

    Taki, wydawałoby się skomplikowany i zhierarchizowany podział funkcji i kompetencji, miał zapewnić prawidłowe i sprawne działanie Parafii, posiadającej dużą liczbę członków, rozproszonych po całym księstwie. Niestety, jednak brak jest historycznych świadectw, pozwalających ocenić skuteczność działania takiego rozbudowanego aparatu urzędników. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mission News Theme by Compete Themes.