Po 28 latach starań udało się dotrzeć do niezwykłego dokumentu, który nie tylko potwierdza zachowaną, lakoniczną wzmiankę na istnienie w podświdnickim Pszennie, całkowicie zapomnianego polskiego kościoła pw. św. Galla, ale co jest wielką sensacją pozwala nam na zlokalizowanie – nieznanego do tej pory – jego położenia oraz tego jak wyglądał! Poprzednie części niniejszego opracowania można przeczytać tutaj: Odkrycie w Pszennie (cz. 1): Piszemy historię miejscowości na nowo, Odkrycie w Pszennie (cz. 2): Problem z datą budowy i Odkrycie w Pszennie (cz. 3): Fundatorzy z Polski!
Wydaje się, że od czasów średniowiecza kościółek pw. św. Galla był cały czas użytkowany w okresie wielkich targów bydła. Nie posiadał on statusu kościoła parafialnego, ten znajdował się poniżej nad brzegiem rzeki Piława. Nie wiemy, jaki ksiądz odprawiał w nim nabożeństwa. Wątpliwe, aby duchowny z Pszenna lub ze Świdnicy znał język polski, aby móc wygłaszać polskie kazania. W czasach reformacji tak czy owak duchowni Ci nie mogliby wygłaszać kazań, bo byli protestantami. Niewykluczone, że do pewnego momentu na Śląsk mogli przyjeżdżać razem z kupcami na dzień św. Galla jakiś polski duchowny katolicki.
Być może kościół został zrujnowany w okresie wojny trzydziestoletniej (1618-1648), dzieląc los wielu świątyń w podświdnickich miejscowościach. Mieszkańcy wsi od kilkudziesięciu lat byli już ewangelikami, przybywający więc na targi bydła katolicy z Polski, byli zapewne chowani na cmentarzu przy kościele św. Galla. Wiadomo, że w 1652 roku w źródłach można znaleźć adnotację, że Żaden z parafian nie jest katolikiem, zaś w 1667: Ta ewangelicka wieś należy z całą jurysdykcją i prawem patronatu nad kościołem radzie miejskiej Świdnicy.
Nie znamy przyczyny dla której w 1702 oku kościółek pw. św. Galla był ponownie konsekrowany. Być może związane było to z naprawą świątyni po zniszczeniach wojennych, a niewykluczone, że został odebrany protestantom i przywrócony na łono kościoła katolickiego.
Owa konsekracja świątyni miała miejsce dokładnie w dzień patrona, to jest 16 października 1702 roku i nastąpiła po odnowieniu kościoła z funduszy, które wyłożyła wspomniana w pierwszej części niniejszego szkicu katoliczka ze Świdnicy – Catharina Schoberin [Schober] żona świdnickiego aptekarza.
Być może to wtedy w miejsce obrazu ołtarzowego, który powinien przedstawiać św. Galla, zawieszono obraz przedstawiający Chrystusa w Ogrójcu. W dokumencie z archiwum parafii w Pszennie z 1782 roku czytamy:
W dzień patrona poświęcony został przez Christopha Ferdynanda Kirszta, cesarskiego i królewskiego prepozyta w Kiełczynie i zarazem dziekana Archiprezbiteriatu Świdnickiego. W jego wnętrzu odprawiono mszę świętą. Asystowali mu David Ignatius Tusche – magister filozofii i bakałarz teologii oraz preceptor przy kościele św. Mikołaja i św. Anny w Świdnicy [tytularnie, bo oba te małe kościółki już w tym okresie nie istniały]. Zarazem ojciec duchowny klasztoru Urszulanek pw. św. Józefa w Świdnicy, jak również proboszcz parafii w Modliszowie. A oprócz tego asystowali Balthasar Ignatius Breuer, proboszcz w Pszennie. Obecni byli – Johann Strobacha – rektor kolegium Jezuitów i proboszcz w Świdnicy oraz ojciec Heinrich Krisch – opiekun seminarium św. Franciszka Ksawerego, który celebrował zakończenie mszy świętej. Odtąd po wszystkie czasy, rok rocznie ma być odprawiana w tym kościele msza święta. A gdyby w ten odświętny dzień wypadała niedziela, wówczas na zewnątrz ma być odprawiona msza i kazanie.
