Press "Enter" to skip to content

Znalazła ciało w studni…

Spread the love

… czyli kryminalna zagadka z XVI wieku, 444 lata później opisana

Świtem 28 lipca Anno Domini 1576, w dworze opatów krzeszowskich, jaki od wielu dziesiątków lat mieścił się w obszernym domu przy Herrengasse, w polskich czasach zwaną ulicą Pańską, służąca wstała, by rozniecić ogień w palenisku przed przygotowaniem porannego posiłku dla opata i towarzyszących mu braci cystersów. Jak każdego ranka młoda dziewczyna, która nie liczyła jeszcze 16 wiosen, pochodząca z jednej z wsi należących do klasztoru Cystersów w Grussau i od roku posługujaca w dworze krzeszowskich opatów, szybko ubrała się, a że lato było gorące, nie będąc narażoną na spojrzenia domowników, którzy byli jeszcze pogrążeni we śnie, narzuciła na siebie koszulę bez gorsetu, wciągnęła spódnicę i boso wyszła na zaplecze domu, gdzie znajdowała się studnia ze znaną z znakomitej jakości wodą, która była nieodzownym składnikiem słynnego świdnickiego piwa. Podchodząc do studni sięgnęła po stojący obok drewniany cebrzyk i po zaczepieniu go na haku, wolno zaczęła kręcić kołowrotem. Skrzypienie starego drewna wyrwało ją z sennego odrętwienia. Nie wiedzieć czemu, odruchowo spojrzała w głąb studni… Gdy przyzwyczaiła oczy do ciemności, co trwało niedługą chwilę, poranną ciszę przeszył jej budzący grozę krzyk, o wiele głośniejszy niż skrzypienie starego kołowrotu. Siedzące na pobliskich drzewach i dachach budynków, drzemiące jeszcze ptaki, zerwały się, spłoszone rozpaczliwym dźwiękiem, jaki wydobywał się z gardła służącej. W studni obleczone w białą szatę nocną pływało ludzkie ciało…

Klasztor pocysterski w Krzeszowie

Tak mogłaby zacząć się pasjonująca opowieść kryminalna oparta na rzeczywistych wydarzeniach, do jakich doszło w Świdnicy właśnie w 1576 roku. Zanim jednak przejdziemy do finału tej historii, musimy cofnąć się dwa lata…

Jest rok 1574. W klasztorze Cystersów w Grussau – miejscowości, która po prawie pięciu wiekach została nazwana Krzeszowem, atmosfera pobożności i modlitw nie mogła przesłonić kryzysu wyznania katolickiego, z czego doskonale zdawali sobie sprawę tutejsi opaci, patrząc chociażby na malejącą z roku na rok liczbę powołań do zakonu. Jeszcze w 1520 roku było w klasztorze 60 braci, za ćwierćwiecze będzie ich tylko 12. Wpływ na to miała bez wątpienia Reformacja, której nowe idee znajdowały ogromną ilość zwolenników na całym Śląsku. Na dodatek w tymże 1574 roku odszedł z tego świata do królestwa Ojca swego wielce czcigodny krzeszowski opat Christoph Scholz, co smutkiem napełniło braci, jako że przewodził zgromadzeniu zaledwie cztery lata (1571-1574). Jego śmierć nie tylko napełniła współbraci smutkiem, co jest ze wszech miar zrozumiałe. Wydawała się jednak także na tyle dziwną, że wzbudziła wiele domysłów i plotek, szeptanych tyle pokątnie i utrzymywanych w tajemnicy,  tak że nie wyszły one poza szacowne mury klasztoru.

Następcą opata Scholza został wybrany Nikolaus Ruperti, któremu dla porządku przydano liczebnik „VII”. Nie wiemy o nim zbyt wiele. Na podstawie lakonicznych zapisków kronikarskich wiadomo, że pochodził z Frankonii. Możemy przypuszczać, iż z wielką energią zajął się nie tylko sprawami wiary. Być może znał starą maksymę, że nie jest dobrze gdy potrzeby ducha oddziela się od potrzeb ciała. Klasztor posiadał ogromne majętności, którymi należało sprawnie zarządzać, aby przynosiły zyski klasztorowi i braciom, w domyśle oczywiście – jakie były obracane na chwałę Bożą. Przykładem takiej gospodarczej działalności opata Nikolausa VII Rupertiego były regulacje, jakie dotyczyły funkcjonowania produkcji i handlu w Chełmsku Śląskim, które od 1343 r., kiedy książę z dynastii Piastów świdnicko-jaworsko-ziębickich Mikołaj II, sprzedał je wraz z przynależnymi ziemiami klasztorowi w Krzeszowie. Chełmsko Śląskie, pozostawało zresztą własnością Cystersów aż do kasaty zakonu w Prusach w 1810 roku!

