Press "Enter" to skip to content

Tajemnice „Latającej Fortecy” B-17 (2)

Spread the love

W ostatnich dniach Pracownicy Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu zaprezentowali efekty wielomiesięcznych poszukiwań pozostałości po amerykańskim bombowcu zestrzelonym przez Niemców w 1944 roku. We wraku mogą znajdować się szczątki trzech członków załogi. Bombowiec Boeing B-17G o numerze 44-8046 z 457. Grupy Bombowej 750 Eskadry Bombowej Sił Powietrznych Armii Stanów Zjednoczonych został zestrzelony 7 października 1944 r. nad Zalewem Szczecińskim. Tymczasem na terenie powiatu świdnickiego mamy do czynienia z podobnym zdarzeniem. Tu również rozbił się amerykański bombowiec B-17 tyle, że nie spadł do wody, a pod Świdnicą, na polach pod miejscowością Wierzbna (gmina Żarów). Pierwszą część artykułu można przeczytać tutaj: Tajemnice „Latającej Fortecy” B-17 (cz. 1).

Pozostałości B-17 na polu pod Wierzbną. Brak czołowej i środkowej części kadłuba oraz skrzydeł. Wydaje się bardziej prawdopodobne, że zostały rozebrane niż że całkowicie spłonęły. Zdjęcie wykonano w 1946 roku

Zagadką pozostaje los szczątków czterech pilotów, którzy zginęli podczas katastrofy. Nota bene wydaje się – na podstawie nielicznych, zachowanych zdjęć, że samolot nie spadł stromo  i nie rozbił się o ziemię. Dowódca załogi Pierik prawdopodobnie do końca próbował awaryjnie lądować i być może wcześniej ranny, zginął razem z trzema kolegami podczas tej próby. Zakładając, że meldunki sowieckich pilotów o tym, że samolot palił się już w powietrzu, można przyjąć tezę, że płonął także po wylądowaniu na polu. Tyle, że na jednym z zachowanych zdjęć widać spalone silniki, ale nie ma zachowanej części dziobowej i środkowej części kadłuba. Pytanie – czy spaliły się one po wylądowaniu samolotu, czy też zostały częściowo rozebrane, przed wykonaniem zdjęcia. O tym, że samolot w jakimś stopniu płonął, świadczą odnalezione, spalone i stopione części jego poszycia. Czy jednak spalił się w takim stopniu, w jakim widoczny jest na zdjęciu prezentowanym obok, trudno dziś jednoznacznie wyrokować.

Ze wspomnień, które udało się uzyskać pracownikom Żarowskiej Izby Historycznej wynika, że wrak leżącego bombowca, nie budził zainteresowania miejscowych władz oraz wojska, ale chętnie odwiedzany był przez polskich osadników. W relacji tej pojawia się informacja, że karabiny maszynowe stanowiące uzbrojenie samolotu miały być jeszcze wtedy załadowane ostrą amunicją taśmową i któryś z miejscowych młodzieńców miał z takiego karabinu oddać serię w kierunku Bożanowa. Po tym wydarzeniu wojsko podobno zdemontowało pozostałe we wraku uzbrojenie. Z kolei nieżyjący już Jan Machał – były członek Miejsko-Gminnego Koła ZKRPiBWP w Żarowie, wspominał, że przed Wierzbną na polu po prawej stronie widział:

Mieszkańcy Wierzbnej na szczątkach B-17

(…) leżący cały i niezniszczony duży samolot srebrzący się w słońcu, który wylądował awaryjnie na brzuchu.

Jeżeli Jan Machał mówi, że widział cały, prawie niezniszczony samolot na ziemi, to może to oznaczać, że nie płonął on zbyt mocno w powietrzu. Być może z uszkodzonymi i palącymi się silnikami, zdołał jednak wylądować, a nie spaść na pole pod Wierzbną.

W 2017 roku Żarowska Izba Historyczna otrzymała od swojej czytelniczki niesamowite, trzecie zdjęcie z bombowca B 17 spod Wierzbnej. Widać na nim m.in. dziadka pani Agnieszki, która udostępniła fotografię, celującego z potężnego ciężkiego karabinu maszynowego Browning M2 kaliber 12,7 mm. Zdjęcie to musiało być wykonane jeszcze w 1945 lub na początku 1946 roku, jeszcze przed demontażem uzbrojenia. Niestety, kadr nie objął czołowej i środkowej części kadłuba.

