Press "Enter" to skip to content

„Nacht und Nebel” (cz. III)

Spread the love

Podczas II wojny światowej, w więzieniu w Świdnicy, przetrzymywany był brytyjski obywatel Peter Denis Hassall. Pozostawił on niezwykłe wspomnienia ze swojego uwięzienia w ówczesnym Schweidnitz. Ból, cierpienie i dramat młodego Anglika nie przeszkodził mu dokonywać bacznych obserwacji, otaczającej go rzeczywistości. Jego wspomnienia, to niezwykle cenny dokument do historii Świdnicy w latach II wojny światowej. Skąd Brytyjczyk wziął się w odległej Świdnicy? Wcześniejsze części artykułu można przeczytać tutaj: „Nacht und Nebel” (cz. I) i „Nacht und Nebel” (cz. II).

***

Poprzedni odcinek wspomnień Petera Denisa Hassalla o pobycie w więzieniu w Świdnicy podczas II wojny światowej zakończyliśmy na wrześniu 1944 r., kiedy Peter został skierowany do pracy w warsztatach koncerny „Siemens”, jakie mieściły się na terenie świdnickiego więzienia. Oddajmy głos Hassallowi…

(…) Nasz „Meister” (brygadzista), Herr Snider, niski, nieprzyjemny mężczyzna, był odpowiedzialny za fabrykę. Cieszyłem się, że większość bretońskiej grupy była tam ze mną. Ożywiali atmosferę psotami, pomagali także innym „organizując” potrzebne rzeczy dla siebie i swoich towarzyszy. Moi najbliżsi przyjaciele oraz kolega z celi – René Leclerc z Meulan pod Paryżem, dołączyli do mnie w fabryce, gdzie pracowaliśmy ramię w ramię. René i ja byliśmy bardzo blisko od czasów pobytu w Breslau. Był w stanie podtrzymać mnie na duchu, kiedy się załamywałem, ja robiłem to samo dla niego. Staliśmy się prawie nierozłączni. Naszą indoktrynację w procesie wytwarzania narzędzi rozpoczęliśmy od pokazu, jak wytoczyć kwadratowy kawałek stali z dokładnością do 1/1000 centymetrów tolerancji – wszystkie strony musiały być dokładnie równe i idealnie płaskie. Pokazano nam również, jak korzystać z dużych pilników, średnich pilników, a także bardzo drobnych, wykończeniowych pilników i wszystkich rodzajów papieru ściernego. Ponadto do opanowania były tokarki i wiertarki. Kiedy poczuliśmy, że wykonaliśmy idealną kostkę, wezwano „Meistera”, który zmierzył wszystkie sześć boków swoim mikrometrem, a następnie umieścił stalową linijkę wzdłuż każdej strony i sprawdził je pod światło elektrycznej żarówki. Jeśli widoczne było światło, oznaczało to, że bok był albo lekko wklęsły albo wypukły. Oznaczało to również, że musieliśmy obrobić kostkę, dopóki „Meister” nie był zadowolony, że wyprodukowaliśmy prawie idealną kostkę.

Peter Denis Hassall (Źródło: www.frankfalallaarchiv.org)

Nie była to ani trudna, ani wymagająca praca. W ciągu dwóch-trzech dni wszyscy zrobili prawidłowo swoje kostki. Musiały być dokładnie zgodne ze specyfikacją, ponieważ jeśli zostały odrzucone więcej niż jeden raz, „przestępca” był odsyłany z powrotem do ogólnej części więzienia, do cel zakażonych gruźlicą. Do naszej małej fabryki przyszło z czasem wyposażenie. Były to duże i małe tokarki, prasy wiertnicze, podgrzewana elektrycznie kadzie, w której stal miała być hartowana i wiele innych urządzeń, których nie mogłem zidentyfikować. Otrzymaliśmy: zestaw pilników, mikrometr, różne rodzaje papieru ściernego, a na końcu niebieski wydruk z planem narzędzia, które mieliśmy wykonać dla Trzeciej Rzeszy. Dwie grupy z Bretanii posiadały wcześniejsze doświadczenie i wiedzę mechaniczną, były w stanie więc pomagać innym. Byłem zadowolony z moich postępów i czułem, że szybko nabrałem wprawy. Uznałem tę pracę za interesującą i co ważniejsze – była czasochłonna i lepsza niż przebywanie w celi, w której wdychano drobnoustroje gruźlicy. Postanowiłem pozostać w fabryce tak długo, jak to możliwe, dlatego pracowałem tak sumiennie, jak tylko mogłem, przy robieniu małych matryc, które nie różniły się niczym od matryc wytłaczających monety w narodowych mennicach. Żadne dwie matryce nie były takie same i nigdy tak naprawdę nie wiedzieliśmy, do czego są przeznaczone chociaż krążyły plotki, że były używane w niemieckim uzbrojeniu.

Mój pierwszy mały element, jaki wykonałem został zaakceptowany przez „Meistera”. Musieliśmy bardzo uważać, aby czegoś źle nie wykonać, ponieważ „Meister” i strażnicy często wspominali słowo „sabotaż”, a sabotaż i śmierć były synonimami. Kiedy „Meister” był zadowolony z pomiarów i jakości, gotowy produkt był zatwierdzany, ale zanim jakaś matryca opuściła stanowiska robocze, każdą uderzaliśmy za pomocą naszych młotków mając nadzieję, że chociaż trochę ją uszkodzimy. Po hartowaniu matryce były montowane i testowane przez „Meistera”, który wpychał cienkie paski metalu przez szczeliny, a następnie tłoczył kilka kawałków, które dokładnie odmierzał. Jeśli był zadowolony, pakował matryce do kartonowych pudeł i zabierał je ze sobą po pracy. Rozumieliśmy, że małe matryce były następnie przewożone do fabryki Heliowatt Inc., gdzie bez wątpienia wytłoczyły tysiące małych kawałków, niezależnie od tego, jakiej części maszyny lub broni były.

