Widok Gór Sowich, a w szczególności najwyższego szczytu tego masywu górskiego, Wielkiej Sowy (1015 m n.p.m.), towarzyszy niemal stale mieszkańcom Świdnicy i okolicznych wiosek; większość z nas była w Górach Sowich, wdrapywała się z mozołem na poszczególne szczyty, podziwiała piękno przyrody tego obszaru, gdzie czas zdaje się nie upływać, a wszystko wygląda tak, jak przed dawnymi wiekami.
Taki obraz tych gór tworzymy sobie my – ludzie żyjący na przełomie XX i XXI wieku. Obraz sielanki zapamiętany zwykle w czasie sobotniej, czy niedzielnej wycieczki. Historia zasiedlania, wykorzystania gospodarczego i poznawania tych gór była jednak bardziej burzliwa i trudna, a żyjący tu niegdyś ludzie musieli pokonywać wielkie trudności, zmagać się z dziką, nieokiełznaną naturą, zakładać osady, walczyć z kaprysami pogody i torować sobie drogi przez niedostępne i mroczne doliny. Nie wiemy, kiedy człowiek po raz pierwszy stanął na terenie tych gór, lecz musiało to mieć miejsce w czasach, które archeolodzy nazywają epoką kamienia. Świadczą o tym chociażby ślady w postaci kamiennych narzędzi i być może ofiar, znalezione w pobliżu źródeł Bystrzycy (tzw. Rumpelbrunnen) w pobliżu Głuszycy. Należały zapewne do grup osadniczych, które zajmowały się myślistwem, które mogły uznawać źródła za święte. W czasach znanych ze źródeł historycznych Góry Sowie pojawiają się dopiero w materiałach źródłowych pochodzących z okresu średniowiecza. Wiadomo, że stanowiły one widownię walk między władcami czeskimi i polskimi o prymat na Śląsku i w 1137 r. ich szczyty uznano za naturalną granicę między Koroną Polską a Czeską. Stąd też przez całe wieki nazywano je Górami Czeskimi (montana Bohemiae lub montana bohemica) – nazwa ta była w obiegu wśród ludności Śląska, podobnie jak ludzie przybywający z Czech nazywali „śląską górą” Masyw Ślęży (mons Silesiae).
Po raz pierwszy nazwa Gór Czeskich, jako określenie na Góry Sowie pojawia się w jednym z dokumentów księcia śląskiego Henryka II Pobożnego, pochodzącym z 1240 r. Tego samego określenia w stosunku do tego pasma górskiego używa autor jednego z najcenniejszych źródeł narracyjnych dotyczących dziejów średniowiecznego Śląska, mianowicie słynnej Księgi Henrykowskiej. Przez cały okres średniowiecza Góry Sowie były zatem górami granicznymi z Czechami. Obszar ten traktowano, przynajmniej we wczesnym okresie średniowiecza, za czasów rządów samodzielnych książąt śląskich z linii wrocławskiej, a potem świdnicko-jaworskiej, jako przesiekę – teren, który posiadał znaczenie militarne, a jakiekolwiek osadnictwo na tym obszarze było surowo zakazane, chyba że wymagały tego sprawy wojskowe i działo się to jedynie z polecenia władcy. Przesieka zaczęła tracić jednak na znaczeniu wraz z budową szeregu miast na przedgórzu, wzdłuż tzw. drogi podsudeckiej (Jawor, Strzegom, Świdnica, Dzierżoniów, Ząbkowice Śl., Paczków itd., aż po Prudnik i Gliwice).
W ich najbliższym otoczeniu powstawały liczne wioski, związane więzami gospodarczymi, administracyjnymi i sądowniczymi z ośrodkami miejskimi. Osadnictwo tego typu coraz bardziej wkraczało na tereny dawnej przesieki, co było oczywiście procesem nieuniknionym. Najwyższe szczyty górskie pozostawały jednak początkowo wyłączone z tego typu działań – główną przyczyną była ich strategiczna funkcja. O ich znaczeniu świadczą najlepiej nazwy poszczególnych szczytów górskich, które obowiązywały jeszcze w I poł. XIX wieku – Wielką Sowę nazywano bowiem Popelberg, a zatem górą, z której szczytu wysyłano sygnały świetlne, Sowie Skały – Popelsteine (podobne pochodzenie nazwy), zaś Małą Sowę – Weite Berg – Szeroką Górą, czy też górą o szerokim, rozległym szczycie, który w owym czasie nie był zapewne porośnięty lasem. System ostrzegania świetlnego w Górach Sowich, o którym nie wiemy zbyt wiele, istnieć musiał w okresie rządów książąt śląskich, a potem świdnicko-jaworskich. Również w najbliższym otoczeniu Świdnicy, w pobliżu Makowic, a zatem na przedpolu Gór Sowich, napotykamy na nazwę Popelberg – jest to obecnie góra Popiel. Przypuszczalnie jego sens polegał na tym, iż w momencie zbliżania się wrogich oddziałów zapalano na szczytach gór wielkie ogniska, a sygnały te widoczne były na duże odległości. Pozwalało to szybkie zorganizowanie obrony w miastach leżących wzdłuż drogi podsudeckiej i ewentualne przeprowadzenie kontrataku w odpowiednim do tego miejscu. Niestety o szczegółach działania tego systemu nie wiemy niemal niczego, gdyż źródła pisane z tego okresu zachowały się w szczątkowej formie.
