Press "Enter" to skip to content

Tropami skrytek Grundmanna (cz. 4)

Spread the love

Nie gaśnie zainteresowanie ukrywaniem pod koniec II wojny światowej przez Niemców zrabowanych skarbów i dóbr kultury.  

Pierwszoplanową rolę odegrał w tej akcji konserwator krajowy Śląska Guenther Grundmann. Z ramienia rządu upadającej III Rzeszy był on odpowiedzialny za ukrywanie zbiorów muzealnych, zarówno tych pochodzących ze Śląska, jak również z innych obszarów Niemiec. Pierwszą część artykułu można przeczytać tutaj: Tropami skrytek Grundmanna (cz. 1), Tropami skrytek Grundmanna (cz. 2), Tropami skrytek Grundmanna (cz. 3).

***

Budynki dawnego Zakładu Leczniczego Prowincji Śląskiej w Świebodzicach (niem. Provinziale Heil- und Pflegeanstalt) – 1912 rok

Pozostało nam do omówienia kilka skrytek urządzonych na ziemi świdnickiej przez konserwatora Günthera Grundmanna, o których posiadamy pewne informacje. Pod numerem 57 Grundmann ujął na swej słynnej liście miejscowość Świebodzice.

Pomieszczenia tamtejszego Zakładu Leczniczego Prowincji Śląskiej miały być przygotowane na przyjęcie niezwykle cennych zbiorów muzealnych, pochodzących aż ze Szlezwiku-Holsztyna, a dokładniej rzecz ujmując – z miejscowości Meldorf. Muzeum w Meldorf założono już w 1872 roku. Dokumentowało ono dzieje niezwykłej „Republiki Chłopskiej”, istniejącej w rejonie Dithmarschen. Lokalne zbiory w Meldorf, oprócz eksponatów związanych z życiem bogatych i niezależnych chłopów, zawierały różnego rodzaju precjoza, w tym przykłady nowożytnej sztuki złotniczej. Chodziło tu o tak zwany skarb złotników katedralnych, który dziś podziwiać można w jednym z oddziałów Dithmarscher Landesmuseum w opisywanej miejscowości. Gębczak, który zdołał złamać szyfr Grundmanna, nie wiedział w pełni, czy skrytka w Świebodzicach została jednak przez Niemców wykorzystana. W swej relacji o losach ruchomego mienia kulturalnego i artystycznego na Dolnym Śląsku zanotował jedynie, że w notatkach Grundmanna nie znalazł żadnych zapisów o wykorzystaniu skrytki. Członkowie polskiej grupy operacyjnej, którzy latem 1945 roku przybyli do Fryburga, jak w owym czasie nazywano Świebodzice, nie zameldowali o jakimkolwiek znalezisku eksponatów w tym mieście. Być może Niemcy w ogóle nie zdążyli ukryć tu zbiorów ze Szlezwika-Holsztyna? A może ukryto je tak dobrze, iż ekipom polskim do dziś nie udało się ich odnaleźć? Pytania tego typu muszą pozostać niestety bez odpowiedzi. Faktem jest natomiast, iż większość z przedwojennych eksponatów Muzeum w Meldorf pokazywana jest na wystawie stałej w tej miejscowości.

Kościół w Wierzbnej (1935 r.)

Mniej zagmatwane są natomiast losy skrytki, która figuruje na liście Grundmanna pod numerem 74. Dotyczy ona kościoła katolickiego w Wierzbnej pod Świdnicą. Nie wiadomo, czym kierował się Grundmann w wyborze tego miejsca, które miało przyjąć dwa najcenniejsze średniowieczne przykłady śląskiej sztuki nagrobnej, a mianowicie tumbę księcia Henryka II Pobożnego (zm. w 1241 roku) z kościoła św. Wincentego we Wrocławiu oraz tumbę księcia Henryka IV Probusa (zm. w 1290 roku), która do wywiezienia z Wrocławia eksponowana była w tamtejszym kościele pod wezwaniem św. Krzyża. Prawdopodobnie o wyborze miejsca zadecydowała odległość od linii frontu w 1944 roku oraz znajomość miejsca. Trzeba pamiętać, że Günther Grundmann nie bez powodu mianowany został konserwatorem krajowym Śląska – był on doskonałym znawcą sztuki śląskiej, a w odróżnieniu od wielu uczonych akademickich, każdą z podlegających mu miejscowości znał niejako osobiście. W okresie przedwojennym opublikował kilkanaście książek związanych z tematyką historii sztuki na Śląsku, nie wspominając już o setkach artykułów, które ukazywały się w prasie lokalnej i w periodykach krajoznawczych. Romańsko-barokowy kościół w Wierzbnej nie mógł ujść uwagi człowieka takiego formatu. Grundmann musiał kilkakrotnie odwiedzać tę miejscowość, gdyż przygotowana tu skrytka była dobrze przemyślana. Wykorzystał on niezwykłą, bądź co bądź, konstrukcję świątyni w Wierzbnej. Od czasu jej przebudowy w okresie barokowym stanowiła ona jakby podwójny kościół, tzn. jej najstarsza, romańska część służyła za boczną kaplicę, natomiast dobudowana od strony północnej nowa, barokowa bryła kościoła – za nawę główną. Owo naturalne rozplanowanie świątyni dawało możliwość odcięcia romańskiej kaplicy w taki sposób, że nie wzbudzało to zainteresowania zarówno wiernych, jak i osób, które odwiedzały to miejsce w innym, np. turystycznym celu. Grundmann nakazał oszalować wejście do bocznej kaplicy, tak aby przesłaniało ono widok przypadkowych gapiów.