W grudniu jeden z moich kolegów z celi, który pracował w komandzie poza więzieniem powiedział mi, że grupę angielskich więźniów przywieziono do pobliskiej mleczarni do pracy i że miał z nimi kontakt. Gdy tylko to usłyszałem, usiadłem i napisałem do nich list. Wyjaśniłem swoją sytuację i poprosiłem odbiorcę mojego listu, aby spróbował wysłać wiadomość przez Czerwony Krzyż, do „Pana i Pani Hassall, Winchester House, Winchester Street, St. Helier, Jersey, Channel Islands” i dać im znać że jestem na Śląsku i wciąż żyję w grudniu 1944 r. Tydzień później dostałem małą notatkę od Gunnera Hancila z Cardiff w Walii. Napisał, że dołoży wszelkich starań, aby przekazać moim rodzicom wiadomości. Byłem zachwycony i miałem nadzieję, że zrobiłem mały wyłom w „Nacht und Nebel” nazistowskich Niemiec.

Dawne więzienie o zaostrzonym rygorze w Świdnicy, obecnie Areszt Śledczy

Zima 1944/1945 była wyjątkowo zimna. Dużo śniegu leżało na dachach i ulicach Schweidnitz. Nasze cele były lodowate, a dwa cienkie koce nie dawały rady  nas ogrzać. Co gorsze, racje żywnościowe zostały ponownie zmniejszone. Poranny chleb był cieńszy, a zupa z rzepy zawierała teraz skórki. Z przyjemnością zostawiałem zimną i zatłoczoną celę i szedłem do warsztatu, gdzie kadzie z gorącym olejem utrzymywały ciepło w pomieszczeniu i gdzie nie musieliśmy myśleć o jedzeniu i gruźlicy, ponieważ koncentrowaliśmy się na robieniu małych elementów. Żeby było cieplej wepchnęliśmy żelazne łóżko do rogu celi i zrobiliśmy miejsce na nasze materace na podłodze. W ten sposób dwoje z nas miało cztery cienkie koce i korzystało z ciepła innych. Było mi wygodnie spać obok mojego przyjaciela René, który zabawiał mnie w nocy opowieściami z dzieciństwa, potrawach jakie gotowała matka i o pracy ojca.

Więzienie w Świdnicy – przekrój. W którejś z cel z lewej strony więziony był Peter Denis Hassall

Było oczywiste, że Sowieci zbliżali się, ponieważ główna droga, prowadząca do stacji kolejowej Schweidnitz, była ciągle zatłoczona niemieckimi uchodźcami. Niektórzy jechali na wozach zaprzężonych w konie, inne ciągnęli za sobą małe wozy, jeszcze inne szli obciążeni dużymi walizkami. Uchodźcy pochodzili głównie z Prus Wschodnich i obszarów na wschód od Odry, które były zagrożone lub zostały opanowane przez Armię Czerwoną. Zauważyliśmy, że uchodźcami byli głównie ludzie starsi, kobiety i dzieci, co dało nam pewne wskazówki, gdzie byli sprawni mężczyźni. Uchodźcy wciąż spoglądali w tył, jakby spodziewali się, że kawaleria Armii Czerwonej zaatakuje główną ulicą.

Wszyscy udawali się na stację kolejową, na której czekały pociągi odjeżdżające na zachód. Nasza cela znajdowała się na drugim piętrze, z widokiem na drogę prowadzącą do stacji i mogliśmy widzieć uchodźców wczesnym rankiem, zanim wyszliśmy do pracy. Kiedy wracaliśmy wieczorem, nadal płynęli w kierunku stacji. Ponieważ nie pracowaliśmy w niedziele, patrzyliśmy, jak przemykają przez cały dzień, jednak nie był to miły widok, nawet dla skazanych „terrorystów”. Pewnego dnia syreny powietrzne Schweidnitz wykrzyczały swoje ostrzeżenia przed zbliżającym się wrogimi samolotami. Spojrzeliśmy przez okna fabryczne na tyle szybko, aby zobaczyć lecące samoloty myśliwskie z czerwonymi gwiazdami na skrzydłach, ryczące nad główną ulicą, prawie nad dachem. Potem rozległ się dźwięk karabinów maszynowych. Zobaczyliśmy makabryczną scenę: ciała i części ciała rozrzucone były po całej drodze, a śnieg nie był już biały. Niektóre poszatkowane postacie ruszały się, a nas prześladowały krzyki rannych, zwłaszcza dzieci.

Potem znów zabrzęczały karabiny maszynowe, a małe samoloty wykonały kolejny przelot. Niektórzy więźniowie NN na parterze zostali wysłani, aby pomóc ofiarom tej straszliwej rzezi, jednak uchodźcy zwrócili się przeciwko nim, gdy tylko usłyszeli francuski i inne języki obce. Na szczęście strażnicy zdawali sobie sprawę z tego, że muszą zaprowadzić więźniów z powrotem do więzienia, zanim uchodźcy zechcą ich zlinczować i powiesić na najbliższych latarniach.

Kolumny uchodźców szły aż do ​​stycznia 1945 r. Przerzedziły się dopiero w lutym. Pozostaliśmy w warsztacie, robiąc nasze małe metalowe elementy. Jedzenie pogorszyło się i coraz więcej z nas umierało na gruźlicę.

Cdn

Andrzej Dobkiewicz

Fundacja Idea

10 LIKES

Skomentuj jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mission News Theme by Compete Themes.