Kolejną zagadką związaną z podświdnickim B-17 jest kwestia – co stało się ze szczątkami czterech pilotów z załogi, którzy zginęli jeszcze w powietrzu podczas ostrzału lub już na ziemi, po przymusowym lądowaniu.

Przez wiele lat w różnego rodzaju publikacjach pojawiało się sformułowanie, że B-17 rozbił się koło Wałbrzycha. Fakt, że członkowie załogi, którzy przeżyli, zostali przetransportowani do Szczawienka. Te fakty skłoniły poszukiwaczy szczątków poległych amerykańskich lotników – byli to John W. Pierik, Robert W. Steele, Harold A. Taylor oraz John P. Yatsco, do szukania ich także w tym miejscu – mieli być pochowani na terenie Szczawna-Zdroju, Konradowa i Białego Kamienia.

W sierpniu 2005 roku w Wałbrzychu przedstawiciele Biura ds. Jeńców Wojennych i Osób zaginionych Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych, na podstawie ustalonych miejsc pochówków dwóch lotników dokonali badań, podczas których w grobie przy Ida Dworze w Szczawnie Zdroju odnaleziono tylko drobne przedmioty mogące pochodzić z masek tlenowych (brak potwierdzenia pochodzenia przedmiotów). W trakcie ekshumacji drugiego grobu (przy dawnym szybie Tytus) zostały ujawnione kompletne ludzkie szczątki ze skorodowaną blaszką metalową na wysokości piersi. Szczątki te zabezpieczono do dalszych ekspertyz identyfikacyjnych w laboratorium na Hawajach. Wyniki tych badań (także DNA) nie pozwoliły jednak na zidentyfikowanie szczątków poległych pilotów z bombowca B-17, który rozbił się na polach Wierzbnem. Oficjalna lista zaginionych pozostaje więc nadal bez zmian. Niedawno w Wałbrzychu podjęto kolejne poszukiwania zaginionych lotników US Air Force, które także i tym razem nie przyniosły oczekiwanych rezultatów.

Szukanie grobów amerykańskich pilotów w rejonie Wałbrzycha i Szczawna Zdroju może być jednak ślepym zaułkiem. Dysponujemy bowiem innym świadectwem, które pozwala na postawienie zupełnie innej hipotezy, związanej z poszukiwaniami szczątków amerykańskich pilotów.

Grupa mieszkańców Żarowa i okolic na wraku samolotu, który jeszcze był wyposażony w broń maszynową. Zdjęcie musiało być zrobione w 1945 roku, przed demontażem broni pokładowej przez wojsko

Pierwsze ekshumacje poległych amerykańskich lotników podczas działań wojennych na Dolnym Śląsku były przeprowadzone w latach 1946/47. Ekshumowano wtedy pochowanych w Oławie lotników z samolotu lądującego pod Wrocławiem. W tym samym czasie amerykańska grupa poszukiwawcza przybyła do Wierzbnej i chociaż było to krótko po zakończeniu działań wojennych nikt z mieszkańców tej miejscowości nie znał losów zaginionych lotników Boeinga B-17G Y-46697. Miano wówczas również rzekomo nie odnaleźć miejsca ich ewentualnego pochówku pilotów.

Amerykańska komisja, po ustaleniu przyczyn i okoliczności zaginięcia, miejsc ewentualnego pochówku, występuje zawsze o ekshumację szczątków, bo zgodnie z przyjętą w siłach zbrojnych USA tradycją, każdy żołnierz martwy lub żywy ma wrócić na ojczystą ziemię. Ekshumacją i badaniami odnalezionych szczątków zajmuje się powołane w tym celu laboratorium z siedzibą na Hawajach.

Tymczasem w 2009 roku Świdnicy i jej okolicach przebywała misja polsko-amerykańska misja, która ponownie zajmowała się poszukiwaniem tych grobów. Amerykańscy inspektorzy – Shawn Walters i John A. Gray, przedstawiciele Biura ds. Jeńców Wojennych i Osób Zaginionych Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych (Joint Prisoners of War, Missing in Action Accounting Command, w skrócie JPAC) przez dwa dni gościli w Świdnicy. Towarzyszył im historyk Szymon Serwatka – nota bene świdniczanin z urodzenia, który od piętnastu lat zajmuje się działaniami wojennymi lotnictwa USA nad Polską podczas II wojny światowej.

