Press "Enter" to skip to content

Tropami skrytek Grundmanna (cz. 1)

Spread the love

Nie gaśnie zainteresowanie ukrywaniem pod koniec II wojny światowej przez Niemców zrabowanych skarbów i dóbr kultury.  

Pierwszoplanową rolę odegrał w tej akcji konserwator krajowy Śląska Guenther Grundmann. Z ramienia rządu upadającej III Rzeszy był on odpowiedzialny za ukrywanie zbiorów muzealnych, zarówno tych pochodzących ze Śląska, jak również z innych obszarów Niemiec.

Pałac w Kraskowie w 1930 roku – jedno z miejsc z tzw. skrytką Grundmanna

Nasza wiedza o podejmowanych przez niego  wówczas działaniach, w szczególności o przygotowywaniu miejsc ewakuacji, różnego rodzaju przemyślnych skrytek i sposobach dezinformacji przeciwnika, byłaby zupełnie nieznana, gdyby nie usilne działania człowieka, którego nie sposób w tym miejscu pominąć. Chodzi tu o Józefa Gębczaka, który przybył w 1945 roku do Wrocławia i dzięki swej usilnej pracy, zdołał dotrzeć do zbombardowanej siedziby Urzędu Konserwatorskiego, skąd spod dymiących jeszcze zgliszcz i ruin, zdołał wydobyć notatki Grundmanna, ratując je przed ostatecznym zniszczeniem. Jak by tego było mało, Gębczakowi udało się złamać szyfr, jakim posługiwał się Grundmann, dzięki czemu zdołał on odczytać nazwy wszystkich miejscowości, w których śląski konserwator krajowy, przy wydatnym współudziale władz lokalnych różnych miejscowości na Śląsku, przygotowywał swe schowki. Gębczak informował na bieżąco o postępie swych prac przedstawiciela Ministerstwa Kultury i Sztuki, wicedyrektora Naczelnej Dyrekcji Muzeów Kieszkowskiego z Warszawy.

Udało mu się ustalić około 80 miejsc ukrycia szeroko pojmowanych dóbr kultury na Śląsku. Informacje o swych pracach nad złamaniem kodu Grundmanna i wizjach lokalnych w miejscowościach, w których istniały skrytki, opisał on w książce, która ukazała się drukiem na długo po jego śmierci – Gębczak zmarł bowiem w 1979 roku (być może zadecydowały o tym względy bezpieczeństwa?) – noszącej tytuł Losy ruchomego mienia kulturalnego i artystycznego na Dolnym Śląsku w czasie drugiej wojny światowej. Wydało ją w 2000 roku Muzeum Narodowe we Wrocławiu. Może ona stanowić prawdziwy przewodnik i elementarz dla wszystkich zainteresowanych wszelkiego rodzaju eksploracją, tajemnicami II wojny światowej, a przede wszystkim dla tych, których interesują wymyślne niekiedy metody ukrywania cennych rzeczy przez Niemców. Pozwala ona wczuć się w atmosferę owych czasów i ówczesnego niemieckiego sposobu myślenia, stąd też jest niezmiernie cenną pozycją, którą polecam z tego miejsca. Nas oczywiście interesują sprawy świdnickie, a ściślej mówiąc – sprawy ukrywania zbiorów na terenie powiatu świdnickiego.

Pałac w Kraskowie w 1937 roku

Jeśli wierzyć słowom Grundmanna, że pod koniec stycznia zjawił się on na terenie Morawy zupełnie przypadkowo, to jego wizyta w pałacu w Kraskowie w 1944 roku z pewnością do „przypadkowych” nie należała. Grundmann przybył tu do wieloletniego starosty powiatu świdnickiego, pana von Salischa. Cel wizyty nie był również z pewnością czysto kurtuazyjny. Nie było w powiecie świdnickim osoby takiej, jak von Salisch, który znał te okolice można by rzec „od podszewki”. Grundmanna i von Salischa połączyła nie tylko sprawa poszukiwania miejsc ukrycia dla potencjalnych zbiorów. W grę wchodziły też prywatne interesy von Salischa. Pałac w Kraskowie znany był z bogatych zbiorów malarstwa, porcelany itd. Te zbiory również należało ukryć przed nadciągającą nawałą sowiecką. Grundmann obiecał również von Salischowi, że jego pałac po wojnie, oczywiście gdyby III Rzesza wojnę tę wygrała, wpisany zostanie do państwowego rejestru zabytków. Za tę cenę von Salisch zgodził się na możliwość wykorzystania jego pałacu, być może również parku (?), na miejsce ukrywania zbiorów.

Dzięki pracy Gębczaka wiadomo, że Grundmann nadał pałacowi w Kraskowie, jako skrytce, numer 32. Razem z Zagrodnem, Nowym Kościołem i Luboradzem Krasków stanowił jedną grupę, do której ewakuowano łącznie 552 obrazy, 90 rzeźb, 11 tek grafiki i „kilka tysięcy sztuk rzemiosła artystycznego”. Ile konkretnie przypadło na pałac w Kraskowie, nie wiadomo. Wprawdzie w 1946 roku przybyła tu polska grupa muzealników, która wywiozła część zbiorów do Muzeum Narodowego we Wrocławiu, lecz prace nad zabezpieczaniem zbiorów trwały aż do 1948 roku, kiedy to resztę znajdujących się tu muzealiów odtransportowano do składnicy muzealnej w Bożkowie. Jak widać, zdeponowane tu zbiory, które w większości pochodziły z kolekcji prywatnych Wrocławia, były okazałe. Może to dziwić tym bardziej, iż w 1945 roku Krasków znalazł się niemal na linii frontu, a w pałacu ulokowano lazaret Wehrmachtu. Czy zatem polscy muzealnicy odnaleźli całą zawartość składnicy? Na to pytanie nie sposób dziś znaleźć już odpowiedzi.