Opat Nikolaus, dbając o rozwój gospodarczy Chełmska Śląskiego, w wydanym urbarzu piwnym podkreślał znakomitą jakość chełmskiego piwa, którego produkcję promował. Podobnie rzecz się miała z łaźnią miejską, którą chociaż była własnością opactwa, ku pożytkowi mieszczan chełmskich przekazał z tym zastrzeżeniem, że winni utrzymywać w niej na własny koszt, przynajmniej jednego, odpowiednio biegłego łaziebnika.

Dom opatów krzeszowskich przy dawnej ulicy Pańskiej

Godność grussańskiego opata Nicolaus VII Ruperti pełnił przez dwa lata. Wielkim szokiem dla współbraci musiał pozostawać fakt, że gdzieś zapewne w czerwcu lub lipcu 1576 roku opat z klasztoru zbiegł, zamieszkując w domu czy też jak ówcześnie był nazywany – Dworze Opatów w Świdnicy przy ulicy Pańskiej. Jeszcze większym szokiem musiała dla nich okazać się wiadomość, że rankiem 28 lipca tego roku ciało opata znalazła w studni prosta, wiejska dziewczyna, która posługiwała w Dworze.

Jaka tajemnica stała za utonięciem oparta? Czy ktoś się do niego przyczynił? I w końcu czy rzeczywiście uciekł z Krzeszowa, czy też po prostu wyjechał z niego i zatrzymał się w Świdnicy?

Dość często powielana w różnego rodzaju opracowaniach wersja o samobójczej śmierci opata z powodu depresji, wynikłej z kryzysu wiary na Śląsku i masowym przechodzeniem ludności Śląska na protestantyzm, wydaje się zwykłym, no a w każdym razie nie popartym niczym… bajdurzeniem. Mało tego, podawana jest informacja, jakoby po ucieczce Krzeszowa opat porzucił celibat!!! W II połowie XVI wieku idee Lutra i nowa wiara były na Śląsku już na tyle ugruntowane, iż nie mogły stanowić przyczyny, dla której opata miała dopaść nagła depresja i która spowodowała jego samobójczą śmierć. Z takiego założenia wychodzi znawca reformacji na Śląsku i współautor tegoż szkicu, świdnicki historyk Sobiesław Nowotny. Są zresztą na potwierdzenie tej tezy dowody.

Pozostałości wyburzonej w latach 50. i 60. XX wieku zabudowy dawnej Herrengasse (Pańskiej) przy której znajdował się dwór opatów krzeszowskich

Jakie były więc przyczyny tego, co się naprawdę się stało 28 lipca w Świdnicy? Odpowiedź w tej materii przynoszą nam stare kroniki świdnickie, w których odnajdujemy zapiski, w jakimś stopniu wyjaśniające tajemnicę sprzed dokładnie 444 lat. Zapisy w tych kronikach co do śmierci opata są o tyle wiarygodne, że spisywane były przez osoby współczesne opatowi i w jego czasach żyjące. Pierwszym z dwóch autorów, których świadectwo chcemy tu przywołać, jest Martinus Thommendorf, osoba w Świdnicy poważana, w latach 1557-1591 trzynastokrotnie urząd ławnika pełniący i czterokrotnie członkiem rady miejskiej wybierany. Był autorem niezwykle cennej kroniki swoich czasów, tzw. „Kroniki Thommendorfów”. Pod datą 28 lipca 1576 r. czytamy w niej:

1576 [28 lipca] Nicolaus, z nacji frankońskiej, opat krzeszowski, popadł w depresję, gdyż zamordował swego poprzednika opata Christopha poprzez podanie mu trucizny; z powodu okrucieństwa tegoż czynu fałszywie sobie wmówił, iż zostanie ciężko ukarany, z tej to obawy mocno wzburzony z własnej woli rzucił się do studni; zmarły ten został stamtąd wyciągnięty i ciało zmarłego przewiezione zostało do Krzeszowa.

(łac. 1576 [28. Julii] Nicolaus, abbas natione Francus monasterii Grissauiensis, in melancholiam incidit, ceu antecessorem suum Christophorum abbatem veneno necarit; ob cujus facti atrocitatem falso sibi persuasit, graviter se mulctatum iri, unde tanta consternatione percitus sponte se in puteum conjecit; hinc mortuus extractus est et corpus mortuum Grissoviam curru vectum.).