Obie tumby książęce sprowadzono do Wierzbnej na długo przed zamknięciem przez Sowietów pierścienia okrążającego wokół Wrocławia, bowiem już w 1944 roku. Przeleżały tu one nietknięte na długo po upadku III Rzeszy, a wywieziono je do Wrocławia dopiero w 1948 roku. Nie wróciły już jednak na swe pierwotne miejsca – oba nagrobki znalazły swe miejsce ekspozycji w Muzeum Narodowym, gdzie podziwiać je można do dzisiaj.

Kolejną z opisywanych przez nas składnic jest Borów oraz podlegająca jest skrytka w Mrowinach.

Pałac w Śmiałowicach (1930 rok)

Grundmann nie wspomina o Borowie w swych wspomnieniach, lecz umieszcza ją na swej liście pod numerem 7. Leżący na uboczu Borów posiadał wspaniałe warunki do ukrywania większej liczby zbiorów, a to ze względu na istniejące tam liczne kamieniołomy granitu. Wykorzystali je również von Hochbergowie, zatapiając w nich co cenniejsze zbiory w specjalnie przygotowanych skrzyniach, których wnętrze było gumowane. Typ tego rodzaju skrzyń, posiadających hermetyczne zamknięcie, wykonywanych na wyjątkowe zlecenie, produkowany był już w 1944 roku przez niemieckie Ministerstwo Kultury. Borów to ogólne hasło dla kilku skrytek rozsianych po całym terenie Śląska, głównie jednak w okolicy Świdnicy i Jawora. Należały do nich: Roztoka, Mietków, Pielaszkowice, Mrowiny i Śmiałowice. Co ciekawe, Niemcy w celu zmylenia potencjalnego przeciwnika wybrali tę miejscowość nie bez powodu, gdyż na prawym brzegu Odry leżała miejscowość o niemal identycznej nazwie, bowiem Borowa (Bohrau). W miarę zbliżania się wojsk sowieckich Niemcy wywozili stamtąd zgromadzone dobra kultury, a 7 grudnia 1944 roku Grundmann podjął decyzję o ewakuacji zbiorów na lewy brzeg Odry i rozparcelowaniu ich pomiędzy wspomniane wcześniej składnice.

Nie wszystkie nadawały się do zatopienia w kamieniołomach w Borowie. Prawdopodobnie Niemcy nie dysponowali tak wielką liczbą hermetycznych skrzyń, które mogłyby dłużej przeleżeć w wodzie. Stąd też postanowiono przewieźć zbiory do pałaców w wymienionych wyżej miejscowościach i czekać na rozwój sytuacji na froncie.

Pałac w Mrowinach (1910 rok)

Interesujące jest jednak, iż pałacu w Śmiałowicach Günther Grundmann nie umieścił na swej oficjalnej liście składnic. Pałac ten jednak występował w notatkach odnalezionych przez Gębczaka, który wspomina go w jednym jedynym miejscu swej pracy o losach ruchomego mienia kulturalnego i artystycznego na Dolnym Śląsku. Pozostańmy na moment przy tym ciekawym wątku.

Pałac w Śmiałowicach, służący już w okresie średniowiecza za warownię, posiadał doskonałe możliwości do stworzenia skrytki. Stoi on na wysokiej, głęboko podpiwniczonej, skarpie rzeki Bystrzycy. Specjaliści oglądający obecnie jego piwnice stwierdzają zwykle, że jest to z pewnością ich cześć – powinny bowiem znajdować się pod całym obiektem, a dostępne są tylko te, które leżą po dwóch stronach pałacu. Co więcej, z dawnych opisów sporządzonych przez jezuitów wiadomo, że pałac posiadał dwie kondygnacje piwnic, a nie tylko jedną, która znana jest obecnie. Wygląda na to, iż nie poznaliśmy jeszcze wszystkich tajemnic tej miejscowości. Gębczak ani żadna z grup dokonujących eksploracji w tej części Śląska nie wspominają o żadnym odkryciu w Śmiałowicach. Być może miejscowość ta nigdy nie była pod tym kątem penetrowana. A skoro nie została ujęta na oficjalnej liście Grundmanna, można wnioskować, iż zawierać mogła jakieś wyjątkowo cenne zbiory. Grundmann nie zadawałby sobie bowiem takiego trudu z zakamuflowaniem tej skrytki. Ta arcyciekawa historia czeka nadal na swego człowieka, który dokona pełnego jej wyjaśnienia.

Ostatnią miejscowością powiatu świdnickiego, którą Grundmann ujął na swej liście pod numerem 77, były Mrowiny. W tamtejszym pałacu należącym do bogatego, uszlachconego przemysłowca von Kulmiza zdeponowano kilkadziesiąt skrzyń i „ok. 400 pudeł z aktami”, które wcześniej złożone były w składnicy w Borowej. Pałac w Mrowinach świetnie się do tego nadawał. Była to bowiem budowla kilkukondygnacyjna z wysokimi i co ważne, suchymi piwnicami, pomimo tego, że w jego pobliżu znajdował się staw pałacowy. Von Kulmiz dokonał rozbudowy pałacu do rangi prawdziwej rezydencji w stylu eklektycznym. A co ważniejsze, pałac ten otoczony był rozległym parkiem, otoczonym wysokim kamiennym murem, który chronił przed spojrzeniami ciekawskich, postronnych świadków. Grundmann zdecydował się zapełnić tę skrytkę w grudniu 1944 roku, gdy III Rzesza szykowała się na ofensywę sowiecką znad Wisły. Nie uchroniło to zdeponowanych tu zbiorów od przejęcia ich przez stronę polską. W 1945 roku składnicę tę opróżnili pracownicy Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu.

Cdn.

Tomasz Niesiecki

15 LIKES

Skomentuj jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Mission News Theme by Compete Themes.