Miejscowości, w których Grundmann zakładał swe skrytki, na terenie powiatu świdnickiego jest znacznie więcej. Postaramy się je szczegółowo w miarę możliwości omówić. Gębczak, który wyzyskał notatki Grundmanna, zwrócił jednak uwagę na informację, dotyczącą majątku w Krzyżowej, której właściciel Helmuth James von Moltke postanowił ukryć co najcenniejsze zbiory na własną rękę.

Pałac w Krzyżowej ok. 1900 roku

Dziś naturalnie, kiedy to próbuje się nam pokazać tę postać jedynie przez pryzmat jego opozycyjnej roli wobec Hitlera, niechętnie powraca się do tych faktów. Pamiętać jednak trzeba, że był on człowiekiem jak każdy inny, a na dodatek, a może nawet w pierwszej kolejności, właścicielem majątku. I to nie byle jakiego. Był on bowiem spadkobiercą słynnego twórcy potęgi Niemiec, feldmarszałka Helmutha von Moltke, dla którego Krzyżowa była oczkiem w głowie. W tutejszym pałacu znajdowały się liczne pamiątki po zmarłym w 1891 roku „wielkim milczku”, jak o starym feldmarszałku z lubością pisali niemieccy historycy. Były to często dokumenty państwowe o znaczeniu ogólnoniemieckim. Należały do nich również zbiory własne feldmarszałka, które przed wojną pokazywano niekiedy odwiedzającym pałac, w tym liczne mapy z notatkami odręcznie nanoszonymi przez von Moltkego (był on bowiem odpowiedzialny za rozwój sieci kolejowej w całych Niemczech, która służyć miała celom militarnym).

Helmuth James von Moltke doskonale zdawał sobie sprawę ze znaczenia tutejszych zbiorów. Miał również świadomość nieuniknionej klęski Trzeciej Rzeszy. W jednym z listów do swej żony Freyi von Moltke pisał on: Niemcy będą musiały liczyć się ze stratą Śląska.

Nie było to oczywiście niczym odkrywczym. Wiedzieli o tym nawet najbardziej zagorzali zwolennicy systemu narodowo-socjalistycznego spośród tutejszej szlachty. Z wiedzy tej należało jedynie zrobić użytek i ukryć, co tylko można, aby ewentualnie, w bliżej nieokreślonym czasie, gdy pozwolą na to okoliczności, odzyskać wszystko na nowo. Nie wiemy co prawda, gdzie schowano pamiątki po feldmarszałku i czy kiedykolwiek ujrzały one na nowo światło dzienne. O tym Gębczak nas nie informuje. We wstępie do swego wykazu schowków Grundmanna udzielił on jednak wystarczającej notatki o działaniach prowadzonych w Krzyżowej. Oddajmy głos Gębczakowi: Bardzo przemyślny sposób zastosował właściciel majątku Krzyżowa w powiecie świdnickim. Mając koło pałacu 4 olbrzymie lufy armatnie, które zdobył jego przodek Moltke na Francuzach w 1871 roku – obudował je. Ustawił pionowo jak kolumny i zadaszył, robiąc coś w rodzaju altany. Jakiś pocisk rozbił ceglaną obudowę i ukazał lśniący, ozdobny brąz armatni.

Wejście do pałacu w Krzyżowej ok. 1930 roku. Dobrze widoczne armaty po obu stronach schodów (Źródło: polska-org.pl)

Widzimy zatem, że idealizm Helmutha Jamesa von Moltke nie przeszkadzał mu w „przemyślnym” chowaniu spuścizny po swym przodku, feldmarszałku Helmucie von Moltke. Było to oczywiście zrozumiałe. Słysząc o postępowaniu Rosjan, nie mógł mieć złudzeń. Inną, zupełnie poboczną kwestią pozostaje oczywiście pytanie o zaufanie wobec przyszłych sojuszników – bo jako opozycjonista wobec Hitlera musiał chyba zdawać sobie sprawę, iż to właśnie Sowieci stoją po drugiej stronie barykady w tym konflikcie. To jednak jest zupełnie inny temat.

Armaty te zostały naturalnie po drugiej wojnie światowej zarekwirowane, choć przez pewien czas zdeponowane były w Krzyżowej. Trafiły wreszcie do Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, stanowiąc obecnie główną ozdobę dziedzińca przed wejściem głównym [od red. – o historii tych dział opublikujemy w najbliższym czasie osobny artykuł]. Pozostając przy temacie Krzyżowej, warto przy okazji wspomnieć o tym, że wdowa po Helmucie Jamesie von Moltke – Freya von Moltke – brała udział w akcji ukrywania trumny feldmarszałka Helmutha von Moltkego, która do 1945 roku spoczywała w mauzoleum stojącym na szczycie tzw. Kaplicznego Wzgórza w Krzyżowej. Niestety, nikomu nie udało się rozwiązać tajemnicy ostatecznego miejsca pochówku. Obecnie wnętrze mauzoleum, w którym stały niegdyś trzy trumny, zionie pustką. Oczywiście otwartych kwestii związanych z Krzyżową jest znacznie więcej. Co stało się na przykład z licznymi rzeźbami dobrej klasy autorów, które zdobiły swego czasu otoczenie pałacu i parku należącego do majątku. Nawet jeżeli jeszcze nie znamy odpowiedzi na tego typu pytania, to zostaną one wyjaśnione w przyszłości. Czy w najbliższej, czas pokaże.

cdn.

Tomasz Niesiecki

16 LIKES

Skomentuj jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mission News Theme by Compete Themes.