Drugą informację znajdujemy w innym dziele, które szczęśliwie dotrwało do naszych czasów, tzw. „Kronice Uslera i Seilera”:

18 lipca opat z Krzeszowa w Świdnicy we swym dworze przy ul. Pańskiej skoczył do studni i się utopił, który to opat był podejrzany, iż swego poprzednika, byłego opata, zamordował.

(niem. Den 18. July ist der Abbt von Grüßau zu Schweidnitz in seinem Hoffe auff der Herren Gaße in den brun gesprungen und ersoffen, welcher im Verdacht gewesen, daß Er seinem Vorfahr, dem gewesenen Abbt, vergeben hätte.).

Jakie wnioski można zatem wysnuć z obu zapisków?

Przede wszystkim to, że opat Nikolaus VII Ruperti podejrzewany był o zgładzenie za pomocą trucizny swego poprzednika w grussańskim klasztorze – Christopha Scholza. Nie wiemy przy tym, czy był tylko podejrzewany o ten bezbożny czyn, czy też rzeczywiście złamał piąte przykazanie „Nie zabijaj”. Trudno też o miarodajną odpowiedź w kwestii, czy tylko wyjechał z Krzeszowa do Świdnicy, czy też rzeczywiście uciekł. Fakt, że jednak zatrzymał się w Dworze Opatów w Świdnicy na pewno świadczy o tym, że celibatu porzucić, a habitu zrzucić nie mógł.

Jedna z wielu studni, jaką odkryto przy ulicy Pańskiej. Być może właśnie do tej rzucił się opat Nikolaus VII Ruperti

Jakiż zatem mógł być scenariusz wydarzeń sprzed dokładnie 444 lat? Według nas opat Nicolaus nie uciekł z Krzeszowa, a po prostu wyjechał, zatrzymując się w swoim dworze w Świdnicy. Być może nieobecność opata wykorzystali jego przeciwnicy do oskarżenia go o zabójstwo i doszło to do niego? Ale jeżeli tak rzeczywiście było, dla jakich powodów czekali z ujawnieniem prawdy aż dwa lata? A może rzeczywiście opat dopuścił się zbrodni? Tu jednak też ponowić można poprzednie pytanie? Aż dwa lata walczył z depresją i w końcu psychicznie uciemiężony postanowił przerwać swój dramat? A może po prostu nie wytrzymał oszczerstw, jakie po śmierci jego poprzednika dotykały go samego? Jakie przemiany musiały w nim zajść, aby z cynicznego truciciela, stać się ofiarą własnej słabości? A może to nie było samobójstwo? Może opata zamordowano, aby zatuszować sprawę. A może dano mu do wyboru śmierć w męczarniach, jakie zbrodniarza czekały, lub samobójstwo?

Ocenę całej sytuacji komplikuje fakt, że jak donosi Thommendorf, ciało opata ze studni wydobyte, do klasztoru w Grussau przewieziono. Zadawano by sobie tyle trudu dla pochowania mordercy?

… Trzy dni leżała służąca gorączką trawiona, na skutek  szoku, jakim było znalezienie ciała opata. W tym czasie na dworze trwały gorączkowe rozmowy miejskich notabli i braci Cystersów, jak całą sytuację rozwiązać w sposób, który najmniejszą szkodę ludziom przyniesie i wiary ich w boskie posłannictwo opata i zakonu nie podważy. Kiedy na czwarty dzień obudziły ją promienie południowego słońca, powoli wstała i podeszła do drzwi zatylnich. Opierając się o belkę nad niskimi drzwiami zmrużyła oczy, patrząc bezwiednie w kamienną cembrowinę studni, od której dzieło ją kilkanaście kroków. Powoli wracały obrazy sprzed kilku dni. Nie rozumiała nic z tego, co się zdarzyło. Wiedziała jedynie, że opat swoją dobrocią wiele serc zjednał u tych, którym pomagał. Idąc boso w kierunku studni, dotarła do cembrowiny. Oparła się o nią plecami, siadając na ziemi. Po policzkach płynęły jej łzy, a piersi uniosły się w głębokim westchnieniu, który napełniał wszechogarniający jej ciało żal..

Andrzej Dobkiewicz & Sobiesław Nowotny

11 LIKES

Skomentuj jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mission News Theme by Compete Themes.