To po wszystkie czasy musiało trwać stosunkowo krótko, bo w 80 lat po odnowieniu kościółka i jego konsekracji wspomniany proboszcz z Pszenna Johann Müller tak pisał w 1782 roku do biskupa wrocławskiego:
(…) Ponieważ jednak od bardzo wielu lat nie odprawia się już w nim żadnych więcej nabożeństw, kościółek w tym czasie stał bezużyteczny. W jego drzwiach brakuje już zamków, brak okien, ołtarza, ozdób, ławek i innych elementów oraz naczyń liturgicznych, a po części również mur cmentarny został rozebrany. Dlatego nie bez powodu należy się obawiać, że w dalszym stopniu będzie rozbierany i w końcu całkowicie spustoszony. A dochodzi jeszcze do tego i to, że jak sam byłem naocznym świadkiem, częstokroć miejsce to służy, jako miejsce schadzek młodych ludzi, którzy w nim się zabawiają i dokonują innych nieprzyzwoitych rzeczy. Z tego też powodu proszę, czy nie byłoby rozsądne, aby po rozbiórce tego kościoła, sprzedać można było materiały budowlane, z czego po odciągnięciu zapłaty dla robotników, uzyskać jeszcze koło 10 talarów z przeznaczeniem na inne cele. A przy okazji można by uzyskać wolny plac na którym można byłoby wysiać niemal korzec zboża, gdyby ten plac odpowiednio przygotować. Miejsce to można by przekazać nauczycielowi tutejszej szkoły, ponieważ jego przychody są bardzo niskie.
Jak widać proboszcz Johann Müller okazał się być bardzo przedsiębiorczym człowiekiem, który za jednym zamachem pozbywał się w pewnym sensie niechcianej świątyni, miałby z tego niewielki zarobek, a przy okazji jeszcze z kawałka ziemi dochody miałby miejscowy nauczyciel. Zastanawiający jest pomysł obsiania zbożem terenu po kościele, a więc chyba i otaczającego go dawnego cmentarza z rozebranym murem. Można przypuszczać, że nie było już na nim nagrobków – zapewne podobnie jak kamienie z muru – zostały zabrane i wykorzystane wtórnie przez mieszkańców wsi. Ale pomysł, aby dawny cmentarz obsiać zbożem? Czy proboszcz Müller nie wiedział, że wokół kościoła był cmentarz, czy też uznał, że nie stoi nic na przeszkodzie, aby ziemię… zrekultywować i obsiać. Pomysł trochę makabryczny…
Dziekan Archiprezbiteriatu Świdnickiego w Kiełczynie, który dla biskupa wrocławskiego przygotowywał raport w sprawie kościółka i postulatu proboszcza z Pszenna dotyczącego jego rozbiórki, w tymże samym 1782 roku tak pisał do biskupa:
Ciężko mieć nadzieję, że ktokolwiek podejmie się naprawy tegoż kościoła. Taki remont, który obejmowałby dach, okna, drzwi i wnętrza, zgodnie z moją oceną pochłonąłby nie mniej niż 60 talarów, ale nawet w tym momencie kościółek ten nie byłby chroniony przed łajdactwami zbyt odważnej młodzieży. A dodatkowo niezbędne byłoby aby odbudować mur okalający cmentarz. Pamiętać należy, że większość kamieni została stąd wywieziona. Zwiezienie nowych wymagałoby wiele starań, a wzniesienie muru kosztowałoby więcej niż 150 talarów. Ponieważ nie ma funduszu, ani patronów kościoła, by doprowadzić go do stanu używalności, dlatego nie mam żadnych wątpliwości, gdyby kościółek ten sprzedany został jakiemuś mistrzowi budowlanemu za odpowiednią sumę i został wyburzony, zaś fundusz miałby zostać przekazany nauczycielowi szkoły [katolickiej] na zasiew zboża. Sprawę powiększenia jego uposażenia pozostawiam do rozpatrzenia biskupowi.
Po tym piśmie dziekana z dnia 16 sierpnia 1782 roku biskup wrocławski udzielił zgody na wyburzenie kościoła pw. św. Galla. Stało się to zapewne jeszcze w tym samym roku, a sam kościół został rozebrany zapewne w roku następnym, znikając z kart historii. Nie natrafiono w źródłach na informację czy rzeczywiście teren po kościele i cmentarzu przekazano nauczycielowi ze szkoły w Pszennie i czy dokonał na nim zasiewu.
Faktem jest, że cmentarz przy kościele parafialnym użytkowany był jeszcze w XIX wieku. Czy dokonywano pochówków także na dawnym cmentarzu przy kościele św. Galla trudno powiedzieć. W każdym razie pamięć o tym, że był tam od średniowiecza cmentarz musiała się zachować w świadomości mieszkańców, skoro teren ten został wybrany ponownie na cmentarz najpóźniej w połowie XIX wieku. Być może stary cmentarz nigdy nie został zamieniony w pole uprawne i usytuowanie „nowego” cmentarza w tym miejscu było jak najbardziej naturalne. Kaplicę pogrzebową oraz mur okalający „starą” część cmentarza – w zachowanej obecnie formie, wzniesiono w 1880 roku. Okazjonalnie pochówków dokonywano także przy kościele parafialnym pw. św. Mikołaja. Jak opowiadają mieszkańcy, po 1945 roku nagrobki niemieckie na tym cmentarzu zostały zlikwidowane, a część szczątków z murowanych grobowców, które zasypano ziemią, pochowano we wspólnym grobie. W latach 50. XX wieku „stary” cmentarz na wzgórzu okazał się za mały i został on powiększony o tzw. „nową” część.