Jan Mielniczyn w 2009 roku dokładnie wskazał miejsce, gdzie byli pochowani amerykańscy piloci i skąd ich ekshumowano (fot. A. Dobkiewicz)

Fakt śmierci pilotów, a przede wszystkim tego, że zostali pochowani na byłym cmentarzu garnizonowym w Świdnicy (dziś park Młodzieżowy u zbiegu ul. Armii Krajowej i Kolejowej), potwierdził naoczny świadek ich ekshumacji w 1947 roku, świdniczanin Jan Mielniczyn. Dzięki pośrednictwu redakcji „Tygodnika Świdnickiego” spotkał się wówczas z amerykańskimi inspektorami i dokładnie wskazał miejsce pochówku oraz opisał jak wyglądała ekshumacja czterech pilotów! Opowiedział o amerykańskich oficerach, którzy nadzorowali ekshumację (być może Ci sami, którzy w 1947 roku oglądali wrak samolotu w Wierzbnej) i kordonie funkcjonariuszy bezpieki, którzy ją zabezpieczali. Wskazał dokładnie miejsce, gdzie leżały wydobyte cztery ciała amerykańskich pilotów, a więc dokładnie tylu, ilu zginęło w katastrofie B-17 pod Wierzbną. Szczątki pilotów po ekshumacji zostały umieszczone w czterech metalowych trumnach i zabrane przez Amerykanów.

– Szukamy czterech pilotów, dokładnie tylu, ilu pochowano i ekshumowano w Świdnicy. Taka zbieżność jest zadziwiająca i pozwala domniemać, że pochowani w Świdnicy żołnierze byli rzeczywiście zaginionymi czterema pilotami z B-17, który rozbił się pod Wierzbną. Stuprocentowych dowodów na to jednak nie mamy. Problemem w wypadku poszukiwań grobów amerykańskich pilotów w Polsce jest to, że o ile dla innych krajów zachowały się listy dokonanych ekshumacji, poległych żołnierzy lub zidentyfikowanych grobów, o tyle w wypadku terenów Polski takie listy zaginęły. Nikt nie wie, gdzie one są. A do odnalezienia mamy na terenie Polski jeszcze około 110 żołnierzy, o których wiemy, że zginęli, ale nie wiemy, gdzie zostali pochowani – mówił wówczas  Szymon Serwatka. – Poza tym identyfikacja nawet tuż po wojnie nastręczała wiele trudności. Pamiętajmy, że ciała pilotów ze strąconych samolotów często były częściowo lub całkowicie spalone lub porozrywane. Czasem do jednej trumny składano szczątki kilku żołnierzy. Zdarzało się więc, że Amerykanie wiedzieli, iż są to ich żołnierze, bo pasowały miejsca i daty śmierci, znali ich nazwiska, ale nie potrafili ich zidentyfikować.

Oznaczenia Grup Bombowych na statecznikach pionowych B-17, malowane na samolotach operujących w Europie podczas II wojny światowej

Jeżeli świadectwo Jan Mielniczyna przyjąć za wiarygodne – a zbyt szczegółowo opisał ekshumację szczątków czterech pilotów, aby wątpić w jego opowieść, wersja wspomnianej wcześniej Ines Gast-Werner nie jest do końca zgodna ze stanem faktycznym. Czterej zabrani z Wierzbnej piloci nie mogli zostać wzięci do niewoli (tych, którzy przeżyli złapano przecież w okolicach Wałbrzycha). Były to natomiast prawdopodobnie szczątki czterech pilotów, którzy zginęli podczas ostrzału bombowca przez samoloty sowieckie lub podczas awaryjnego lądowania. To oni mogli zostać pochowani w Świdnicy, co byłoby zresztą logicznie uzasadnione. Świdnicki cmentarz garnizonowy był bowiem miejscem ostatniego spoczynku nie tylko żołnierzy pruskich a później niemieckich (nekropolia powstała pod koniec XVIII wieku). Chowani tu byli także żołnierze wielu innych narodowości, którzy jako jeńcy przebywali w twierdzy świdnickiej lub w okolicach Świdnicy. Pochowani tu zostali między innymi Austriacy (po wojnach śląskich), Duńczycy (po wojnie prusko-duńskiej w 1864 r.), Rosjanie, Belgowie, Serbowie, Francuzi, Anglicy – podczas I wojny światowej, czy Belgowie podczas II wojny światowej. Skoro była to „normalna” niejako procedura chowania w tym miejscu szczątków jeńców z obcych armii, dlaczego nie miano by pochować tu amerykańskich pilotów?