System sygnalizacji świetlnej w Górach Sowich funkcjonował z całą pewnością w czasach książąt śląskich, a potem świdnicko-jaworskich. Aby ochrona granicy z Czechami była możliwa i skuteczna, istnieć musiał dodatkowy system aprowizacji oddziałów, zajmujących się pełnieniem straży w tych okolicach. Przypuszczalnie początkowo sprawy te leżały w gestii książęcej, a strażnicy utrzymywani byli dzięki z położonych w pobliżu majątków książęcych. Co jednak kryje się pod pojęciem „w pobliżu”, skoro przesieka rozciągała się szerokim pasem od najwyższych szczytów gór, aż po wspomnianą wcześniej drogę podsudecką, czyli obecną drogę Świdnica-Dzierżoniów? Był to na dodatek teren porośnięty gęstym lasem, gdzieniegdzie tylko poprzerywany śródleśnymi polanami, jak np. w okolicy obecnego Wieruszowa. Aprowizacja nadgranicznych garnizonów odbywać się zatem musiała z terenów bardziej odległych, a w grę wchodzą jedynie majątki położone w dolinie rzeki Bystrzycy – od wieków nazywanych Śląską Doliną, która z jednej strony stanowi naturalną bramę do gór, z drugiej strony naturalną granicę między pasmami Gór Sowich i Wałbrzyskich. Tędy zresztą prowadziła najwygodniejsza droga z tego obszaru księstwa świdnicko-jaworskiego do Czech, chroniona potężnym zamkiem Grodno w pobliżu Zagórza Śląskiego, który należał do rodzimych Piastów.
Najwyższe pasmo Gór Sowich przypisane jednak było do majątku w Burkatowie! Tę szokującą i sensacyjnie brzmiącą informację odnaleźć można w niezmiernie interesującej i nieznanej dotychczasowym badaczom, rękopiśmiennej Kronice Głuszycy, której notatki pochodzą co prawda z okresu nowożytnego, lecz retrospektywnie odnoszą się też czasów średniowiecza. Kronika ta przechowywana jest obecnie w Archiwum Państwowym we Wrocławiu, a do końca II wojny światowej stanowiła jeden z cenniejszych rękopisów słynnej Biblioteki Majorackiej rodziny von Hochbergów w Książu. Jej autor pod datą 1564 roku opisuje historię budowy kościoła w Sierpnicy (niem. Rudolfswaldau) i przy okazji, niemal na marginesie wspomina:
Wieś ta założona została w 1540 r., przez człowieka o imieniu Melchior Rudolf, który pochodził z Burkatowa i był pierwszym gospodarzem, a w tutejszych lasach wytwarzał drewno [zapewne drewno opałowe] i drewniane gonty, a wiosce tej udzielił swego imienia. Lasy te wraz z Górami Sowimi należały do Burkatowa.
W kontekście naszego opisu szczególnie interesujące jest naturalnie ostatnie zdanie tej adnotacji. Nie wiemy wprawdzie kiedy nastąpiło związanie Gór Sowich z majątkiem w Burkatowie, lecz przypuszczać należy, iż działo się to w schyłkowym okresie panowania książąt świdnicko-jaworskich. Książę Bolko II i jego żona Agnieszka, zdając sobie sprawę, iż schodzą z tego świata bezpotomnie, przekazywali najważniejsze zamki i majątki książęce swego władztwa, w ręce swych wiernych rycerzy po to, aby nie dostały się one bezpośrednio w ręce czeskie – mimo układu o dziedziczenie, który gwarantował Czechom przejęcie całego księstwa świdnicko-jaworskiego, z zachowaniem jednak odrębności obu księstw. Rycerze, a zatem najwyższa warstwa społeczeństwa obu księstw mieli być gwarantami owej szerokiej autonomii. Tak stało się zatem z majątkiem w Witoszowie Górnym – do podobnych wydarzeń odnosi się nawet tablica inskrypcyjna zachowana w tamtejszym pałacu. Taki los spotkał majątki książęce w Kotlinie Jeleniogórskiej, gdzie najważniejsze zamki nadgraniczne przeszły pod opiekę, a następnie na własność możnego rodu von Schaffgotschów (posiadali oni całe Karkonosze i Góry Izerskie oraz zamek Gryf w pobliżu Gryfowa Śląskiego). Przytoczyć by w tym miejscu można wiele podobnych przykładów, nas jednak interesują losy Burkatowa i Gór Sowich. Wieś jak wiadomo należała początkowo do rodu von Rohnau, potem zaś von Betschau. W XIV w. ród von Betschau posiadał również część Lutomi i Bojanic. Przypuszczać zatem należy, iż to oni otrzymali opiekę nad niezamieszkałymi w dużym stopniu Górami Sowimi, które związane zostały na stałe z majątkiem w Burkatowie. Gdy wraz z przejściem księstwa świdnicko-jaworskiego zagrożenie ze strony Czech przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, a granica biegnąca szczytami Gór Sowich miała jedynie charakter formalny, właściciele majątku starali się wyciągnąć jak największe korzyści z posiadania tak rozległych obszarów, prowadząc tu gospodarkę leśną, górniczą (poszukiwano tu głównie rud metali), czy też wypasową. Dopiero też w XVI wieku, w ślad za poszukiwaniami górniczymi, rozpoczęto zasiedlać ten trudny do zamieszkiwania i rolniczego utrzymania teren. Wówczas to właścicielami Burkatowa byli przedstawiciele znanego śląskiego rodu von Seidlitzów. Z tego też czasu pochodzi nasza kronikarska notatka.
cdn.
Sobiesław Nowotny
(Ilustracje: www.polska.org.pl)
12 LIKES
Skomentuj jako pierwszy!