Kościół pw. św. Galla w Pszennie wybudowany z fundacji polskich kupców, jest – a właściwie był – ewenementem na skalę całego Dolnego Śląska. Należy żałować, że nie przetrwał do czasów nam obecnych, bo stanowiłby niezwykły dowód na kontakty polskich kupców ze Śląskiem. Dziś, dzięki odnalezionym dokumentom udało się go przywrócić na karty historii, a miejmy nadzieję także do tradycji i bogatych dziejów podświdnickiej wsi Pszenno.
Andrzej Dobkiewicz & Sobiesław Nowotny
Opracowanie powstało w ramach projektu w otwartym konkursie Starostwa Powiatowego w Świdnicy na realizację zadań publicznych w zakresie kultury, sztuki, ochrony dóbr kultury i dziedzictwa narodowego w krajoznawstwa w 2023 roku.
15 LIKES
Odprawienie nabożeństwa katolickiego nie powinno być żadnym problemem, ponieważ msze były odprawiane po łacinie. Nawet w szczytowym okresie reformacji znalazłby się jakiś duchowny, choćby z któregoś z pobliskich klasztorów. Problemem mogłoby być kazanie, ale wcale nie jest pewne, czy musiałoby być one w języku polskim.
Oczywiście , że nabożeństwa odprawiane były w języku łacińskim. Ale kwestia kazania to zupełnie inna sprawa. Skoro kościół ufundowany został przez polskich kupców i msze święte odprawiano w tym kościele jedynie podczas pobytu w Świdnicy polskich kupców, to przypuszczać należy, że kazania odprawiano w języku polskim. Szkoda, że nie zachował się dokument fundacyjny kościoła, gdyż być może były w nim zawarte jakieś postanowienia, w jakim języku i kto wygłaszać ma kazania. Sugestia, że mógł to być przedstawiciel z któregoś zakonu jest jak najbardziej prawidłowa. Pamiętać należy, że świdnicki klasztor dominikański należał do prowincji polskiej tego zakonu, a w świdnickim klasztorze z tego powodu przebywało wielu zakonników Polaków. Skądinąd wiemy o podobnej sytuacji z terenu Ząbkowic Śląskich, iż w tamtejszym klasztorze dominikańskim jeszcze w XVII wieku wygłaszano kazania po polsku dla okolicznej polskiej ludności Śląska. Jednakże odnośnie kościoła św. Galla w Pszennie nie zachowały się konkretne informacje źródłowe na ten temat, więc kwestia ta pozostaje na poziomie przypuszczeń i dywagacji. Warto jednak stawiać tego rodzaju pytania badawcze. Być może kiedyś uda znaleźć się jednoznaczną odpowiedź.
Warto by dowiedzieć się, jacy kupcy przybywali z Rzeczpospolitej do Świdnicy. W wielu miastach mieszczeństwo było zdominowane przez przez osoby narodowości ogólnie niemieckiej lub żydowskiej. Dla nich niemiecki był pierwszym językiem. Warto również miec na uwadze, że aby parać sie handlem międzynarodowym, warto znać język kontrahenta w stopniu umożliwiającym konwersację. Tak więc wcale nie jest pewne, czy kazania musiały być głoszone w języku polskim.
Z całą pewnością kupcy znali język niemiecki, bądź też przybywali tu z tłumaczami tego języka. Nikt jednak nie nazywałby kościoła „polskim” , gdyby kazania wygłaszane byłyby w nim w języku niemieckim. Gdyby przybywali tu mieszczanie niemieccy z Polski, to nie istniałaby potrzeba budowania dla nich osobnego kościoła, który nazywano by polskim. A po drugie gdyby byli to mieszczanie niemieccy, to większość z nich na terenie Polski była w XVI wieku luteranami i zapewne uczęszczaliby na nabożeństwa w kościele farnym w Pszennie lub Świdnicy, te były bowiem w tym czasie luterańskie. Nie braliby też udziału w odpuście w dniu św. Galla, gdyż taki zwyczaj jest w kościele protestanckim nieznany. Co do osób ludności żydowskiej tego rodzaju zwyczaje tym bardziej nie wchodzą w rachubę. Poszukiwanie śladów w archiwach polskich to szukanie igły w stogu siana. Skoro ten temat tak Cię zainteresował, to może podejmiesz się tego wyzwania. Myślę, że byłoby warto.