Co się stało z ekshumowanymi z dawnego cmentarza garnizonowego pilotami? Scenariuszy jest kilka. O ile rodzina wyraziła taką wolę mogli zostać na przykład przetransportowani do USA i tam pochowani. Ale wtedy fakt ten byłby odnotowany w amerykańskich archiwach i czterej piloci nie figurowaliby nadal na listach zaginionych. Niewykluczone, że ekshumowanych w Świdnicy pilotów nie zidentyfikowano dokładnie i zostali pochowani bezimiennie na jednym z cmentarzy wojskowych w Belgii, gdzie zresztą trzej z nich są upamiętnieni wśród żołnierzy zaginionych. Nazwisko czwartego pilota upamiętnione jest natomiast na jednym z cmentarzy we Włoszech.

O ewentualnych samolotach, które zostały zestrzelone podczas wojny wokół Świdnicy, krąży wiele hipotez i poszlak. Jak na razie upadek B-17 pod Wierzbną, to najlepiej udokumentowana tragedia z lat wojny. Raczej mało prawdopodobne, aby prawdziwa była historia strącenia koło Świdnicy amerykańskiego samolotu w maju 1944 roku, jak podają niemieckie źródła (Records of the German Air Force Commands Luftgaukommandos). Prawdopodobnie nastąpiła tu pomyłka w dacie i chodzi o samolot z Wierzbnej lub błędnie odczytano nazwę miejscowości, gdzie miało miejsce wydarzenie.

Na pewno też amerykański samolot nie spadł koło Witoszowa, jak głosiła plotka. Był to niemiecki transportowy Junkers, na pokładzie którego zginęło 11 żołnierzy i jeden oficer. Pochowani oni zostali na cmentarzu w Witoszowie, a pamiętający to wydarzenie mieszkańcy do dziś mogą wskazać miejsce, gdzie są pochowani. Wobec bardzo wiarygodnej relacji Jana Mielniczyna, która pasuje do wydarzenia w Wierzbnej, raczej należy wykluczyć hipotezę, o masowym grobie Amerykanów na cmentarzu w Pszennie lub ich pochówkach w Wałbrzychu czy Szczawnie Zdroju.

Bogdan Mucha & Andrzej Dobkiewicz

Żarowska Izba Historyczna & Fundacja IDEA

Bombowiec typu B-17 – historia produkcji i konstrukcja

Oznaczenia taktyczne: Korpus Powietrzny Armii Stanów Zjednoczonych (USAAC), 15. Armia Powietrzna, 2. Grupa Bombowa, 429. Eskadra Bombowa. Część z tych oznaczeń na pewno znajdowała się na samolocie z Wierzbnej

W 1935 roku Korpus Powietrzny Armii Stanów Zjednoczonych (US Army Air Corps) ogłosił specyfikację nr 35-26, zawierającą warunki techniczne dla nowego wielosilnikowego samolotu bombowego. Miał on osiągać prędkość maksymalną 322-402 km/h i pułap 6100-7620 m. Z prędkością 273-354 km/h powinien utrzymywać się w powietrzu przez sześć godzin. Warunki były więc bardzo ogólne, o liczbie silników i uzbrojeniu nie wspomniano. Zostały zgłoszone trzy konstrukcje: dwusilnikowe Martin B-10B i Douglas B-18A oraz czterosilnikowy Boeing Model 299. Projekt tego ostatniego przygotowywano bardzo szybko. Konstrukcję kadłuba wzorowano na samolocie komunikacyjnym Boein (760 KM). Zapas paliwa wynosił 6426 litrów. Osiągi maszyny znacznie przewyższały wymagane przez US Army Air Corps (USAAC). Przed zakończeniem prób prototyp został zniszczony w katastrofie, co spowodowało zmniejszenie wstępnego kontraktu z 65 do 13 samolotów. Zamówienie na budowę tych maszyn z silnikami Wright R-1820-39 Cyclone o mocy 634 kW (862 KM) pod oznaczeniem YB-17 zostało podpisane 12 stycznia 1936 roku. Jeden z egzemplarzy wyposażony w silniki R-1820-51 o mocy 746 kW (1014 KM) otrzymał oznaczenie B-17A. Chociaż wersję B-17B ze zmienionym przodem kadłuba zamówiono w sierpniu 1937 roku, to dostawy 39 sztuk nastąpiły dopiero między październikiem 1939 roku a marcem 1940 roku. W kolejnej wersji, B-17C, zmodernizowano uzbrojenie i zmieniono jego kaliber z 7,62 na 12,7 mm. Zamówiono 80 samolotów, ale zbudowano tylko 38, z czego 20 trafiło do brytyjskiego RAF-u jako Fortress Mk I. Pierwszy B-17C był gotowy w lipcu 1940 roku. W ramach tego kontraktu zbudowano 42 samoloty B-17D różniące się wyposażeniem i osłonami silników. Pierwszy z B-17D został dostarczony w lutym 1941 roku. Samoloty tego typu wzięły udział w działaniach bojowych. Ponieważ doświadczenia z eksploatacji pierwszych wersji wykazały słabość uzbrojenia obronnego, przeprowadzono gruntowną modernizację i znaczne zmiany w konstrukcji. Zmieniono tylną część kadłuba i usterzenie pionowe. Dodano wieżyczki z dwoma karabinami maszynowymi 12,7 mm za kabiną pilotów, za usterzeniem i pod kadłubem. Zachowano boczne stanowiska, ale w zwykłych oknach. Pierwszy egzemplarz nowej wersji B-17E był gotowy 27 listopada 1941 roku. Pierwszy kontrakt, na 277 samolotów, został zwiększony i ostatecznie zbudowano 512 B-17E. Jak na tamten okres maszyna była potężnie uzbrojona. Brytyjski RAF otrzymał 45 B-17E jako Fortress MkII. Mankamenty wersji E usunięto w produkowanej masowo w trzech zakładach wersji B-17F. Boeing zbudował 2300 sztuk, Lockheed w zakładach Vega – 500, Douglas w zakładach Long Beach – 605, co daje łącznie 3405 B-17F. W samolotach tej wersji stosowano silniki Wright Cyclone R-1820-97 o mocy 883 kW (1200 KM), zapewniające prędkość maksymalną 523 km/h. Była to najszybsza wersja B-17. Maksymalny ładunek bomb wynosił 4761 kg, ale w misjach nad Europą zabierano najczęściej 1814 kg. RAF otrzymał 19 B-17F. 21 samolotów przebudowano na YB-40 ze zwiększonym uzbrojeniem obronnym, ale ta wersja była zbyt powolna i nie mogła towarzyszyć normalnym bombowcom. Ostatnia wersja produkcyjna B-17 G powstała wiosną 1943 roku. Samolot ten określano mianem Latającej Fortecy (Flying Fortress). Prototyp zaczął latać 21 maja, a pierwszy samolot seryjny przekazano 4 września. Produkcję zakończono 29 lipca 1945 roku, po powstaniu 8680 egzemplarzy. Zakłady Boeing zbudowały 4035 sztuk, zakłady Douglasa – 2395, a zakłady Lockheed – 2250. Główną różnicą w porównaniu z B-17F było wprowadzenie wieżyczki pod przednią częścią kadłuba. W późniejszych seriach montowano nową tylną wieżyczkę. Wariant wersji B-17G z podwieszaną szalupą i radarem nosił oznaczenie B-17H. Istniał też wariant patrolowy PB-1W i rozpoznawczy RB-17. Niewielką liczbę B-17 przebudowano na samoloty transportowe. Łącznie powstało 12 761 B-17.g 247, a płat stanowił zmniejszoną wersję zastosowanego na olbrzymim XB-15. Prototypowy Model 299 wykonał pierwszy lot 28 lipca 1935 roku. Samolot napędzały cztery dziewięciocylindrowe bezsprężarkowe silniki gwiazdowe Pratt&Whitney R-1690 Hornet o mocy 559 kW

Rzuty „Latającej Fortecy” B-17 (Źródło: Wikipedia/Emoscopes/CC BY-SA 2.5)

Dane techniczne samolotu Boeing B-17G-60-DL

  • Typ: ciężki samolot bombowy o całkowicie metalowej konstrukcji i chowanym podwoziu
  • Załoga: 10 osób
  • Silniki: 4 dziewięciocylindrowe gwiazdowe chłodzone powietrzem Wright R-1820-97 Cyclone o mocy 883 kW (1200 KM)
  • Osiągi: prędkość maksymalna 486 km/h na pułapie 7620 m; prędkość przelotowa 257 km; czas wznoszenia na 6096 m – 37 min; pułap 10850 m; zasięg 5470 km
  • Masa własna: 16 391 kg; masa startowa 32 660 kg
  • Wymiary: rozpiętość 31,62 m; długość 22,78 m; wysokość 5,82 m; powierzchnia  nośna 131,92 m².
  • Uzbrojenie: 13 ciężkich karabinów maszynowych Browning M2 kaliber 12,7 mm, bomby do 7983 kg
8 LIKES

Skomentuj jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Mission News Theme by Compete Themes.